W Polsce działa ponad 400 uczelni, które czekają na absolwentów szkół średnich. Dostają „gotowego” i ukształtowanego słuchacza, ale w ogóle nie partycypują w kosztach jego wcześniejszej edukacji. Przypomnijmy może, iż za każdym studentem podąża subwencja oświatowa i pieniądze państwowe zasilają cały system uczelniany, nie tylko państwowy, ale też prywatny. W piłce nożnej jest zasada, że za wyszkolenie zawodnika każdy klub musi zapłacić konkretne pieniądze i gdy go sprzedaje, otrzymuje gratyfikację. Uczelnie nie płacą, mało tego, jeszcze na studentach zarabiają.
Byłoby o wiele sprawiedliwiej, gdyby choć koszty rekrutacji w postaci egzaminów wstępnych uczelnie wzięły na siebie, odciążając budżet państwa i likwidując chaos w szkołach średnich na przestrzeni maja.
6. Wyręczanie uczelni
Jaki interes państwo ma mieć w tym, że uczeń Jan Kowalski zdał pozytywnie 10 wybranych przez siebie egzaminów maturalnych, gdy do rekrutacji na wybranej uczelni brano pod uwagę wyłącznie ocenę z rozszerzonej matematyki? Gdyby rzeczony Jan Kowalski poszedł na egzamin wstępny i zdał matematykę, jak tego chce wybrana przez niego uczelnia, państwo zaoszczędziłoby dużo pieniędzy. Wszyscy byliby zadowoleni: szkoła średnia, bo wychowała ucznia do nauki; uczelnia, bo wybrała spośród wielu takich, na których jej zależy; państwo, bo dzięki mądrej polityce edukacyjnej ciężko zarobione przez przemysł pieniądze może lepiej wydać.
Żyjemy w XXI wieku i egzaminy rekrutacyjne na studia obecni maturzyści z powodzeniem mogą pisać właśnie tam. Wystarczy kilka sal uczelnianych wyposażonych w komputery i jeden dobrze, rzeczowo napisany test moodle, aby zaprosić absolwentów na egzamin.