Nauczyciele są rozliczani z poziomu zdawalności egzaminów i jakości nauczania. Problem w tym, że zmieniają się czasy i potrzeby ucznia, który nie jest tak „bezgranicznie oddany” szkolnej pracy, jak był na początku edukacji, gdy jedna pani uczyła go wszystkiego i była najważniejszym po mamie autorytetem.
Przyzwyczajony do tego, że zawsze szedł dalej, uczeń, był wypychany ze szkoły niższej do wyższej mimo braku postępów, często ma ambiwalentny stosunek do matury i szkoły. Mimo to szkoła za wszelką cenę ma go nauczyć, wychować, przygotować do dorosłego życia i matury. Szkoła średnia to kulminacja odpowiedzialności systemu za porażki edukacyjne wielu lat, kiedy system tak naprawdę czekał, aż uczeń dorośnie do poważnych wyzwań.
5. Przerzucanie odpowiedzialności na szkołę
Przerzucania odpowiedzialności za porażkę maturalną dorosłego człowieka na system edukacyjny to katastrofa etyczna, bomba demoralizująca środowisko szkolne dotknięte w dodatku niżem demograficznym.
Najpierw nauczyciele szkół średnich słyszą: „Jeśli chcecie, abym przyszedł uczyć się do waszej szkoły, musicie się postarać!”.
OK – jakoś trzeba gimnazjalistę przekonać, „przekupić”, obiecać np., że mamy najlepszych fachowców przygotowujących do matury.
Następnie ten sam uczeń mówi później: „Nie naciskajcie mnie i nie zmuszajcie do nauki, bo się przeniosę do innej szkoły”.
O Boże, strach się bać, polecą grupy językowe, rozsypią się klasy, nauczyciele stracą pracę, burmistrz, starosta rozwiąże szkołę.
Później wybrzmiewają słowa: „Jeśli chcecie, abym zdał, postarajcie się bardziej”. Duża grupa uczniów tak właśnie podchodzi do swoich obowiązków szkolnych.
Po ewentualnej porażce maturalnej komentują: „Chodziłem do słabej szkoły, nie przygotowali mnie do matury tak, jak obiecali”.
Polska szkoła średnia stała się obecnie zakładnikiem ucznia i niechcący musi, bo nie ma wyboru, tolerować roszczenia „klienta”. Zniesienie matur zmniejszyłoby tę hipokryzję i „łaskę”, jaką w wielu przypadkach niedojrzali młodzi ludzie robią środowisku.