Olimp w ogniu

Film porównywany do „Szklanej pułapki” i „Czasu patriotów”, więc chętnie go obejrzałem. W dodatku zagrali w tej produkcji Gerard Butler, Aaron Eckhart, Dylan McDermott, Morgan Freeman, Cole Hauser i inni. Niestety, ilość gwiazd to chyba jedyna zaleta tego obrazu. Olimp to Biały dom, czyli siedziba prezydenta USA (Aaron Eckhart) zaatakowana przez terrorystów o podejrzanej przeszłości i związkach z Koreą Północną. Tak dobrze strzeżone miejsca na ziemi zostało zajęte w kilkanaście minut. A potem do akcji musiał wkroczyć ten największy „kapitan Ameryka”, tutaj Mike Banning (Gerard Butler) w roli super agenta o nienagannym morale.

W roku 1992 i dwa lata później pojawiły się dwie części „Liberatora” ze Stevenem Seagalem, mistrzem kina akcji. Scenariusze obu dzieł opierały się na zasadzie: wróg zajmuje statek lub pociąg i pragnie zniszczyć świat (wystrzelić rakietę nuklearną,zniszczyć jakieś miasto itp.), na szczęście pojawia się wybawca, super agent będący nieoczekiwanie wśród załogi lub pasażerów. Widzowie pewnie pamiętają też, że „Liberatora” wyprzedza „Szklana pułapka” z 1988 roku. Tak więc nie można się nastawić na kino nowe, odkrywcze, ale można spokojnie podziwiać wpadki aktorów, scenarzysty, porównać fabułę, zdjęcia i muzykę. Łatwo też będzie przyznać „Malinę” za najgorsze kino 2013, do której niniejszym można zakwalifikować tę produkcję.

Olimp w ogniu

G. Butler i A. Eckhart nominacje do Złotej Maliny

Kilka prztyczków w ucho dla scenarzysty? No więc od początków filmu leci w stronę Białego domu (Olimpu) bombowiec i nikt nie wie, po co? Przelatuje nad terenem Olimpu i nic. Pod bramy podjeżdżają śmieciarki, na których zainstalowane są karabiny maszynowe i terroryści z nich „ostro wymiatają” – co się z nimi później dzieje? Znikają z planu? Do Białego domu podąża oddział wojsk „szybkiego reagowania”, lecz dotarcie do celu zajmuje im za duuużo czasu, aby byli wiarygodni. Później przepadają w tle? Terroryści obsadzają dach i teren siedziby prezydenta, gadają do siebie, spacerują, palą fajki  – piknik. Jakby mało było wpadek tego typu, to jeszcze gra aktorska. Cóż, ktoś to naprawdę zmontował w sposób tragiczny, ponieważ przerażenie na twarzach artystów i „gra ciszą” na planie prowadzi do absurdu. Aż wierzyć się nie chce, że ktoś nie wytrzymał i nie parsknął tam śmiechem, nie dostał „głupawki”. Zbliżenia na twarze i przedłużanie ich w nieodpowiednich momentach prowadzi poważne sytuacje do śmieszności. I jeszcze dialogi… Rozgadany Banning (Butler), komentujący wszystko,  przerażony prezydent (Eckart) zapewniający swoich ludzi „Powiedzcie im swoje hasła, to i tak nic nie da, bo ja nie powiem swojego” – a później okazuje się, iż bez hasła prezydenta i tak można rozpocząć poważny proces destrukcji… – nie zdradzę czego. W każdym razie dzieło w zamiarze zapewne poważne i kino akcji przeradza się w groteskę. Ktoś tu niestety wypadł z roli, przesadził z nonszalancją aktorską wobec konwencji – Butler, cóż, powinien się określić, gra komedianta ścigającego żonę czy poważnego agenta ratującego prezydenta.

I jeszcze temat, o zgrozo. Kanwą opowieści są stosunki z Koreą Północną. Rząd zlecił nakręcenie takiego knota, aby przestraszyć Amerykanów potencjalnym zamachem ludzi, których dzielą od Stanów tysiące kilometrów, a swoją armię karmią zupą z trawy? Naprawdę trzeba mieć papkę zamiast mózgu, aby w coś takiego uwierzyć. Ten wątek, zagrożenie ze strony Korei Płn., będzie przewijał się w filmach USA zapewne nie tylko przy okazji „Olimpu w ogniu” czy „G. I. Joe – Odwet” – przez kolejne lata? Armia zamawia takie filmy?

Złota malina 2013