Burza wokół ACTA milknie. Już, już… odchodzi ad acta, czyli zginie w jakimś segregatorze na półce wśród innych aktów prawnych, odrzuconych, przeterminowanych, zaniechanych, niespełnionych.
Szkoda czy nie? To się jeszcze okaże. W każdym razie pojawiło się wiele pytań i wątpliwości.
- Jeśli ACTA to głos w imieniu ludzi sprzedających swoje myśli twórcze, pomysły techniczne, patenty, filmy, książki lub inne dobra?
- Jeśli ACTA to głos wielkich koncernów badających możliwości i reakcje rządów państw na już przygotowywane cichaczem pozwy o naruszanie praw własności do wartości intelektualnych, z których ludzie na świecie korzystają bez wymaganych licencji i opłat?
- Jeśli ACTA to próba ograniczenia wolności wypowiedzi w internecie, próba kontrolowania „mas” poprzez wprowadzanie obostrzeń różnego rodzaju i sankcji prawnych?
Wszelkich odpowiedzi na powyższe pytania udzieli przyszłość. Faktem jest, że setki tysięcy ludzi wyszło na ulice w obronie status quo, czyli przeciwko ratyfikacji i uchwalaniu ACTA. Zatrzęsły się posady rządów, spadły momentalnie słupki poparcia partii rządzących, społeczeństwo internautów wyszło poza świat wirtualny, aby zaprotestować. Że miało na to siły i chęci, aż dziw bierze, bo jest to „towarzystwo raczej statyczne”.
Rząd RP twierdził przed podpisaniem w Japonii ACTA, że dokument ten niczego nie zmienia, a prawo do własności intelektualnych jest w Polsce przestrzegane. Internet żyje jednak swoim życiem, jakby obok tych prawd.
Wszelka twórczość jest dzisiaj tylko materiałem do pobrania – oczywiście za darmo. Rosną coraz to nowe pokolenia internautów przyzwyczajonych do życia za free. To potencjalni pozytywistyczni pasożyci społeczni. Ich dłonie nigdy nie skalały się żadną pracą, a głowy mają pełne marzeń o przyjemnościach, jakie spotykają je lub mogą spotkać w wirtulandii… Ich pełnoletnia część właśnie dowiedziała się, że może zmieniać świat i obalać rządy.
- Jeśli ACTA to podstępne badania wielkości narodów i ich systemów wartości?
- Jeśli ACTA to prowokacja wymyślona przez internautów, aby sprawdzić, kto tutaj tak naprawdę rządzi?
- Jeśli ACTA to sprawdzian zaprogramowany na eliminację „najsłabszych ogniw” w polityce globalnej?
- Jeśli ACTA to próba solidarności świata wirtualnego wobec realnego przed kolejną wojną światową?
Czas pokaże, co tak naprawdę kryło się pod ACTA, jakie prawdziwe intencje mieli na myśli jego pomysłodawcy. Dzisiaj można powiedzieć tylko, że internet podzielił ludzi na interpretatorów prawdy realnej. Ujawnił się też jako siła, z którą mimo że wirtualna, muszą liczyć się rządy państw realnie istniejących. Historia się powtarza, bowiem XIX wiek przyniósł ogromne zainteresowania książką, a dzięki temu XX wiek kształcił miliony analfabetów. Wykształcenie doprowadziło do prawdziwych przewartościowań z obaleniem dotychczasowych podziałów klasowych włącznie. Internet – darmowy dostęp do wszelkiego rodzaju wiedzy – odgrywa podobną rolę w XXI wieku. Póki co doprowadził do wytworzenia się wielkiej ponadnarodowej i ponadpaństwowej społeczności. W XX wieku świat stawał się globalną wioską, a wiek XXI wykształci globalną siłę nacisku, która w końcu przejmie władzę i podyktuje swoje warunki. Już dyktuje…
Książka kładła nacisk na rozumienie tekstu, internet na rozumienie obrazu. Inteligencja ludzka wyszła z jaskiń, na ścianach których pierwotni malowali sceny ze swojego życia. Chcieli przekazać je kolejnym pokoleniom. Historia zatacza koło, obraz znowu ma wielką moc, tylko jaskinie zmieniają swoje kształty.