W rolę głównego bohatera Randy’ego „The Ram” (młota) Robinsona wcielił się Mickey Rourke (pierwsze zdjęcie), za którym nie przepadam. W pierwszym odruchu po obejrzeniu 5 minut chciałem zrezygnować z oglądania, uznając, że to będzie pean na temat amerykańskiego wtrestlingu – reżyserowanej karykatury sportu walki.
Film/dramat
Randy to niemal sportowy emeryt. Przed walkami sprzedaje broszurki o swojej karierze, ale nikt ich nie kupuje. Musi to robić, bo nie stać go na opłacanie czynszu za budę kampingową, w której mieszka. Pewnego razu Robinson walczy na ringu i pozoruje swoje okaleczenie, aby uśpić czujność rywala i dodać dramaturgii wydarzeniom w ringu. Potem dokłada swojemu rywalowi i odnosi niespodziewany sukces. Przez cały czas myśli o walce rewanżowej z dawnym rywalem, która mogłaby mu przynieść korzyści także materialne i prestiż. Widzimy go także w walce, podczas której serce odmawia mu posłuszeństwa. Lekarze zakazują mu udziału w zawodach sportowych…
Interpretacja
To film o tym, że człowiek powinien mieć jakieś priorytety. Życie mija bardzo szybko i po wielu sukcesach dumni z siebie możemy nagle obudzić się w sytuacji krytycznej, pozbawieni wsparcia rodziny i samotni. Tak jest też z miłością ojcowską Randy’ego do córki (drugie zdjęcie), której uczucia pomogłyby zaleczyć psychiczne rany. Zaniedbywał swoje ojcowskie obowiązki podczas całej kariery. Teraz chciałby się zbliżyć do dorosłej już córki. Film pokazuje, że nawet największy twardziel i gwiazdor łamiący innym kości jest bezsilny wobec przemijania.
Ej ! Proszę mi tu nie obrażać wrestlingu bo zapewne nawet nie oglądałeś tego sportu. nic nie wiesz, a już mówisz…To nie karykatura sportu a kwintesencja walki, teatru, dramaturgi i niesamowite show, którego nie ma w niczym innym. Nie żebym tutaj bronił wrestlingu, ale jeśli choć raz skoczysz z 5 metrowej drabiny poza ring na człowieka, który leży na stole to wtedy możesz mówić o takim sporcie. Co prawda jest to reżyserowane, ale nie udawane. I określenie „karykatury sportu” nie pasuje tutaj w ogóle…