Dawno temu Polska kochała żużel jak dzisiaj, ale nie mogła poznać smaku wielkich zwycięstw. Problemem widzów były zawsze zawody międzynarodowe, w których Polacy nie odnosili pożądanych sukcesów. Oglądając zmagania z obcokrajowcami w latach 80-90-tych, miłośnicy żużla dostawali szewskiej pasji, gdy polscy zawodnicy przyjeżdżali na trzecim, czwartym miejscu. Kibice pytali wówczas: „Jak to się dzieje?”, „To niemożliwe, że wyprzedzają naszych o pół długości toru, mają lepszy start wyprowadzający ich na pozycję liderów już na pierwszym łuku”.
Przyczyną takiej sytuacji były kwestie techniczne. Silniki obcokrajowców były lepsze od tych, które miały polskie maszyny. Dla sportowców z Zachodu najważniejsze zawsze było zwycięstwo. Słyszało się z ust polskich mistrzów wówczas zdania typu: „Gdybyśmy mieli ich sprzęt…” Zenon Plech i Andrzej Huszcza mimo wszystko wygrywali.
Pierwsze zawody żużlowe odbyły się w Polsce w 1930 roku. Możemy przeżywać zatem w tym roku (2010) 80-lecie żużla w Polsce z podniesionym czołem. Mamy kolejny raz mistrzów świata (ostatnio w 2007 ), zdobywców pucharu świata i bardzo utytułowanych zawodników.
Z kolei polskim pierwszym i być może nie ostatnim zawodnikiem w F1 jest Robert Kubica. Podobnie jak żużlowcy nie może się jednak przebić do czołówki światowej być może z tego samego powodu, z jakiego dawniej żużlowcy nie potrafili nawiązywać równorzędnej walki z Duńczykami czy Anglikami. Po przejściu z BMW-Sauber do Renault Robert na kolejnych zawodach nie osiągać maksymalnych, zbliżonych do najlepszych wyników z powodu sprzętu.
Gdy Kubicy uda się zdobyć punkty za zajęcie powiedzmy 7 miejsca, specjaliści wypowiadają się w samych superlatywach w rodzaju: „Kubica jest najlepszy, dojechał na punktowanym miejscu, choć zgodnie z logiką i możliwościami bolidu, nie powinien był tego dokonać”. W związku z tym powinno dojść do radykalnych zmian w przepisach F1 i aby nie było konkursu technicznego, inżynierów. Wszyscy zawodnicy niech jeżdżą na takich samym bolidach. Dla wielkich konstruktorów i koncernów samochodowych F1 to wielki poligon badawczy, ale coraz mniej w tym sportu.
Można sobie wyobrazić, jak czuje się Robert Kubica i kilkunastu innych genialnych kierowców, których „stajni” nie stać na badania i innowacje, czyli inwestycje w sprzęt. Są skazani i wiedzą doskonale, iż do np. pierwszej dziesiątki nigdy nie wejdą… Czy to sprawiedliwe, sportowe i etyczne znać swoje miejsce jeszcze przed startem?