Trzecie pokolenie

W jednym z amerykańskich filmów podejmowano problem mniejszości japońskiej w „kolorowej dzielnicy”. Murzyńskie wyrostki napadały wciąż na market „bogatych” (bogactwo to pojęcie względne) Amerykanów pochodzenia japońskiego. Podczas kolejnego rabunku właściciel, kierownik i  wiekowy pan wypowiedział mniej więcej taką kwestię: „Ci młodzi chcieliby mieć wszystko natychmiast. Mają nam za złe nasze bogactwo, a przecież my pracujemy na to już trzecie pokolenie”. Młodzi są bardzo niecierpliwi, nie rozumieją, że pracują nie tylko dla siebie, ale dla swoich rodzin…

Na lekcji wychowawczej kilka lat temu zabrakło mi argumentów na to, aby zachęcać krnąbrnego ucznia do chodzenia do szkoły. Kpił ze wszystkich, nie przemawiały uwagi typu: „matka płacze na wywiadówkach”, „rodzice się o ciebie martwią”, „zadbaj o swoją przyszłość”, „skończ szkołę, zawsze to lepiej…” itd. Wreszcie mając w pamięci wspomniany wcześniej film, powiedziałem wprost: „ucz się dla własnej rodziny, którą kiedyś założysz”. Na twarzy wagarowicza pojawiła się refleksja, a potem śmiech, komentarze typu: „wcale mi się nie śpieszy”, „mam dopiero 19 lat”, „nie chcę mieć dzieci” itd. Ja jednak wytoczyłem „najcięższą armatę”, blefując: „Twój ojciec też tak mówił 19 lat temu”…

Potrzeba kilku pokoleń, aby dokopać się do raju

Potrzeba kilku pokoleń, aby "dokopać się" do raju...

Nastoletnim uczniom w wieku gimnazjalnym i pełnoletnim wydaje się, że życie to świetna zabawa. Polega na manipulowaniu ludźmi z otoczenia (rodzice, koleżeństwo, nauczyciele itd.), aby prześliznąć się do kolejnej klasy.

Niewielkie wymagania wobec siebie: „wystarczy być”, ogromne oczekiwania względem świata: lista życzeń dla rodziców, nauczycieli, św. Mikołaja, pretensje i roszczenia jeśli tylko coś się nie uda, np. odpisać na sprawdzianie. Współczesna młodzież uważa umiejętność posługiwania się Androidem i Internetem za wystarczające dowody inteligencji i zaangażowania w sprawy edukacji?

Inwestując w swój własny rozwój, kształcąc się, „otwieramy drzwi” do sukcesu nie tylko sobie, ale też własnym dzieciom i wnukom. Jak to działa? Powiedzmy, że schemat jest taki: Jan Kowalski zarabiał jako robotnik kopaniem rowów. Bardzo chciał, aby jego syn Marek miał lepsze życie i łatwiejszą pracę niż on. Kontrolował zeszyty chłopca, postępy, chodził na wywiadówki. Dzięki temu Marek ukończył szkołę zawodową i zaczął zarabiać jako operator koparki. Kopał rowy jak ojciec, ale siedząc w klimatyzowanej kabinie koparki. Marek pragnął, aby jego syn miał lepszą pracę. Nauczony przykładem ojca pilnował syna Dawida. Ten skończył technikum budowlane i znalazł pracę jako kierownik budowy. Wkład pracy Jana, jego zarobki i poziom życia w trzecim pokoleniu, czyli w osobie Dawida zwielokrotniało nie dlatego, że tak chciał los, ale było wynikiem konsekwentnej pracy pokoleń.

Nie można odnieść sukcesu bez kształcenia się. Jeśli dzisiaj będąc uczniem wciąż tylko udajesz i robisz łaskę, że chodzisz do szkoły, cofasz się. Oznacza to, iż swoim dzieciom, które kiedyś będziesz miał/a lub już je masz, zgotujesz los gorszy niż sam chciałbyś mieć dzisiaj.

Tak naprawdę marzenia mają szansę zrealizować się dopiero w życiu naszych dzieci, gdy my im w tym pomożemy.