Wielkość odkrywania świata

Wiedza i rozwój dają nam poczucie wielkości. Dlatego tak pragniemy ruchu ciała i komórek mózgowych.

W dzieciństwie moja córka wraz z koleżankami budowała w piaskownicy zamki, kopała dziury i robiła przeróżne ciekawe rzeczy. Wyciągnąłem niedawno album ze zdjęciami, a potem oglądałem tamte zatrzymane w czasie chwile. Na jednej fotografii jest bardzo skoncentrowana i próbuje zaczarować foremkę, stukając w nią plastikową łopatką. Wypowiadała wówczas formułkę: „Babko, babko udaj się, jak się nie udasz, będzie źle!” – pamiętam.

Ludzie od dziecka pragną zmieniać, ulepszać i poznawać świat. Zaangażowanie w budowanie nowych wartości jest zakodowane w genach i potwierdza zasady ewolucji. Doszliśmy do momentu rozwoju cywilizacji, po przekroczeniu którego będą się spełniać najbardziej futurystyczne scenariusze filmów sci-fi sprzed dwudziestu lub trzydziestu lat. Kto by pomyślał, siedząc „całe wieki” temu na seansie „Gwiezdnych wojen”, że technika tak dorówna ludzkiej wyobraźni, marzeniom, potrzebom i możliwościom?

Wielkość od piaskownicy…

Dzisiaj obserwuję nastoletniego już syna siedzącego przy monitorze komputera i dostrzegam ten sam grymas twarzy ze  zdjęcia z piaskownicy córki. Chłopiec patrzy na różnych bohaterów swoich ulubionych gier, steruje nimi i z pewnością czuje, jakim jest istotnym elementem tego dziania się. Gdyby mu zabrać tę „zabawkę”, cierpiałby bardzo. W zasadzie komputer nie jest już zabawką, nie jest nią też telefon komórkowy, na którym mogę obecnie napisać swoje 450 słów, a potem opublikować na blogu.

Przekonanie o byciu ważnym elementem świata to sedno sprawy, przemijającego życia. Widzę je w oczach matek prowadzących dzieci, w postawie urzędników państwowych, nauczycieli akademickich czy kierowców autobusów, widzę je w swoich oczach w lustrze. Domyślam się i czasami nazywam to prostym „wypełnianiem swoich obowiązków”, czyli pracą. Jest różnica pomiędzy wykonywaniem pracy, nawet solidnym, wczuwaniem się w jej przebieg, chęć jak najlepszego spełnienia. Są chwile, gdy czujemy się wielcy w tym, co robimy i przeżywamy szczęśliwe chwile. Tak, to jest to.

Podczas studiów siedziałem w czytelni nad starymi drukami i świat przestał dla mnie istnieć. Doznawałem jakiegoś olśnienia i poczucia drugiego wymiaru, pomostu pomiędzy XXI a XVII w. (starodruk). Czasami w filmach spotykamy taki środek wyrazu, gdy kamera najeżdża na twarz bohatera i kieruje się w stronę jego oczu. Chwilę później wszystko się zmienia, plan akcji i scenografia, przenosimy się w czasie. Tak naprawdę bohatera nie ma, jest w przeszłości, przyszłości lub w swoich marzeniach. Wrażenie, uczucia odkrywania doznałem, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem obrazy w 3D. Instrukcja oglądania obrazka 3D mówiła, aby oglądając kartkę, starać się patrzeć w koniec nosa, oddalać i przybliżać obrazek lub zezować. W którymś momencie wreszcie dotarła do mnie ta przestrzeń, której nie widziałem wcześniej. Tak jak w czytelni poczułem zapach XVII-wiecznych potraw, zwiedzałem magnackie i szlacheckie dwory, byłem tam i nie byłem, czułem wielkość moich odkryć.

Kto raz odkrył świat, poznawał nowe gatunki wiedzy, czuł się wielki, ten będzie głodny i nigdy nie przestanie poszukiwać – szczęścia.