Prezentacja z języka polskiego

Zbliża się sezon matur w szkołach ponadgimnazjalnych, dlatego postanowiłem odświeżyć temat matury wewnętrznej w formie prezentacji ustnej z języka polskiego. Pisałem o tym w 2007 roku i opracowałem schemat rynku kupowania/sprzedaży prac/esejów.  Jest on/obieg prac/ następujący: uczeń klasy II liceum lub III technikum kupuje w internecie lub u polonisty gotową prezentację za cenę 7-30 złotych (czarna strzałka na poniższym schemacie), następnie zgłasza jej temat swojemu nauczycielowi poloniście, ten dodaje temat do zbioru zagadnień maturalnych szkoły, Okręgowa Komisja Egzaminacyjna zatwierdza propozycje, odsyła je do konkretnej szkoły, we wrześniu kolejnego roku dyrektor rozdaje wykazy zagadnień prezentacji ustnej polonistom, poloniści przedstawiają je w klasach, uczeń ( ten sam, który rok wcześniej kupił gotową prezentację/w ciemno – i podał jej temat poloniście) teraz odbiera go od niej („pranie brudnych pieniędzy”) jako temat swojej prezentacji i legalnie może zacząć się uczyć. Z reguły uczy się na pamięć, w maju recytuje tekst przed dwoma egzaminatorami i załatwione. Jako świeżo upieczony maturzysta biegnie do młodszych kolegów i koleżanek, reklamując swoją prezentację w poszukiwaniu kupca, aby jemu zwróciły się koszta matury lub sprzedaje kupioną wcześniej prezentację w skupie w internecie.

Schemat pochodzi z eseju napisanego przed laty: Matura z języka polskiego jako metoda i dostępnego poniżej:

Maturzyści – klienci to ci ambitniejsi uczniowie z lepszych/gorszych/różnie szkół. Z badań bibliografii i stylu analizowanych przeze mnie prac proponowanych do sprzedaży w internecie wynika, że ich poziom/styl/obszerność/cena przekracza możliwości percepcji/kieszeni uczniów przeciętnych liceów profilowanych, których nie stać często na doładowanie konta „ukochanej komórki”. W liceach ogólnokształcących panuje już obyczaj/rytuał kupowania prezentacji.

Wielu licealistów wyszukuje polonistów z innych szkół, dzielnic czy miast i po raz pierwszy w życiu pertraktuje, stawia żądania, ustala ceny i targuje się, zatrudniając fachowców (sic!).  Aby zadać szyku, przechwalają się później w szkołach, na blogach i czatach, ile kto zapłacił za swoją prezentację. Także zdolni maturzyści zamawiają prezentacje, nie chcą być gorsi. Nawet jeśli ktoś jest w stanie napisać prezentację samodzielnie, to jak jego prezentacja wypadnie przy prezentacji ucznia słabszego, któremu prezentację napisał/napisali eksperci? Zatem trzeba koniecznie kupić. W marcu i kwietniu można zauważyć wzrost absencji polonistów w pracy szkół ponadgimnazjalnych. Wynika to ze zleceń, jakie otrzymują „z rynku prezentacji”, który wciąż rośnie. Poloniści egzaminatorzy spotykają się obecnie podczas matur ustnych i poprawiania matur pisemnych. Nawet pracujący w jednej szkole rozpytują innych, kto i za ile pisze prezentacje? Zainteresowani uczniowie zawsze znajdą sposób dojścia do specjalisty, przypominając sobie często o profesorach gimnazjalnych i ich koneksjach.
System matur polegający na zdawaniu ustnym zakupionej prezentacji staje się bardzo groźny społecznie i jest przejawem hipokryzji systemu edukacyjnego w Polsce.

  • Po pierwsze, uczniowie przekazują sobie z ust do ust informacje demoralizujące, bowiem niezgodne z prawem, o procederze kupowania prezentacji według schematu umieszczonego wyżej.
  • Po drugie, prestiż matury i uczenie się z przedmiotu, jakim jest język polski drastycznie spada/spadł.
  • Po trzecie, matura ustna w tej formule wywołuje reakcje może nie aż kryminogenne, ale podejrzane moralnie i korupcyjne. Jeśli bowiem egzaminator pisze dla ucznia z innej szkoły prezentację, a potem egzaminuje maturzystę, który ową prezentację od niego kupił, to jest to sytuacja patologiczna.
  • Po czwarte, zdawanie prezentacji ustnej nadal, pomimo zmian i nacisku na „rozmowę z egzaminatorem”, sprawdza wyłącznie pamięć odtwórczą uczniów.
  • Po piąte i to mnie najbardziej boli, zdawanie prezentacji wykutej na blachę nie mobilizuje uczniów do czytania lektur, a te stanowią niemal 70-80 % materiału analizowanego na zajęciach przez lata edukacji. W związku z tym paradoksalnie łatwiej uczniowi zdać maturę ustną z języka polskiego niż na przykład zaliczyć semestr.
  • Po szóste, proceder z kupowaniem prezentacji uczy, jak ma zachować się absolwent szkoły średniej na studiach: licencjat zatem kupi u specjalistów, pracę magisterską, doktorską również, publikacje potrzebne do habilitacji, profesurę, miejsce w parlamencie, w panteonie sławy i podręcznikach do historii – nie inaczej… Bolesne/patologiczne.

Autorzy wprowadzający maturę wewnętrzną w formie prezentacji zachwalali jej edukacyjny charakter. Mówiono o tym, iż maturzyści powinni przełamywać bariery strachu/kompleksów, występując formalnie i przełamując stres. To ma/miało w teorii pomóc w otwartości na świat pracodawców, w którym młodzież będzie musiała odnajdywać swoje miejsce/rynek pracy. Cóż, jeśli ktoś chodził 12-13 lat do szkoły i nie zdołał się „przełamać”, aby „wydukać” z siebie kilka zdań przy tablicy, to matura w niczym mu nie pomoże.

Matura wewnętrzna niesie ze sobą zbyt wielki ładunek hipokryzji i w takiej formie powinna zostać zreformowana i to jak najszybciej.

Nie ma na co czekać. Wyjściem byłoby na przykład przeprowadzenie testu z lektur. Matura w ten sposób doceniałaby pracę kilku lat podczas zajęć. Spis lektur jest wszak powszechnie uczniom znany i mogą na własną rękę czytać. Sceptycy powiedzą, że egzaminu z lektur nikt nie zda… Cóż, czytelnictwo faktycznie spada, a w zasadzie spadło do zera (statystyczny Polak czyta jedną książkę rocznie), zatem może system edukacyjny wsłucha się w rynek „klientów szkół”? Może będziemy egzaminować z narodowej filmoteki?

Ostatnio mój dziesięcioletni syn miał za zadanie uruchomienie nowo zakupionego telefonu. Wyjął zatem z pudełka instrukcję obsługi i szybko wertował książeczkę. Pomijał wszelkie teksty, zatrzymując się na obrazku instruktażowym. Rzucił na niego okiem i podobnie jak swoje klocki lego złożył wszystko tak, jak być powinno. Podłączył telefon do ładowarki i włączył komputer. W internecie odszukał producenta i model aparatu, następnie włączył film z instrukcjami trwający kilka minut i natychmiast uruchomił jakiś program. Zapytany odpowiedział, że konwertuje sobie bajki, bo będzie je mógł oglądać na wyświetlaczu telefonu. Jeszcze telefon/aku nie naładował się do końca, gdy syn pościągał z darmowych portali muzykę i dźwięki, a potem kilka gier. Chwilę później robił zdjęcia swoim zabawkom przy użyciu telefonu, a podczas spaceru sfilmował kaczki pływające w stawie. Po południu już kolegom pokazał wszystko poprzez portal społecznościowy. Całej obsługi telefonu nauczył się z krótkiego filmu/instrukcji i czytelnego intuicyjnego menu. Gdybym go skazał na czytanie całej instrukcji/książki obsługi, z pewnością unieszczęśliwiłbym go i zniechęcił do… życia? Bo co to za życie bez filmu czy internetu? Może i system edukacji należy przestawić na inne tory? Trochę mnie martwi medialny szum wmawiający rodakom, że czytanie bajek jest „cacy”, oglądanie „be”.

Podczas gdy świat ogląda w multipleksach filmy 3D i jest dumny z osiągnięć cywilizacji, polska szkoła wmawia uczniom, że świat zamknięty w literkach i zdaniach w przeszłości ma większą wartość.

„Kopiemy sobie dołek” i jeszcze dziwimy się, że uczniowie kojarzą szkołę nie z budą już, ale ze skansenem, w którym obowiązuje kult tablicy i kredy.
Reforma oświaty i systemu matur powinien stanowić nasz polski narodowy skarb. Bo on będzie mówił kolejnym pokoleniom, jak mają patrzeć na świat, przeszłość i przyszłość. Nie możemy/my/społeczeństwo bać się zmieniać owego systemu w trakcie, z roku na rok, w pozytywnym sensie, nie w sensie maturalnej amnestii. Można odnieść wrażenie, że matura wewnętrzna wpisuje się w mentalność Polski współczesnej. Wszyscy, a przynajmniej większość zainteresowanych stron, zdaje sobie sprawę z faktu, że coś z tą maturą nie tak (czytaj: „jest do bani”). Mimo wszystko jednak nikt nie robi oficjalnie niczego, aby to zmienić. Prawdopodobnie gdzieś tam jeszcze ktoś bierze poważne pieniądze za to, aby szkolić „urzędników, co mają mówić masom”: „Prezentacja maturalna jako egzamin z języka polskiego jest OK i tylko oszołomy twierdzą inaczej!” – tak, to bardzo polskie podejście do sprawy.