Jeśli można mówić o genialnym dziele, to z pewnością obraz Grega Zglińskiego (Polska, 2011) ociera się o nie z każdej strony. To pierwsze wrażenie, jakie można odnieść podczas oglądania filmu. Niestety, problem odpowiedzialności poruszony w nim, cóż, przypomina „Lorda Jima”. W powieści Josepha Conrada główny bohater postąpił źle – przynajmniej teoretycznie. Jako kapitan statku nie powinien z niego uciekać, gdy nagle zaczął nabierać wody. Był odpowiedzialny za załogę i miał obowiązek strzec życia dziesiątek pielgrzymów śpiących na pokładzie.
No tak, ale kto mógł się spodziewać, że statek nie zatonie? Podobnie w „Wymyku” Alfred (w tej roli Robert Więckiewicz), młodszy brat Jerzego (w tej roli Łukasz Simlat), nie był bohaterem, nie stanął w obronie brata. Bał się cierpienia, jakie mogliby mu zadać napastnicy. Nie miał też pojęcia, że młokosi tak bestialsko postąpią z jego bratem. Zapowiadało się groźnie, ale nie okrutnie. Czy gdyby się nie zawahał, gdyby podjął walkę, zginęliby obaj? Czy wówczas byłby postacią pozytywną? Podobnie u Conrada Jim – czy gdyby został na statku i gdyby ten zatonął wraz ze wszystkimi pasażerami, z załogą, to czy Jim mógłby zyskać dobre imię?
„Wymyk” pokazuje przeciętnego człowieka, który nie marzy o tym, aby być bohaterem. Faktycznie, Fred poza tym, że kolekcjonuje broń, nie pragnie się wybijać, jest zadowolony ze swojego życia, wystarcza mu to, co ma. Jerzy jest za to idealistą. Być może w pociągu staje w obronie dziewczyny, bo czuje się odpowiedzialny też za brata. Chce go wychowywać, dać mu wzorce moralne, podobnie jak wcześniej chce zdynamizować ich wspólne medialne przedsięwzięcia. Niczego i nikogo go się nie boi. Alfred też nie jest tchórzem, ale pragmatykiem, kupił żonie w prezencie auto… dla siebie, bo ona nie ma prawa jazdy.
Bardzo uniwersalne przesłanie filmu może potwierdza, że w życiu nie ma nic pewnego. Nikt z ludzi nie ma pojęcia, jak zachowałby się w sytuacjach ekstremalnych. Często strach zamyka nam usta, podcina nogi, stajemy się niewolnikami warunków, jakie nas otaczają. Żaden z bohaterów nie zasłużył na całkowitą negację postępowania, obaj mają plusy i minusy, aż wierzyć się nie chce w to, co się stało na ekranie, ale takie rzeczy dzieją na wciąż i wszędzie. Niektórzy wymykają się śmierci i złu z objęć, inni giną.
Technicznie to kino bez kompleksów. Przez cały czas obserwujemy zmagania głównych postaci, ani na sekundę reżyser nie daje im zniknąć za scenografią. To rzadkość w polskim kinie, tak tworzą wielcy w rodzaju Krzysztofa Zanussiego czy Romana Polańskiego. Nie ma tam niepotrzebnych słów, niepotrzebnych ujęć czy scen, gestów.
[http://www.youtube.com/watch?v=WDllcdgqS7k]