Social network, The

Film/paradokument/2010
Obsada: Jesse Eisenberg jako Mark Zuckerberg; Justin Timberlake: Sean Parker, Andrew Garfield: Eduardo Saverin i inni.
Reżyseria: David Fincher
Scenariusz: Aaron Sorkin

Mark Zuckerberg to młodzieniec bardzo ambitny i bystry. Studiuje na Harwardzie informatykę i w przeciwieństwie do kolegów nie ma szczęścia w miłości. Zawiedziony życiem i nieudaną randką któregoś wieczoru zasiada przed monitorem swojego komputera i pisze algorytm. Pomaga mu w tym kolega i po kilku godzinach powstaje strona Facemash. Jest to album ze zdjęciami studentek uczelni, a jego celem jest ocenianie urody dziewczyn. Adres strony pocztą pantoflową rozchodzi się w szybkim tempie i powoduje przeciążenie sieci, która wkrótce pada. Administratorzy i włodarze uczelni dochodzą prawdy. Oskarżają później Zuckerberga o to, że włamał się do sieci komputerowej Harwardu i wykradł stamtąd zdjęcia i dane studentek.

Zuckerberg przy pracy

Jakiś czas później po całym zamieszaniu Mark zostaje zaproszony do bractwa bogatych studentów. Przedstawiają mu oni pomysł stworzenia strony – albumu uczelni na wzór znanych i robionych książek tego typu. Różnica polegałaby na tym, że miałby to być album wirtualny. Koledzy sportowcy nie znają się zupełnie na informatyce i proszą o pomoc Marka. Ten z kolei chce, aby dali mu czas do namysłu. W ciągu następnych dni Zuckerberg ciężko pracuje nad swoim projektem, który jest zbieżny z pomysłem studentów. Ma on zamiar stworzyć sieć albumów studentów z różnych uczelni w taki sposób, aby mogli oni ze sobą porozumiewać się i wymieniać opinie. W ten sposób właśnie, z niewielkiej idei i pomysłu na album studencki czy też sieć albumów powstał w 2003 roku facebook.com. Jest to obecnie portal społecznościowy liczący ponad 500 milionów użytkowników na całym świecie, a dziennie powstaje na nim około 120 tysięcy nowych kont.

Film ma charakter dokumentalny, jest zapisem prawdy, która miała miejsce w realnym świecie. Scenariusz oparto częściowo na procesie, jaki wytoczyli Zuckerbergowi koledzy studenci, oskarżając go o kradzież pomysłu na portal. Otrzymali milionowe odszkodowanie, ale wartość facebook.com jest określana w miliardach dolarów. Dzieło nie zawiera jakiejś dynamicznej akcji. Wynika z niego, iż pomysł na portal społecznościowy został wzięty przez Zuckerberga od innych, podobnie algorytm na album podpowiedział mu kolega. Faktem jest natomiast, iż autor i właściciel facebooka jest osobą pracowitą. Początkowo nie wiedział, jak poradzić sobie z tym, aby jego produkt mógł przynosić jakieś zyski. Spotkał się jednak z Seanem Parkerem, który miał za sobą sukcesy internetowe z przeglądarką muzyki i wspólnie z nim poszukiwali reklamodawców. Założona przez Marka firma rozrastała się z dnia na dzień. Trafił w sedno zainteresowań lub zapotrzebowania internautów, którzy pragnęli tworzyć platformę komunikacyjną i łączyć się w rzeczywistości wirtualnej ze znajomymi, chwalić się swoimi osiągnięciami, fotografiami, wiadomościami.

Już w swojej firmie

Rzeczywiście trafić w gust milionów, zaspokoić ich potrzeby i zarobić na tym miliardy dolarów to duża sztuka. Udaje się ona raz na miliony różnych działań w wielu dziedzinach. Niemniej jednak facebook.com dla mnie to podobnie jak gg czy skype jedynie narzędzie do komunikacji, które samo w sobie nie niesie większych wartości jak np. wynalezienie antybiotyków czy koła. Ideą portali tego typu jest przeniesienie życia do Internetu, co jest grubą pomyłką i przypomina fabułę „Surogatych” (2009). Ideą tego obrazu było stworzenie wirtualnej współzależności pomiędzy człowiekiem a reprezentującym go awatarem – robotem. Zuckerberg podpowiada ludziom, że mogą żyć bez wychodzenia z domu, gromadzić się w różnych miejscach, być aktywnymi itp. poprzez Internet. Ta idea jest mi zupełnie obca i nie podnieca mojej wyobraźni jak milionów widzów i recenzentów „The Social Network”. Jasne, każdy by chciał wymyślić coś ciekawego, aby jeszcze na tym zarobić i być krezusem. Życie wirtualne jednak nie może być namiastką realnego świata, a jedynie narzędziem do komunikacji.

Nieudany wątek miłosny z życia bohatera

Wielu ludzi traktuje powstanie Internetu i facebooka jak odkrycie nowego kontynentu, nowej Ameryki czy raju. Inni twierdzą, że „jeśli nie ma cię na facebooku, to nie istniejesz” itp. brednie. Cały Internet uważam za wartość samą w sobie służącą do komunikacji i rozwoju. Dbanie jednak o swoją wizytówkę na facebooku czy naszej-klasie bardziej niż o realne sprawy to ekshibicjonizm. Często gęsto mamy do czynienia z podwójnym życiem internautów. W świecie wirtualnym kreują się na zupełnie innych ludzi niż są nimi w rzeczywistości. W zasadzie gdy patrzę na portale społecznościowe, wierzę, że prawdą są nazwiska moich znajomych, niektóre informacje na portalach koncernów medialnych, a także weryfikowane artykuły w Wikipedii. Reszta jest lub może być fikcją, mniejszym lub większym kłamstwem, bo przecież zawsze można coś sprostować, za coś kogoś przeprosić lub go zignorować.

„The social network” to film przegadany o udanym zrządzeniu losu, który ze zwykłego informatyka robi biznesmena i milionera.

Recenzenci czy entuzjaści sieci internetowej widzą w Zuckerbergu mesjasza współczesnym mediów a facebook uważają za przełom w życiu na Ziemi. Jest to mylne złudzenie i nieuzasadniony entuzjazm. Po pierwsze film to nie tylko nudnawe dialogi, ale przede wszystkim kreacje aktorskie, a tutaj ich brak. Po drugie ludzie żyją i rozwijają się na Ziemi od wielu tysięcy lat bez facebooka i jakoś dają sobie radę. Tak naprawdę życie toczy się w realnym a nie wirtualnym świecie, a najmniej na portalach, które stanowią często przewartościowaną pustelnię intelektualną z masą kłamliwych obrazów z życia udawanego i pozorowanego, a nie realnego i prawdziwego. Nie ma się czym podniecać i wpadać w histerię podczas seansu smutnego w sumie filmu. Dowodzi on między innymi, iż czasami kłamstewko może się baaardzo opłacić.

Przegadany film

Zwiastun