Facebook i hodowla użytkowników

Facebook, podobnie jak Google, którego projekt Google + (portal społecznościowy) upadł, zabiera pracę milionom ludzi. Tysiące firm i osób fizycznych mogących zarabiać w Polsce na usługach internetowych nie może tego robić, ponieważ rynek ten poważnie skurczył się dzięki Facebookowi i Google. Portale te pochłaniają lwią część reklamodawców i reklam, chełpiąc się, iż mają narzędzia docierające do właściwej grupy odbiorców. Facebook i hodowla użytkowników zatem to temat jak najbardziej aktualny.

Facebook „targetuje” poprzez zbieranie danych osobowych. Reklamodawca może zatem zamówić wyświetlanie reklam spersonalizowanych wśród użytkowników o odpowiedniej płci, zainteresowaniach, aktywności zawodowej, wykształceniu, wieku, mieszkających na konkretnej ulicy w określonej miejscowości a nawet w wyznaczonym bloku. Może wybrać jedną cechę użytkownika – tylko!

Skuteczności takiego narzędzia nie można nie doceniać, ale w ten sposób właśnie niszczy się konkurencję. W dodatku Facebook czy Google nie płacą w Polsce podatków!

Facebook i hodowla użytkowników

Twitter, Google, Facebook, ale też i inne portale społecznościowe niczego nie tworzą. Są nakładką katalogującą użytkowników internetu po to, aby na nich zarabiać, wyświetlając im reklamy. Oczywiście dzieci i młodzież mają dzięki temu „plac zabaw”, ale czy darmowy?

Portale społecznościowe typu Facebook, Google Plus, Twitter, Instagram, Linkedin, DevianArt, Tagged spełniają funkcję podobną do home.pl czy nazwa.pl, czyli są to de facto firmy hostingowe udostępniające za opłatą miejsce na stronę www dla zainteresowanych osób i przedsiębiorstw. Różnica jest taka, że kupując hosting, płacisz własnymi ciężko zarobionymi pieniędzmi. Na portalu społecznościowym dostajesz pozornie darmowe miejsce na publikowanie swoich osiągnięć, rewelacji intelektualnych, przemyśleń czy grafik.

Tak naprawdę jednak sprzedajesz swoje dane osobowe i zgłaszasz się do portalu po darmowy mailing, newslettey i reklamy wrzucane na Twoją stronę, do Twojej skrzynki. Kiedy publikujesz zdjęcie w tle, zdjęcie dziecka, kolegów czy jakiekolwiek inne treści, Twoi znajomi oprócz nich czy obok nich widzą reklamy i na tym zarabiają korporacyjne social media. Co chwilę namawiają Cię do tego, abyś zwiększył swoje zaangażowanie i coś opublikował, „Napisz, co teraz myślisz?”, „Napisz, czym się teraz zajmujesz?”, „Nie publikowałeś już trzy dni!”, bo każdej informacji, jaką dodasz, stowarzyszy ruch. Dzięki niemu rosną wpływy z reklam dla korporacji. Nie chodzi o klikanie reklam, też, ale przede wszystkim o ilości ich wyświetleń.

Co by się stało złego, gdybyś sam kupił hosting, zapłacił za stronę, a potem pisał i publikował treści? Zarabiałbyś na swojej stronie, wyświetlając reklamy. No, ale to wymaga wysiłku intelektualnego większego niż lajkowanie. Nie widzisz siebie w tym? To w takim razie co robisz w social mediach? Tylko się przyglądasz, nie masz nic do powiedzenia i tylko podglądasz innych? Czy to nie jest fałsz właśnie lub jakaś dewiacja – ekshibicjonizm?

Nawet nie wiesz, że powoli zmiękczają się, a potem zmieniają wartości, np. z czasem obserwujesz, że pojawiają się Walentynki, Haloweeny i inne święta handlowców, chciwych na zysk korporacji. Najbardziej żal młodych dziewcząt publikujących często serie swoich zdjęć. Gdyby należały do agencji fotomodelek, może ktoś podpisałby z jedną czy drugą kontrakt. Reklamowałyby żywność, sprzęty, ubrania itp.

Facebook i Instagram przez wiele agencji medialnych jest postrzegany jako darmowe źródło „kolorowych treści”. Na wszystkich portalach informacyjnych są komentowane i wykorzystywane za darmo treści wykonywane przez internatów. Za swoją pracę i wizerunek z facebooka, instagramu czy twittera nie dostają „złamanego grosza”.

Media społecznościowe przypominają ambitnych rodziców, którzy przyprowadzają do dziadków (swoich rodziców) lub znajomych pociechy. Aby podwyższyć swoją wartość w oczach obecnych, namawiają dzieci, aby powiedziały babci wierszyk a znajomym zaśpiewały piosenkę. Sami niczego nie potrafią, nie znają żadnych wierszyków i nie umieją śpiewać. Tak też social media stymulują Twoje ruchy, „hodują użytkowników” po to, aby na nich zarabiać. Czy to jest złe? Może tak, może nie, ale przecież nie o to chodzi. Jeśli się w tym odnajdujesz, Twoja sprawa.

Problem polega na tym, że jako efekt hodowli dajesz sobie wmawiać, że np. powinieneś zachowywać się tak lub inaczej, głosować na to czy na tamto, lajkować to lub owo, ważyć tyle, wyglądać tak a nie inaczej, kupować to lub jeść tamto. Słowem „ryją Ci w mózgu” informacje, kształtują postawy i jeszcze na tym zarabiają! Urzeczony możliwością wypowiadania się na forum, „wielkim oświeceniem” i wolnością, starasz się dać z siebie wszystko. Nie wiesz, że są ludzie i firmy administrujące dziesiątkami forów, stronami typu fanpejdż i fikcyjnymi kontami jak: forum dla całej klasy, forum dla dziewczyn z klasy i osobno dla chłopców, forum z wychowawcą, forum z rodzicami, forum z wybranymi członkami rodziny, forum fanów klasy, forum szkoły, forum absolwentów klasy, szkoły, fanów ulubionego filmu, książki itd.

Można wyliczać w nieskończoność. Każda strona to dane osobowe na sprzedaż i miejsce na reklamy dedykowane, na których zarabia Facebook.

Dlaczego ludzie tak pragną przynależeć do jakiegokolwiek grona? Chodzi o samotność? Nikt jej nie lubi i dlatego się przegrupowujemy. Z reguły dotyczy to okresu nastoletniego i młodości, kiedy szukamy potwierdzenia własnej wartości w oczach środowiska.

Gdy dorastamy, zakładamy poważne związki, cóż, większość zapomina o Facebookach i wirtualnej integracji, chociaż… Jest ogromna liczba stron i forów fanów swoich dzieci niemowlaków itd., podróży wakacyjnych itp. Ludzie lubią się chwalić. Próżność? Chyba tak i niedojrzałość, albo ulegania presji, że skoro coś można za darmo, warto to robić: na przykład publikować sweet focie! Znak czasu?

Jak bardzo trzeba być … (trudno określić, jaki przymiotnik wstawić w miejsce kropek?), aby: publikować na portalu film z psikusem zrobionym żonie, dziecku, znajomemu. Aby składać życzenia urodzinowe swoim dzieciom siedzącym w drugim pokoju? Przypominać im o sprawdzianach i obowiązkach domowych? Aby publikować intymne zdjęcia własne lub rodzinne czy krytykować i hejtować swoich szefów, partie polityczne, wyzywając ich o najgorszych? Sytuacji tego typu jest dużo.

facebook

Najgorsze ze wszystkich prawd, jakie docierają z social mediów do „hodowanych użytkowników” są wszędzie pojawiające się mantry typu:

  • „Nie ma cię na Facebooku, to nie istniejesz”,
  • „Jesteś tyle wart, ilu masz znajomych lub followersów” czy też
  • „Twoja aktualna pozycja w świecie zależy od lajków, które powinieneś zdobywać”.

Administratorzy, informatycy, moderatorzy i sztaby marketingowców wtłaczają nam, zwykłym użytkownikom sieci, że ich produkt jest nam niezbędny do istnienia. W taki sposób drapieżniki (homo sapiens) hodują zwierzęta (rzeźne), a potem je… zjadają.

Ogromna rzesza ludzi dała sobie wmówić, że bez social mediów życie nie jest ciekawe lub niewiele warte a internet bez nich to zwykła nuda, zalew niepotrzebnych informacji.

Umówmy się, powiedzmy na jakiś jeden dzień w roku bez social mediów i nie otwierajmy ich, nie logujmy się. Zobaczmy, kto komu jest bardziej potrzebny, my korporacjom czy one nam?

Konkurując z Facebookiem, Google wymyśla coraz to nowsze algorytmy, aby promować i pozycjonować swoich klientów. Dawniej pozycję w wyszukiwarce zdobywało się treścią, unikalnością tematyki, słowami kluczowymi, opisem strony, jakością kodu. Aktualnie pierwsze miejsca zajmują opłacane słowa kluczowe, opłacane kampaniami reklamowymi AdWords Google.

W końcu trzeba jakoś zarabiać i o to chodzi. Z podobnymi do Google nakładkami spotykamy się przy okazji zakupów, gdy korzystamy z ceneo.pl czy skapiec.pl. To wyszukiwarki konkurencyjne dla Google, więc nie są pozycjonowane przez giganta. Szukając tanich laptopów czy innego sprzęty w Google, pojawiają się najpierw linki do stron promowanych, potem sklepy internetowe, natomiast nie ma tam konkurencyjnych wyszukiwarek specjalizujących się właśnie w handlu.

Są konkurencyjnymi nakładkami na internet, katalogami, czyli bazami danych i jako takie są przez korporację pomijane. Można sobie wyobrazić, jaki ruch zanotowałyby, gdyby z jakiegoś powodu Google na chwilkę przestałoby działać.

Internetowe korporacje walczą o klienta tak samo, jak zwykły Kowalski zakładający stronę www i pragnący cokolwiek na niej zarobić. Jego wkład pracy w oryginalne treści zamieszczane dla potencjalnych internautów jest nieporównywalnie większy od wkładu korporacji medialnych, które dają tylko kod, nakładkę graficzną i narzędzia typu CMS. A jednak to nie przeciętny autor jest krezusem tylko giganci. Jakie to niesprawiedliwe… No, tak, np. Facebook czy zwykłe blogowisko onetu ma tysiące autorów i oglądaczy bądź czytelników, tyle że oni wszyscy razem wzięci piszą to samo.

Wciąż jeden komunikat typu: jestem samotny; jest mi dobrze; jest mi źle; poszukuję tego czy tamtego – miliardy powielania bełkotu, grafomanii jest niczym w porównaniu z jednym ciekawym opowiadaniem napisanym przez początkującego pisarza, poetę Kowalskiego, który za ostatni grosz kupuje domenę typu: kowalskipoezja.pl.

Problem w tym, że on nie generuje tyle ruchu co miliony użytkowników social mediów, a ruch to reklamy, reklamy to kasa… Sponsorujemy więc marność, bo ta najlepiej się sprzedaje i przyciąga reklamodawców, panów wszelkich korporacji. Stajemy się „bezrefleksyjną trzodą” hodowaną na użytek korporacji. Tak samo mrówki hodują mszyce…