Każdego roku w sierpniu jak bumerang powraca w mediach dyskusja na temat celowości powstania warszawskiego. Przypomnę, iż powstanie wybuchło dnia 1.08.1944 roku o godzinie 17.00 i trwało 63 dni, a miało trwać kilka. Zostało zorganizowane przez Armię Krajową (zbrojne ramię polskiego rządu będącego na emigracji), pochłaniając ponad 10 tys. ofiar, 7 tys. zaginionych, 5 tys. rannych wśród samych tylko uczestników (niemieckie straty 1500 osób). Podczas powstania zginęło około 200 tys. osób ludności cywilnej. Czyż to nie było ludobójstwo? Straty polskie były tak wysokie, ponieważ Hitler wraz z Himlerem wydali rozkaz zabijania wszystkich powstańców i cywilów, nakazali też zrównanie lewobrzeżnej Warszawy z ziemią, co też nastąpiło w 85%.
Narodowy zryw
Nad grobami poległych i zmarłych zachowujmy ciszę
Czy powstanie warszawskie było konieczne? Dlaczego całe pokolenie młodzieży oddało swoje życie w stolicy nadaremnie? Kto jest odpowiedzialny za śmierć setek tysięcy pomordowanych cywilnych mieszkańców miasta? Czy aby ktoś nie chciał zrobić kariery kosztem ludzkiej naiwności? Wiele tego typu pytań, polemik pojawiają się w mediach, na korytarzach uczelnianych i szkolnych. Odpowiedź na wszystkie kwestie dotyczące powstania warszawskiego nie są rzeczą prostą i różne czytamy komentarze, opracowania i opinie. Ponieważ powstanie jest częścią historii, a ta podlega indywidualnym ocenom, zatem każdy obywatel może mieć subiektywny pogląd na tę kwestię.
Osobiście uważam, że ofiara złożona ojczyźnie w każdym zrywie narodowym, choćby najbardziej śmiałym czy wręcz samobójczym, którego intencją było przywrócenie Polsce suwerenności i wolności politycznej, podlega wyłącznie pozytywnym ocenom. Wszystkim powstańcom warszawskim należy się szacunek i hołd potomnych.
Chcę tu poruszyć dwie tylko kwestie uzasadniające moje stanowisko.
Można było przypuszczać
Po drugiej wojnie światowej kraje wyzwolone przez wojska Armii Czerwonej, na czele której stał Stalin, znalazły się w strefie wpływów Związku Radzieckiego. Oznaczało to ni mniej ni więcej utratę niezależności i poddanie się woli i władzy Wielkiego Brata, jak świat nazywał Stalina lub cały Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich za Georgem Orwellem (powieść pt. „Rok 1984” z 1949 roku). W zasadzie Polska zniknęła z politycznych map świata, a traktowana była przez ZSRR jako jedna z republik; pozostałe kraje tzw. bloku wschodniego także utraciły swoją polityczną niezależność. Polski rząd na emigracji już w 1944 roku zdawał sobie sprawę, że taki stan rzeczy może zaistnieć, ponieważ front wschodni zbliżył się do Wisły i zatrzymał na jej prawym brzegu. Dowództwo Armii Krajowej przypuszczało, iż po krótkim odpoczynku Stalin pójdzie dalej, przekroczy Wisłę i wyzwoli całą stolicę Polski. Dlatego też powstanie warszawskie było planowane jako symboliczne i miało trwać kilka dni. Poprzez ten czyn chciano dać jasny sygnał światu, że wojska radzieckie znajdują się na terenie państwa podbitego wcześniej przez Niemcy, a także ZSRR (pamiętamy dzień 17 września 1939 r.), państwa posiadającego swój legalny rząd. Niestety, Stalin zarządził „odpoczynek” i Armia Czerwona przypatrywała się, jak ginie Warszawa.
Rządy psychopaty
Obraz rządów Stalina sprzed 1939 roku, ludobójstwa i czystki dokonywane na własnym narodzie, zbudowanie systemu politycznego na terrorze i niewolniczej pracy milionów więźniów pozamykanych w obozach pracy to prawdziwe oblicze rewolucji proletariackiej. Przywódca ZSRR był największym w historii tyranem i twórcą państwa totalitarnego, o czym cały świat mógł dowiedzieć się przed wybuchem II wojny światowej. W latach trzydziestych np. Stalin skazał na śmierć głodową kilkanaście milionów chłopów, ponieważ zbroił armię kosztem sprzedaży zboża za granicę. Wykorzystywał także darmową siłę roboczą własnych obywateli, których miliony zamknął w łagrach, czyniąc z nich przestępców lub skazując z byle powodu jako „wrogów ludu”. W 1939 roku po zaanektowaniu wschodniej części Polski setki tysięcy polskich obywateli znalazło się na terytorium ZSRR. Część wywieziono do łagrów, obozów pracy, innych wymordowano, jak na przykład polskich oficerów w Katyniu, Starobielsku, Ostaszkowie i w innych miejscach do dzisiaj pozostających nieznanymi. Kiedy w 1941 roku na mocy układu Sikorski-Majski generał Władysław Anders rozpoczął tworzyć Wojsko Polskie u boku Armii Czerwonej, wielu z polskich więźniów mogło wydostać się z sowieckich łagrów i dać świadectwo światu, o jakim wcześniej nikt nie słyszał. Przykładem literatury mówiącej o systemie stalinowskich łagrów są między innymi dzieła: Gustawa Herlinga-Grudzińskiego „Inny świat” z 1949-50 roku,
Aleksandra Sołżenicyna „Archipelag Gułag” z 1973 r. czy też Anne Applebaum „Gułag” z 2003 roku. Wydaje się logiczne, iż władze polskie doskonale zdawały sobie sprawę, iż marsz Stalina przez terytorium Polski w 1944 roku może uczynić z wyzwolonych Polaków potencjalnych „wrogów ludu”, którzy prędzej czy później zasilą sowieckie łagry. Stąd potrzeba zasygnalizowania poprzez powstanie warszawskie, że to jest nasze państwo i owszem, Stalin wraz ze swoją Armią Czerwoną „pędzi” lub będzie pędził faszystów przez polską ziemię do Berlina, lecz po wojnie „my, Polacy, chcemy być niezależni”. Ta niezależność jednak kojarzyła się Stalinowi z powrotem Rzeczpospolitej międzywojennej, czyli kapitalistycznej, a ów totalitarny władca miał co do Polski i całej Europy Zachodniej inne plany. Dzisiaj wiemy, że pragnął podbić cały świat, niosąc wszędzie ze sobą nowy, „wspaniały świat – socjalizm”.
Utrwalone tradycje
W „Panu Tadeuszu” Adama Mickiewicza z 1834 roku czytamy o podobnym powstaniu. Rosja podbiła w XVIII wieku Polskę i Litwę, ale znalazł się potężny wojownik, który na początku XIX wieku gromił wszystkie wojska, podbijając kolejne mocarstwa i wyzwalając pomniejsze narody z ucisku. W trakcie pochodu Wielkiej Armii Napoleona na Rosję w 1812 roku zwycięska armia miała wyzwolić także Litwę. Główny wtajemniczony i świadomy politycznie ksiądz Robak (Jacek Soplica) przygotowuje powstanie, zryw narodowy, aby Napoleon zobaczył, że nie tylko francuska krew poleje się podczas wyzwalania jego ojczyzny, Litwini nie będą czekać cierpliwie, ale wspomogą Francuzów. W tym toku rozumowania jest logika i patriotyzm, odwaga i zapał do walki. Postawa wiary Polaków w moc działań Napoleona Bonapartego widoczna jest także w największym dziele epickim XIX wieku, mianowicie w powieści Bolesława Prusa „Lalka” z 1887-1888 roku. Jeden z głównych jej bohaterów, Ignacy Rzecki wspomina wiarę w Napoleona i jego potomków u swojego ojca, a potem sam także ją w sobie podtrzymuje jako tradycję. Dowodzi to faktu, jak mocno w tradycji społecznej były zakorzenione te marzenia o wolności niesionej przez Francję Polsce porozbiorowej i o tym, że armii wyzwalającej polskie ziemie należy pomagać.
Powstańcy warszawscy z 1944 roku, polska młodzież, po latach okupacji i pracy podziemia, w konspiracji, czytamy o tym między innymi w utworze Aleksandra Kamińskiego „Kamienie na szaniec” z 1943 roku, byli optymistycznie nastawieni do czynu zbrojnego. Przez cały czas przygotowywano ich do działań zbrojnych, brali udział w licznych akcjach dywersyjnych i mogli wykazać się duchem walki, patriotyzmem i zaangażowaniem. W powstaniu mogli wziąć udział wszyscy, nie tylko wybrane oddziały czy jednostki. Prawdopodobnie powstańcy warszawscy, młodzi patrioci, w duchu takiego zrywu szli do walki, jak Polacy i Litwini opisani przez Adama Mickiewicza, aby zaznaczyć swoją odrębność narodową i wspomóc sojusznika.
Jeśli spojrzymy na te dwa aspekty przyczyn wybuchu powstania warszawskiego w sierpniu 1944 roku, mianowicie obawy polskich władz co do utraty przez wyzwoloną Polskę wolności a także społeczne poparcie lub potrzebę czynu, aby wspomóc działania wyzwoleńcze w ciągu kilku dni natarcia Armii Czerwonej na niemieckie dywizje, to zobaczymy jasno, że powstanie miało mieć cechy i cele pozytywne, wynikających z polskiej myśli zbrojnej, poczucia narodowej więzi i patriotyzmu, ale także kontynuacji tradycji walki z okupantem za wszelką cenę. Niestety, sytuacji z czasów wyzwalania ziem polskich przez Napoleona nie można porównać z wyzwalaniem ziem przez wojska Stalina, chociaż Napoleon, Hitler i Stalin pragnęli podbić cały świat, jak wcześniej pragnęli tego władcy Rzymu.
Wielka polityka i narodowa pamięć
Powstanie pochłonęło 200 tysięcy ofiar ludności cywilnej. Rok i kilka dni po wybuchu powstania w Warszawie Amerykanie zrzucili na japońskie miasta: Hiroszimę i Nagasaki dwie bomby atomowe, które pochłonęły blisko 200 tysięcy ofiar – liczba zatem podobna do ofiar Warszawy. Zwycięzców nikt nie śmiał oskarżyć o ludobójstwo. Amerykanie jednak samoistnie i nieustająco przejawiają chęć niesienia pomocy Japończykom – ekonomicznie i nie tylko. Wobec powojennej Japonii okazywali więcej wyrozumiałości, pomimo iż Japończycy być może mają na sumieniu większy nacjonalizm i zbrodnie niż faszystowskie Niemcy. Amerykanie współcześnie są w stosunku do Japończyków bardziej spolegliwi i tolerancyjni niż wobec niektórych sojuszników z okresu II wojny światowej, afgańskiej czy irackiej. Podobnie spolegliwi i pełni szacunku są Niemcy wobec Żydów, obywateli Izraela i nie tylko. Prawdopodobnie jak Amerykanie w stosunku do Japończyków mają świadomość ogromu krzywdy, której byli autorem. Wydaje się, że rocznica powstania warszawskiego przypomina, że taki sam szacunek Niemcy są winne Polakom za zbrodnie, jakich się dopuścili na naszych przodkach i obywatelach Polski, w tym także polskich Żydach.
Gdy co roku obchodzimy rocznicę powstania, uznając za wielki zryw polskiej młodzieży, za tragiczną i niesprawiedliwą śmierć ponad 200 tysięcy warszawiaków, ktoś z „tylnej ławki” (wybrane media, dziennikarze, politycy itd.) podpowiada nam: „Sami tego chcieli, nie trzeba było zaczynać z wielką Armią Niemiecką” lub tp. Zapominają, że uzbrojona „w co kto miał” polska młodzież nie rzuciła się na niemiecki naród, na bezbronne kobiety i dzieci. Walczyli o wolność nie tylko swoją ale i przyszłych pokoleń, chcieli wyartykułować światu, że „jeszcze Polska nie zginęła”. W odpowiedzi na ten niemal symboliczny gest powstańczy Niemcy przyzwoliły swemu wodzowi mordować cywilów, stosować taktykę spalonej ziemi, uzasadniając ją koniecznością chwili.
Obchody rocznic związanych z II wojną światową budzą pamięć sąsiadów zza Odry. Napełniają refleksją, jak można było jechać „do pracy na Wschód” (do Generalnej Guberni) i zajmować się mordowaniem dzieci, kobiet, starców, planowo i bez empatii zabijać dziesiątki i setki tysięcy Polaków, a w międzyczasie wracać do domu na urlop, opowiadać bajki o tej „wschodniej dziczy” i „narodzie niewolników”, nad którymi Niemcy muszą panować? „Jak to się trzeba namęczyć, aby ten Wschód cywilizować…” – opowiadali rodzinom i znajomym, ale tak naprawdę rozkradali polskie majątki, co się dało wywozili, co gorsza: niszczyli programowo podbity naród (narody) – „zadowolona z siebie rasa panów”, a tak naprawdę barbarzyńcy – jądro ciemności ludzkiego odczłowieczenia.
Obchody rocznicy powstania warszawskiego są porównywalne z pamięcią Japończyków o Hiroszimie. Nikt im tej powinności wobec zmarłych nie ma prawa zabronić. Nikt nie ma prawa zabraniać Polakom, rodzinom i patriotom, obchodów rocznic powstań narodowych. Wypowiadanie się w takich dniach na temat ocen powstania, trafności decyzji polityków itd. to dyskusje akademickie, to tak , jakby w Zaduszki przyjść na cmentarz i zamiast modlić się nad grobami uprawiać politykę. Nad grobem 200 tysięcy pomordowanych niewinnych ludzi lepiej zachować milczenie, szacunek i odrobinę pokory. Kto ma pamiętać o tych ofiarach faszyzmu i stalinizmu, Anglicy, Francuzi, a może Niemcy?
26-30.10.2009 r.