W programie Tomasza Lisa (29.04.2013) wystąpił Piotr Najsztub i Karolina Korwin-Piotrowska. Tematem ich rozmowy był polski show biznes. Konkluzją stało się twierdzenie: polscy celebryci to zwyczajna „pusta piana” a nasze pseudo gwiazdy to „kaszana”. Czy to dotyczy tylko show biznesu i czy należy się z tym zgadzać?
Nie widać prowincjonalizmu polskiego w mediach, w większości wykupionych przez zachodnie koncerny medialne. Dlatego też w ogólnopolskich stacjach radiowych na pierwszych miejscach list przebojów znajdujemy „hity” ogólnoświatowe. Poza kilkoma wyjątkami dzieł polskich wykonawców, reszta to utwory, kompozycje i twórczość literacka made in USA, w każdym razie tantiemy z odtwarzania tych produkcji wpływają rzekami do mórz i oceanów koncernów wydawniczych zza granicy, czyli z terenu tej lepiej zorganizowanej cywilizacji kulturalnej. To samo dotyczy rynku TV i reklamy. Nie mamy się czego wstydzić, w większości reklamy dotyczą towarów i marek wykupionych przez obcy kapitał.
Nie ma prowincjonalizmu polskiego na rynku finansów, wszak podążamy drogą Grecji, Irlandii i Hiszpanii, pragniemy szybciutko dotrzeć do strefy Euro. Bodaj tylko PKO BP jest w całości jedynym polskim bankiem. Pozostałe to kapitał dojrzałego kapitalizmu, banki zachodnie o znanej na świecie renomie. Po wykupieniu przez HDI polskiej Warty, niewiele firm ubezpieczeniowych pozostało w polskich, czyli prowincjonalnych rękach. Możemy więc otrzymywać produkty bankowe i ubezpieczeniowe sprzedawane już od co najmniej pół wieku w USA czy w Niemczech. Na polskich drogach i parkingach widać najnowsze modele aut kupowanych przez ciężko pracujących ludzi. Jeździmy takimi samymi modelami aut co bogatsi sąsiedzi zza zachodniej granicy czy zza oceanu.
W polskich szkołach wychowywane są kolejne już pokolenia dzieci w kulcie zachwytów i szacunku do cywilizacji greckiej (mity greckie) i anglosaskiej (mitologia tradycji kolonialnych Zjednoczonego Królestwa i demokracji USA). Polskich uczniów podczas lekcji języków obcych naucza się (i wychowuje) z takich samych podręczników jak dzieci i młodzież w Niemczech czy na Słowacji, a także w dawnych koloniach brytyjskich. Wkrótce będziemy obchodzić Walentynki, Christmas i Halloween jako święta państwowe – szkoły już nimi żyją – a świętem narodowym stanie się kolejna rocznica wstąpienia na tron królowej Elżbiety lub też amerykańskie Święto Niepodległości. Stajemy się zatem tak bardzo światowi, zbliżamy się do upragnionych wzorców kultury Zachodu, jak nigdy wcześniej, np. w renesansie czy baroku, kiedy to nieliczni ze szlachty mogli „wdychać” ów powiew „doskonałej” łacińskiej i francuskiej kultury.
Każdy głos mówiący o Polsce i Polakach jak o prowincji rozumianej jako symbolu zacofania musi wzmagać naszą ideową czujność, budzić postawę obywatelską.
Zachwytem nad kulturą zachodnią, która doprowadziła do kolejnego światowego kryzysu żyjemy wszyscy razem. Kochamy totalitarny rys demokracji kapitalistycznej i w nim chcemy się umacniać, żyć i rozwijać. To siła przecież, która nas jednoczy w naród… i rozumiemy, że o tych zacofanych prowincjuszach należy głośno mówić w każdym talk show, napiętnować i wytykać błędy. Brawa dla polskiego show biznesu za tak bezceremonialne obnażanie tej polskiej zaściankowości. Niech żyją dziennikarze, którzy nie potrafią robić niczego pożytecznego, ale znają się na tym, co prowincjonalne. Są dla nas przewodnią siłą, mentorami i przewodnikami duchowymi. Chcemy i prosimy o więcej takich analiz, krytycznych słów, niech zacofanie polegnie dla dobra wzniosłej kultury Wielkiego Zachodu!
A tak całkiem poważnie, bez ironii. Jakimi mamy być obywatelami, jaką mamy mieć samoocenę, kiedy to w szkole zasypuje się nas wymaganiami ponad możliwości i jeszcze się nam wmawia, że nic nie umiemy, do niczego się nie nadajemy, w kościele, że jesteśmy „prochem i niczym”, a w mediach, że jesteśmy totalnie zacofani? Jaki ma być przeciętny współczesny Polak? Gdzie i kiedy może się dowartościować? Zamiatając niemieckie autostrady czy angielskie TESCO? Niedługo nie będzie w Polsce nic polskiego, już nawet resztki tandety (tzw. show biznes) nie są nasze, bo przypominają amerykańską papkę. To pierwsze objawy niewolnictwa, a w każdym razie zniewolenia totalnego: masa ma rację, jednostkę można deptać, są równi i równiejsi – tych równiejszych wskazują nieomylne media i władza.
PS.
Dziennikarze sami się zapętlają: krytykują to, czego nie akceptuje masowa kultura Zachodu i zachodnie wzorce podają za właściwe, do nich tęsknią. Polscy artyści zatem biorą to sobie do serca i też chcą robić „amerykańskie kariery”. Gdy tego próbują, są ściągani na ziemię określeniami typu – prowincja. Małość tego typu ocen wynika z konfrontacji także z dziennikarską rzeczywistością – uznają za „prawdę objawioną” każdego newsa pisanego w obcym języku.