Durczok, Latkowski i inni

Kamil Durczok to ikona wiadomości telewizyjnych. Sprawdził się w TVP i w TVN, zawyżając poziom wymagań wobec dziennikarzy informacyjnych. Dla wielu był autorytetem i niedoścignionym wzorcem w pracy, ale też i w życiu. Tym większy cios spotkał wszystkich jego fanów i widzów, gdy „Wprost” ujawniło „ciemną stronę Durczoka”. W artykułach tygodnika pojawiły się domysły na temat prywatnego życia redaktora „Faktów” oraz molestowania, mobbingu w jego wykonaniu w TVN.

Wobec „gorących” informacji red. Latkowskiego w zasadzie środowiska dziennikarskie zamilkły. Pojawiały się sporadycznie kilkuzdaniowe komentarze, tweety czy nagłówki portali sieciowych, ale raczej większość z nich wstrzemięźliwie wyrażało się o „domniemanym” zachowaniu Durczoka. Mógł tam sobie gdzieś biegać po klatkach schodowych, odwiedzać podejrzane o handel narkotykami kobiety w mieszkaniach, za które nie chciały płacić czynszu itd. Kogo to obchodzi? Inną sprawą są oskarżenia o wykorzystywanie stanowiska dla celów podbojów miłosnych czy mobbing.

durczok

Kamil Durczok – ikona TVN i dziennikarstwa na najwyższym poziomie

Przypadek Durczoka może stać się początkiem sanacji zasad prawdziwego dziennikarstwa i przełomem w sposobie patrzenia na niezależność mediów. Współczesny świat bez pracy mediów nie może istnieć. Kryją się za nimi dziennikarze i to oni w wielu przypadkach decydują o postrzeganiu świata przez społeczeństwo. Niestety, pracownicy codziennej prasy i tabloidów w większości nastawiają się na tanie sensacje i bardziej przypominają paparazzich niż dziennikarzy. Przez wielu zaczynają być postrzegani jak hieny żerujące na cudzym nieszczęściu lub nim epatujący.

Z tego powodu sprawa Durczoka nagłośniona przez dziennikarzy słynących z obrony prawdy może przewartościować środowisko i zmusić do refleksji każdego dziennikarza, któremu się wydaje, że jest jedynym autorytetem i zawsze ma rację, vide Durczok, Latkowski. Jak mantrę bowiem liczne autorytety dziennikarskie powtarzają w kwestii redaktora „Faktów” TVN: „W taki sposób, jak o Durczoku, można postąpić z każdym”.

Mediom przyda się także dyskusja na temat niezależności. Nie można oprzeć się wrażeniu, analizując sposób pojawienia się sprawy Durczoka, że tak naprawdę komuś zależało na tym, aby właśnie teraz i w taki a nie inny sposób wywołać do tablicy ikonę stacji TVN i mediów. W kraju demokratycznym najpierw powinno było nastąpić postępowanie wstępne, zbieranie dowodów i formułowanie oskarżeń na podstawie zeznań świadków, następnie zaś aresztowanie lub wezwanie w celu złożenia wyjaśnień na policji lub przed prokuratorem – a nie w redakcji „Wprost”. Jeśli ktoś atakuje w sposób pozostawiający wiele do życzenia, snując domysły i sugerując półprawdy, to oznacza, iż cel ataku jest zupełnie inny niż realizowany, np.: korzyści majątkowe, chęć przejęcia władzy lub stanowiska, wkupienie się w łaski politycznych zleceniodawców, zniszczenie autorytetu stacji lub utrącenie dyrektora bezpośrednio nadzorującego pracę Durczoka, obniżenie wartości handlowej TVN itd., itp.

Sylwester Latkowski - wzór bezkompromisowego obrońcy prawdy

Sylwester Latkowski – wzór dziennikarza śledczego i obrońcy prawdy

Jest też ogólna i przygnębiająca refleksja na temat mediów. A mianowicie, jeśli można zachowywać się jak Durczok w TVN, o ile prawda o molestowaniu i mobbingu podwładnych się potwierdzi, to co dopiero dzieje się na prowincji, gdzie nie można nikogo postraszyć Latkowskim? Z kolei też jeżeli na „trupie kariery” naczelnego „Faktów” ktoś wspina się po kolejnych szczeblach swojej kariery, to czego dziennikarze z prowincji dokazują? Służąc lokalnym politykom, mafiozom i kolesiom, dla kariery niszczą wskazanych przez mocodawców ludzi. Na tym polega właśnie czwarta władza mediów i wielkie niebezpieczeństwo dla prawa wynikające z wolności słowa. Niestety, dawne hasło „telewizja kłamie” wskazujące reżimowy, propagandowy charakter telewizji i prasy, zyskuje dzisiaj nowy wyraz. Patrząc na sprawę Durczoka i Latkowskiego, robi się żal wiary tworzonej przez lata wolności Polski w to, że dziennikarze to ludzi zaufania publicznego. Nie warto bezkrytycznie im wierzyć i ufać, a już najmniej kreować ich na gwaizdy i autorytety moralne.