Ostatnia rodzina

„Ostatnia rodzina” to raczej tren ku czci Zofii Beksińskiej, żony Zdzisława Beksińskiego. Aleksandra Konieczna odgrywająca jej rolę została przedstawiona tu jako ofiara toksycznej rodziny, w której dominują dysfunkcyjni społecznie mąż i syn. Pierwszy zamyka się i oddziela od całego świata sztuką. W swoich działaniach przypomina domorosłego naturszczyka, prymitywnego Nikifora malującego seriami obrazy, aby pozasłaniać ściany mieszkania. Są to więc cykle malowideł dla żony i dla syna, lecz pewnego razu znajduje się miłośnik sztuki pragnący to i owo od niego kupić.

Zdzisław nie ma pojęcia o wartości obrazów, chodzi o to, aby mimo wszystko zarabiać, bo malowanie jest jedyną jego aktywnością poza pracą. Z żoną, matką i teściową żyjącymi pod jednym dachem z artystą nie nawiązuje nici przyjaźni, wspólnych tematów, nawet podczas świąt wszelkie gesty zbliżające go do członków rodziny kontestuje. Z tego powodu Zofia może czuć się samotna, niedoceniana i nierozumiana. W zasadzie jej życie to służba dla starzejących się, niedołężniejących kobiet, które po latach umierają. W takim samym stopniu opiekuje się mężczyznami swojego życia.

Tomasz, Zofia i Zdzisław Beksińscy podczas rodzinnej dyskusji. (foto: filmweb.pl)

Jako matka nie spełniła się i nie potrafiła znaleźć wspólnego języka ze swoim synem. Genialny Tomasz Beksiński był inny niż jego rówieśnicy. Miał ogromny talent językowy, studiował, ale nie widział sensu w życiu. Kilka razy próbował popełnić samobójstwo, aż w końcu obiecał ojcu, że więcej nie targnie się na własne życie, aby nie robić matce przykrości, póki ona żyje. Zamieszkał osobno w mieszkaniu na osiedlu niedaleko rodziców i rozpoczął pracę w Polskim Radiu.

Tłumaczył filmy dla TVP, miał swoje autorskie audycje muzyczne, gdzie przedstawiał płyty kupowane – wymieniane przez ojca za sprzedawane za granicą obrazy. Dzięki temu zyskał sobie szybko popularność i masy wiernych słuchaczy nieświadomych faktu, że Tomek jest „jakiś inny”. W życiu prywatnym miał problemy w nawiązywaniu dłuższych związków i częste napady depresji prowadzące do kolejnych prób samobójczych, z których jedna okazała się skuteczna. W filmowych rozmowach z matką zawsze i wszystko poddawał w wątpliwość, sens zdobywania wykształcenia, uczucia czy osiągnięte sukcesy.

Cierpienie i brak zrozumienia ze strony otoczenia, ciężka praca w domu towarzyszyły Zofii przez cały czas. Została pokazana jako osoba zagubiona i nieszczęśliwa, bo należąca do rodziny o toksycznych relacjach. Miała męża, który jej nie zauważał i nie rozumiał, obarczał obowiązkami często ponad jej możliwości, jak remonty czy opieka nad umierającymi matkami obojga małżonków. „Beksińksa zmarła!” – zawołał któregoś dnia Zdzisław, informując ją, że zmarła jego matka, aby nie przestraszyła się ewentualną śmiercią swojej matki dożywającej swoich ostatnich dni w tym samym pokoju. T

o była cała jego wrażliwość okazywana żonie. Z kolei Tomek, ukochany syn Zofii, był skłonny do nagłych ataków frustracji i awantur z rzucaniem talerzami, garnkami nawet wtedy, gdy od lat już nie mieszkali razem. Po prostu wpadał do kuchni matki i wyraźnie czymś poirytowany rozładowywał swoje furie w jej obecności, pozostawiając ją przestraszoną, przerażoną z poczuciem winy martwiącą się o syna.

Ostatnia rodzina

Beksiński miał manię robienia zdjęć sobie i filmów z własnym udziałem. (foto: filmweb.pl)

Tren ku czci Zofii Beksińskiej pokazuje prawdę o rodzinie dwóch geniuszy malarza i tłumacza, którzy byli pospolitymi ludźmi z blokowiska. Bez żony i matki, zajęci swoimi sprawami, wielką sztuką, fobiami, depresjami, pasjami fotograficznymi i muzycznymi. problemami psychicznymi nie przeżyliby bez niej nawet dnia. Dlatego hołd oddany tej kobiecie zdaje się uzasadniony.

To kolejny film o toksycznej rodzinie, ale tym razem pokazanej w środowisku innych niż zwykle uzależnień. Zazwyczaj ojciec lub matka są tyranami narzucającymi swoje wartości członkom rodziny. Pastwią się przy tym i nie liczą z uczuciami innych domowników, mając też tendencje do oszukiwania ich i siebie samych, popadając w różnego rodzaju nałogi, odkładając trzeźwienie lub naprawę relacji, aż przychodzi ich kres. Trauma życia rodzinnego przekłada się później na życie dorosłych już dzieci. Tutaj deptana jest rodzina, dlatego chyba ostatnia.

Może ludziom się wydawało, że w rodzinach z jednostkami wybitnymi takie patologie nie mają miejsca, czyli ostatnia, którą byśmy o coś tak prymitywnego, toksycznego podejrzewali. A jednak. Teraz widzowie się podzielą. Jedni powiedzą: „To ja dziękuję Bogu, że nie mam takich geniuszy w domu”, inni zaś stwierdzą: „Mam gdzieś, jakimi byli ludźmi, ważne są ich wiekopomne arcydzieła!”.

Ostatnia rodzina

Trudno się dogadać z dorosłym synem będącym myślami daleko stąd. (foto: filmweb.pl)

Po seansie o Beksińskich, oglądając obrazy Zdzisława Beksińskiego, będziemy widzieć autora załatwiającego swoje potrzeby fizjologiczne do reklamówki na balkonie, bo łazienka była remontowana albo biegającego z aparatem lub kamerą i robiącego sobie selfie w lustrze. Czy to obniży wartość jego talentu? Da Vinci załatwiał się pod drzewem albo za stodołą czy do nocnika, podobnie Mickiewicz, Słowacki czy Wyspiański, a przecież „Słowacki wielkim poetą był!”. Kim był Beksiński? Nie wiadomo, z filmu to nie wynika, nie widzimy jego wielkości ani aktu tworzenia.

Na przykładzie „wielkiej twórczości” Beksińskiego początkujący reżyser Matuszyński chciał pokazać, że nawet największym arcydziełom towarzyszy ból i pospolitość. Ale, przepraszam, przecież to dla każdego oczywista oczywistość, więc o co właściwie z tą „Ostatnią rodziną” chodzi? Trudno powiedzieć. Jest to film pokazujący świat artysty od strony toalety, jakby celem było turpistyczne obnażanie sztuki. Tak, to jest turpizm, skupianie się na brzydocie życia, pokazywanie kloaki i walenie nią po oczach widzów: „Geniusze nie różnią się od Ciebie – drogi widzu!” Cóż, jest to fałsz, jakiego dawno nie widzieliśmy na ekranach. Może on leczyć terapeutycznie wszystkich pozbawionych talentów i pasji Polaków.

„Ostatnia rodzina” niczego nowego nie odkrywa poza rysami na życiu rodziny Beksińskich. Ucieszy to z pewnością miliony hejterów, lubiących i żyjących z „niszczenia pomników” i deptania autorytetów.

Świetne role trójki bohaterów