„Squid Game” to koreańskie kino utrzymane w klimacie dreszczowca i dramatu społecznego. Zarobiło już ponad miliard dolarów, stając się w pewnym sensie fenomenem. Tytuł zaczerpnięto od gry podwórkowej dla dzieci w kałamarnicę, w Europie zupełnie nieznanej. W Polsce gramy w klasy, czyli rysujemy chłopka złożonego z 9 kwadratów i 10. koła, aby później rzucać jakiś płaski kamyk na kolejne pola i skakać wg umówionych zasad. Narrator koreańskiego serialu Netflixa jako dziecko grał w podobną grę. Rysował na piasku kałamarnicę i w jej obszarze skakali, aby na koniec wypchać poza obręb gry przeciwnika.
Wszelkie chwyty były dozwolone. Główny bohater serii Seong jest życiowym pechowcem. Z żalem wspomina dzieciństwo, kiedy udawało mu się odnosić sukcesy w „Squid Game”. W dorosłym życiu nie odniósł żadnych sukcesów z powodu złych decyzji i słabości do hazardu. Tracił dochody min. na wyścigach, gdzie źle obstawiał gonitwy a pieniędzy pożyczanych od lokalnej mafii nie potrafił oddać. Jego długi rosły do tego stopnia, że stracił rodzinę. Żona odeszła od niego wraz z córką, dla której chciał zachować resztki godności.
Bohaterowie filmu
Seong stoczył się na samo dno i znalazł na tzw. społecznym marginesie, gdy pewnego dnia w metrze spotkał dobrze ubranego nieznajomego z walizką. Zaproponował on pieniądze w zamian za grę polegającą na rzucaniu kartek na ziemię w taki sposób, aby odbiły się i przewróciły na drugą stronę. Gdy uda się to zrobić mężczyźnie, będzie mógł uderzyć w twarz Seonga. Jeśli natomiast uda się to zrobić Seongowi, dostanie umówioną kwotę pieniędzy od nieznajomego. Kilka razy dostaje potężnie w twarz, ale w efekcie udaje mu się wygrać kilka tysięcy. Na pożegnanie dostaje od obcego mężczyzny zaproszenie do innej gry w postaci wizytówki z telefonem. Za udział w niej można zdobyć o wiele więcej pieniędzy a nawet stać się miliarderem.
Z powodu braku pracy, ogromnych długów, prześladowania Seonga przez mafię, bohater korzysta z numeru telefonu, uznając, że w zasadzie nie ma nic do stracenia. Pragnie też zdobyć majątek, aby móc zaimponować małej córce i jej matce. Dzwoni pod wskazany numer, aby później wsiąść w umówionym miejscu do busa i wraz z innymi pasażerami udać się w nieznane miejsce. Po zamknięciu drzwi w busie rozpylany jest środek usypiający, aby obecni tam ludzie nie mogli zapamiętać trasy przejazdu. Areną „Squid Game” staje się statek przerobiony na jej potrzeby.
Seong spotyka tam setki ludzi, czym jest zaskoczony, ale wygląda na to, że opiekujący się nimi zamaskowani strażnicy, mają wobec grających pokojowe zamiary. Gracze podpisują umowę na udział w zmaganiach mających za podstawę gry z dzieciństwa i różnych bajek. W sumie ma ich być kilka a zwycięstwa całych „zawodów” ma zgarnąć poważne miliardy. Obecni podpisują w dobrej intencji z wielkimi nadziejami na wygraną. Są optymistami, ale wszystko zmienia się po pierwszej grze.
Kilkaset osób zostaje zaprowadzona do wielkiej hali. Stojąc na jej początki, mają za zadanie dobiec do jej końca, aby stanąć za rosnącym tam drzewem. Muszą to jednak zrobić tylko wtedy, gdy nie są obserwowani przez kamerę umieszczoną w głowie wielkiej lalki stojącej obok drzewa. Słyszą komendę oraz ostrzeżenie, że osoby, które nie wykonają zadania, nie dobiegną do końca hali lub zostaną przyłapane w ruchu, gdy lalka na nich patrzy, „zostaną wyeliminowani”.
Grający nie wiedzą, że termin „wyeliminowani” znaczy dosłownie „zamordowani”. Nastrój zabawy i radości, bo zadanie nie wydaje się trudne, mija po pierwszych metrach, gdy nagle z wielu stron na biegnących padają pociski i ludzie zaczynają ginąć. Na pozostałych pada strach, są przerażeni i wielu drętwieje, zastygając w bezruchu. Stojąc jednak, tracą czas, który jest limitowany. Pozostając na polu po jego upływie, zostaną zastrzeleni, czyli wyeliminowani – teraz już wszyscy rozumieją, co to za gra.
Krew i trupy zalegają stosami także pod drzwiami wejściowymi, ponieważ wielu wraca tam, pragnąc zrezygnować z gry. Są zaskoczeni, że stawką gry jest ich życie. Kolejne odcinki serii przynoszą inne gry i przyglądamy się zmaganiom Seonga oraz wielu innych graczy. W którymś momencie dostają pozwolenie na rezygnację z gry i wielu z niej wychodzi, ale później… wracają. W „normalnym świecie” nie mają szans na godne, dostatnie życie. Są wyrzutkami społecznymi.
Polowanie na ludzi w kinie
Śmiertelne polowania na ludzi to w kinie wątek o dość długiej historii. Do kina tego gatunku należy między innymi „Polowanie na indyki” (1981) z Railsbeckiem, „Śmiertelne polowanie” (1981) z Bronsonem, „Nieuchwytny cel” (1993) z Van Dammem, „nieuchwytny cel 2” (2016) z Adkinsem, „Zabójcze polowanie” (2010) z Austinem. Walkę o życie i przetrwanie obserwujemy też w seriach typu „Resident Evil” (2002), „Niezgodna” (2014) czy „Więzień labiryntu” (2014). Od czasów „Uciekiniera” (1987), gdzie Arnold Schwarcenegger na oczach widzów próbuje ratować swoje życie lub w „Nieuchwytnym celu” (2016), w kinie pojawił się nowy wątek. Polegaja na tym, że jakaś grupa bogatych zasiada przed telewizorami lub wyświetlaczami komputerów, aby sycić się nowym rodzajem reality show. Obserwując losy wojowników karate, jak w „Człowieku Tai Chi” (2013) i zamawiając mrożące krew w żyłach wydarzenia, obstawiają zakłady.
Do tej pory wątek tego typu pojawiał się w realiach więziennych. Fanatyczny dyrektor zapraszał do siebie mafijnych bogaczy, aby zarabiać na walkach skazańców, seria z Adkinsem „Champion”(2006-2010). Koreańscy twórcy wykorzystali wątek reality show dla bogatych degeneratów lubiących obstawiać walki. Stworzyli niejako cały podziemny krąg ludzi pracujących po to, aby werbować do gry ludzi a potem, zwracać im wolność lub zabijać, zacierając za sobą ślady, ponieważ ciała palą w przygotowanych krematoriach.
Ludzkie podziały
Poznając głównego bohatera Seonga i wielu innych, można wnosić, iż kryteria wyboru do gry są czytelne. Kandydat niezależnie od płci musi być osobą życiowo przegraną, samotną, stojącą często na krawędzi materialnej i pozostającą bez wyjścia. Większość z nich to bankruci finansowi, ludzie półświatka czy też bez przyszłości, których zaginięcie nikomu nie przyniesie poważniejszych strat. Nikt nawet nie zauważy, gdy Seong lub jego znajomi z gry zginą. Nikomu na nim nie zależy, podobnie jak w całych seriach filmów pokazujących polowanie na ludzi.
Bohaterowie często tłumaczą sobie chęć pozostania w grze mimo możliwości „wyeliminowania”. Owszem, tutaj jest źle i można zginąć, ale nie mają do czego wracać lub powrót ten będzie kontynuacją życiowych porażek. Wybierają zatem udział w grze na śmierć i życie. W miarę upływu czasu i konkurencji stają się zawistni, pozbawieni emocji, wartości, jakie wcześniej znali i przestrzegali.
Filmowi organizatorzy gry doskonale się maskują i pragną być anonimowi. Są nadludźmi, swoistym gatunkiem klasy panów, którym wolno wszystko z powodu niebotycznego majątku. Mogą nim dysponować i rządzić światem, decydować o życiu setek graczy a może i milionów innych, nieświadomych, że są ofiarą elit. Dopiero na ostatnie zmagania w finale przybywają do ośrodka mieszczącego się na jakimś zakamuflowanym statku, aby naocznie, na telebimach obserwować zmagania dwóch pozostałych przy życiu „podludzi”.
Wyglądają na zupełnie zdemoralizowanych, pozbawionych empatii i humanitaryzmu. Płacą i chcą się dobrze bawić. Magia kina, czyli filmowej fikcji im nie wystarcza. Chcą patrzeć śmierci prosto w oczy, ale ma to być spojrzenie z oddali, bez ryzyka dla nich.
Mistyfikacja scenarzystów
To thriller, więc kino akcji nastawione na szokowanie widza lubiącego się bać i przeżywać emocje. Czy warto się doszukiwać tutaj większych wartości? Być może. Po pierwszej grze z pewnością trudno widzowi uwierzyć w to, że ludzie giną i życie bohaterów nie ma wartości. Domyślamy się, iż Seong wygra wielkie pieniądze i jego losy po zakończeniu gry zmienią się na lepsze a/lub cały film okaże się jego snem, cierpkim i niemiłym, po którym nabierze rozumu i wróci silniejszy do życia realnego, dorośnie, zmądrzeje i wyrwie się z dziecięcych gier, marazmu.
W międzyczasie wychodzi on, rezygnując z udziału w grze o miliardy lub śmierć, ale wraca jak i inni, aby kontynuować zmagania. Wiele dowiaduje się o sobie i o innych ludziach, lecz nie widać w nim jakiejś wewnętrznej przemiany. W zasadzie ucieka od prawdziwego życia, bo czuje się tutaj nikim i nic nie ma sensu. W dodatku boi się wierzycieli jak jeden z jego znajomych ze statku, geniusz finansowy, obwołany w dzielnicy wielkim talentem. Seong znał jego matkę i wiedział, jak cieszyła się z poczynań syna.
Okrutny proceder „Squid Game” w filmie trwa w najlepsze i nikt nie poszukuje zaginionych. Nie mają rodzin, nikogo nie obchodzą ich losy za wyjątkiem jednego bohatera, który akurat jest policjantem i poszukuje wśród grających swojego zaginionego brata. To daje do myślenia. Mamy do czynienia z dramatem nie jednego a setek bohaterów, tzw. życiowych rozbitków. Na tym polega dramat ukazany w filmie. Gracze jednoczą się, zbierają w grupach, nie chcą być samotni, mimo grożącej im śmierci nie chcą zrezygnować z grania. Jest im lepiej w sytuacji i atmosferze śmierci niż w społeczeństwie, które ich odrzuciło, zmarginalizowało. To bardzo przykra konstatacja, jaką można wynieść z filmu.
W zasadzie uczestnicy „Squid Game” życiowo tak czy inaczej giną na mrozie, pozbawieni pracy i środków do życia, rodzin, opieki państwa. Może i na statku podczas gry zginą od kul lub w inny sposób, ale tutaj bynajmniej czują, że ich życie ma sens, mogą coś osiągnąć, ich los ma znaczenie dla innych itd.
Katastrofizm
W rzeczy samej film produkcji koreańskiej można traktować jako kolejne dzieło z serii „śmiertelnych polowań na ludzi” lub „nieuchwytnych celów”. Jakkolwiek daje on do myślenia z racji ukazanych proporcji i demoralizacji bezkarnej klasy miliarderów. Ponoć, wg niektórych kręgów (celebryci, finansiści itp.) „Oni” stoją także za każdą katastrofą finansową czy pandemią, ponieważ „napędza ich” niewyobrażalna chciwość? A propos… W międzywojniu, sto lat temu, tylko nieliczni przewidywali kryzys wartości i rządy silniejszych „nadludzi” o płynącej w żyłach antycarskiej i brunatnej krwi.
Przeciętny człowiek bał się postępu cywilizacji technicznej, fabryk, linii montażowych, braku osłon socjalnych itd. W tym sensie współczesne pokolenia żyją w jeszcze większym stresie. Cywilizacja techniczna rozwija się dzisiaj jeszcze szybciej i jeśli tylko uda się „rozkminić” zagadki sztucznej inteligencji, miliony lub wręcz miliardy stracą pracę, więc i podstawy bytu? Film może być zapowiedzią, przestrogą przed zupełną dewaluacją wartości, w jakich wyrastamy. Bowiem czym innym jest mimo wszystko wymuszenie na zawodnikach walki o życie a czym innym jest ich zgoda na samobójczy los. Początkowo wpadli w pułapkę, część zginęła w pierwszej grze, ale reszta odkryła kruczek prawny pozwalający im odejść.
Ludzka katastrofa zaczyna się tam, gdzie kończy się nadzieja na normalne życie. Nadęci dumą z siebie bogacze obserwujący los gry nie są jedynymi uzależnionymi od mamony ludźmi. Na planie gry mimo zagrożenia życia wszyscy chcą wygrać i nie tylko 1 czy 10 milionów, pragną wygrać miliardy. Nie zdają sobie sprawy z faktu, że zgarnięcie miliardów oznacza śmierć pozostałych zawodników? Z pewnością zdają, ale grając role marionetek, są równie chciwi na pieniądze jak „bogowie” bawiący się ich losem. Samotność wśród tłumów to coś, co znamy z polskiej poezji.
Nie będzie wielkim nadużyciem stwierdzenie, że „SG” to metafora ukazująca ludzkie zagubienie w środowisku obojętnym, pozbawionym empatii i człowieczeństwa. Obserwujemy to także w Polsce. Dla przykładu wystarczy wygooglać ilość organizacji zajmujących się pomocą dla zwierząt a później dla kontrastu ilość organizacji zajmujących się pomocą dla dzieci i młodzieży, dla ludzi chorych i pozbawionych możliwości kontaktu ze światem.
Ratowaniem zwierząt zajmuje się dziesiątki organizacji, dzieci i młodzież mają tylko jednego swojego rzecznika w kraju. Ale, żeby nie było, organizacje broniące zwierząt, zajmują się w większości ludzkimi „zabawkami”, zwierzakami kanapowymi, dla których pracują wielkie korporacje zabijające miliony innych zwierząt, aby była karma dla pupili.
Na statku, gdzie rozgrywa się gra o przeżycie zwłoki przegranych są palone masowo w przygotowanych do tego krematoriach. Symbolika ich pojawienia się w filmie musi być jednoznaczna i bolesna szczególnie dla polskich widzów. Podczas drugiej wojny światowej Polska była jednym wielkim statkiem, na którym odbywały się podobne gry. Zasadą nadrzędną znaną niemieckiemu okupantowi była zapisana dla podbitego narodu śmierć. Było tylko kwestią czasu, gdy cała GG stanie się wielkim krematorium a wszystko po to, aby dać „przestrzeń życiową” narodowi o nieskazitelnej rasie panów. Czyżby nachodził zmierzch czasów pokoju i historia zatoczyła koło? Koreańczycy pokazują jak niewiele warte jest dzisiaj ludzkie życie.
Alarm psychologów
Jest masa filmów sensacyjnych, dramatów czy thrillerów pokazujących bezsensowną ludzką śmierć. No, „John Wick” (seria 1-3) to dopiero „przegięcie”. Główny bohater jest zawodowym mordercą i ma w scenariuszu 1,5 godzinnego filmu za zadanie zabić co najmniej 80-ludzi. W pierwszym odcinku morduje z powodu zabicia mu psa, w drugim z racji kradzieży auta, aby w trzecim odcinku serii mordować w obronie własnej.
Takiego zwyrodnialca czy idiotycznego filmu a przy tym dehumanizującego człowieka nie było od wielu lat. Dzieci i młodzież „łykają takie historie” mocnego kina akcji i potem wyżywają się na słabszych. Takich pomylonych i sadystycznych „dzieł” jest wiele. Alarm psychologów w odniesieniu do złego wpływu koreańskiej produkcji na młodego widza to anachronizm. świat filmu jest tak zepsuty a jego oddziaływanie tak szerokie, że nie wahajmy się oskarżyć całego przemysłu o tworzenie potworów iście ze „Squid Game”. Dla masowego widza i producentów już dawno nie jest ważne przesłanie dzieła, liczą się tylko koszty i procenty zysku.
Reakcja zatroskanych o dzieci oglądające Netflixa specjalistów można porównać do składania skarg na żubrówkę. Podczas gdy na monopolowych regałach marketów znajdują się i będą się sprzedawały miliony różnych marek alkoholu.
Kino 21. wieku ustawiło target docelowy na grupie widzów 15-25, gdzie tzw. dorośli to tylko trzeci plan. Zupełnie do niczego nikomu niepotrzebny. W ten sposób i „SG” wpisuje się „cichaczem” w sen o świecie bez „tetryków”, których granica wiekowa niebezpiecznie się obniża. To moja aluzja do „Dwóch zgryźliwych tetryków” (1993), „zabawnej” komedii z Lemonem i Matthau. „Zabawnej” w cudzysłowie, ponieważ dzieło pokazuje dwóch starszych panów prawdopodobnie po 60-tce. Od życia w tamtych czasach – lata 90te – nic się nie należy, mogą być tylko zgryźliwi.
Minęło 30 lat i takie postacie zginęły w ogóle z pierwszego planu. Na ich miejscu pojawili się 30to, 40latkowie stanowiący tło dla zmagań młodzieży. Najwyraźniej nie życzy sobie kina z rodzicami lub dziadkami na ekranie. Nie życzy sobie lub znudzeni scenarzyści i producenci są coraz młodsi. Nie potrzebują autorytetów, więc świat staje się wielkim ringiem, na którym tylko młodzi walczą z… No właśnie, z czym? Pragną uformować sobie świat na swój sposób i w „SG” zaczynają od rzezi dorosłych nieudaczników.
Wszyscy oburzeni na brak empatii w filmie i fabrykę śmierci przechodzą nad wiekiem bohaterów do porządku dziennego. Otóż, poza realnymi przypadkami pecha i przegranych życiowych zmagań, ludzie ci są, mówiąc językiem filmowym „za starzy, aby kręcić się po planie” i młody widz zwróci na nich uwagę tylko wtedy, gdy zginą. Może właśnie dlatego giną? Młodzi widzowie, fani serii „Więźnia labiryntu”, „The 100”, „Igrzysk śmierci” itd., patrzyli na nich jak na statystów.
Najlepiej niech wszyscy gdzieś znikną i… znikają. Bo przecież teraz w kinie czas na młodych spidermanów i supermanów ratujących świat… Wychodząc z kina, trudno nie zauważyć, że od dwóch lat pandemia zabija właśnie najwięcej dorosłych. A może ktoś celowo manipuluje rzeczywistością kinową, podsuwając młodym pokoleniom pomysł na piękną przyszłość świata bez… dorosłych? Patrząc na regułę znikania z planu filmowego „starców po 25 roku życia” grę musi wygrać…???
Najlepiej nastolatek lub nastolatka albo ktoś, kogo można połączyć z jakimś dzieckiem. Jeszcze trzeba pracować i je karmić, bo to ewentualnie u młodych widzów pobudzi ośrodki empatii. Co to takiego empatia, wiedzą tylko influencerzy z podstaw marketingu webowego.
W kolejnej serii z pewnością na planie „SG” pojawi się pokolenie młodych pracowników korporacji. Podobnie jak dla „starych” w serii 1. najważniejszy jest hajs. Przepraszam, imię boga w religiach monoteistycznych piszemy wielką literą, więc niech będzie, Hajs. Świat spoza gry się o nich upomni, z pewnością. Młodzi z zewnątrz staną w obronie straceńców a „spalarnia śmieci?” zniknie z ekranu, bo młodość to wartość sama w sobie – sarkazm.
Ocena serii
Jeśli to zwykły dreszczowiec, kolejny film sensacyjny, to można go ocenić w skali 1-10 na 5, bo mimo wad posiada dobrze zbudowaną fabułę i momentami fascynującą wręcz scenografię. A propos, ona przerasta oczekiwania graczy, którzy przyszli tam przecież tylko zginąć. Wspólna sypialnia z wielopiętrowymi lóżkami świadczy o tym, że „oprawcy” niewielką wagę przywiązują do warunków socjalnych. Gdy jednak wychodzą na planszę gry, barwy i pomysłowość scenarzystów, producentów wprost olśniewają, nawiązując do scenerii dziecięcych bajek.
Gdy jednak przypatrzymy się fabule i elementach eksponowanych wartości, serię śmiało można by nazwać kinem współczesnego moralnego niepokoju. Przedstawia ono katastroficzną wizję współczesności pozbawionej humanitaryzmu. W obiegu oficjalnym świat tonie w kulturze wysokiej, pochylając się nad losem biedoty i zwierząt, skupia na ekologii i wartościach religijnych.
Niestety, prawda jest zupełnie inna, ponieważ kapitalizm i wyścig po „złote runo” niszczy relacje międzyludzkie i skazuje człowieka na samotność. Trudno powiedzieć, jaki był zamysł twórców serii „SG” piszących scenariusz bodaj 10 lat temu. Być może wówczas obraz miał być zwykłym i przeciętnym kinem akcji.
Po doświadczeniach z fabułą i motywami kultu młodości, a także bezmyślnego zabijania we współczesnym kinie. Po setkach i tysiącach śmierci z powodu pandemii na świecie, odbiór dzieła dzisiaj może iść w zupełnie innym kierunku. Z pewnością jednak seria ta zasługuje na uwagę. Kaktusy oznaczają, że film posiada jakieś braki. Tutaj wszystko jest przemyślane i dopięte na ostatni guzik. Kaktus za marginalizowanie kobiet na ekranie.