Czytać już nie chcemy

W swojej pracy pt. „Przyczyny nieczytania lektur w szkole średniej” zajmowałem się badaniem, jak należy czytać lekturę, aby zapamiętać jej świat, przygotować się do jej omawiania i odnieść sukces na zajęciach. Doszedłem do smutnej konstatacji, że w większości uczeń w procesie poznawania książki jest pozostawiony samemu sobie, gros pracy wykonuje sam. Starsze pokolenia absolwentów i maturzystów powiedzą: „I co z tego, my też czytaliśmy lub musieliśmy czytać”. Tak, my musieliśmy czytać, ale nie mieliśmy komputerów, internetu, przekazów online, DVD i innych odkryć informatycznych, które system edukacji współcześnie autentycznie musi ignorować, stawiając siebie na straconej pozycji. Przez co jawi się współczesnemu uczniowi jako twór archaiczny i zacofany, nieciekawy.

Tylko 5% osób w klasie czyta lektury w szkole średniej, w gimnazjach jeszcze mniej. Liczbę aktywnych na zajęciach można powiększyć o 2-3% uczniów czytających wyłącznie opracowania, streszczenia, ale pozostałe

ponad 90% uczniów nie czyta niczego, nawet streszczeń i generalnie czytać nie zamierza.

Aktorzy „Harrego Pottera”

System edukacji nie może lub też nie powinien ignorować dłużej tego stanu rzeczy. Szkoła – nauczyciele tracą zupełnie autorytet, ponieważ uczniowie nie wykonują poleceń obowiązkowego czytania, a mimo to zdają i kończą klasy, szkoły, zdają maturę i kończą studia… O maturze nawet nie wspominajmy, bowiem obecnie jest tak, że uczniom trudniej jest otrzymać promocję z klasy do klasy, niż zdać maturę z języka polskiego. Ocena na zakończenie klasy jest zależna od zaliczenia lektur, matura zupełnie obowiązek ten ignoruje.

Oczekiwania współczesnej szkoły a oczekiwania ucznia i świata zewnętrznego, obiektywnie funkcjonującej rzeczywistości są zgoła odmienne. Rozważmy zagadnienie modernizacji bazy programowej i jakościowej systemu nauczania na przykładzie lektury „Potop” Henryka Sienkiewicza. Na podstawie znajomości tej powieści uczeń ma napisać esej o przemianie wewnętrznej głównego bohatera Andrzeja Kmicica. Miała się ona/przemiana dokonać pod wpływem poznania szlachetnych postaw innych bohaterów dzieła i wydarzeń, w jakich wziął udział Andrzej Kmicic vel Babinicz. Od stu lat powiedzmy szkoła robi to standardowo w sposób następujący:

  1. zachwycony książką jako wynalazkiem przekazującym treści uczeń czyta w domu książkę,
  2. uczeń przygotowuje się do zajęć, uczeń wykazuje się na zajęciach,
  3. uczeń pisze pracę pisemną domową i klasową,
  4. nauczyciel w szkole doradza uczniowi i kieruje jego poczynaniami, a także sprawdza i ocenia.
  5. I na koniec: Uczeń jest wdzięczny szkole, że ta nauczyła go czytać i wskazała tak wspaniałą lekturę/lektury, a potem pozwoliła mu dojrzewać emocjonalnie i mentalnie na tak wspaniałym materiale pokazowym. Ukończenie cyklu kształcenia szkoły średniej miało dawać świadectwo dojrzałości ucznia i jego ogólnego intelektualnego stanu świadomości.

Teoretycznie nie widać problemów w tym schemacie wymagań i systemie nauczania, z którego wynika, jak z ironią można skonstatować, że szkoła raczej wychowuje samouków, bo zabierając uczniom prywatny ich czas, dysponując nim, tylko się przygląda, stojąc z boku, nie angażuje się, dopóki uczeń nie przeczyta książki.

Edukacja w polskiej szkole przypomina chodzenie na stołówkę, aby tam pobrać obiad i potem zjeść go w domu. Dlaczego nie można zjeść go na stołówce i przyjść najedzonym do domu, zajmować się własnym życiem? „Jeśli czas lekcyjny nie wystarcza na ogarnięcie minimum programowego, to może to minimum jest zbyt wyśrubowane?” – z lękiem przebąkują uczniowie. System wyprzedza ich domysły, domowe skargi na szkołę rozpalające nerw analityczny rodziców, rozwieszanymi w każdej klasie „wymaganiami”, „szkolnymi systemami oceniania” i tym podobnymi bzdurami. System mówi swoim „klientom” prosto z mostu: „My wiemy lepiej”. Wracając do literatury i książki:

  1. Zupełnie ignorujemy fakt, iż książka była wynalazkiem przed wiekami i otwierała świat przed czytelnikiem, wskazując, w jak wielkiej epoce żyje. Przez wieki spełniała funkcję edukacyjną i wychowawczą.
  2. Zupełnie ignorujemy fakt, iż przeciętna lektura ma ponad 100 stron do czytania, czyli także do nauki. Uczniowie są z wiedzy zawartej w książce odpytywani.

Tak się składa, że współczesność, uczniowie i dorośli (statystyki czytelnictwa to potwierdzają) „nie wierzą” w „lecznicze i nowoczesne właściwości” książki, bo młodzież ma youtube i google, a tam wiedza leży na „wyciągnięcie oczu”. Jeśli uczeń ma do wyboru blisko 800 stron czytania („Potop”) lub wybrane fragmenty filmu, które obejrzy w ciągu 15 minut i to mu da gwarancje przygotowania, wybiera film. Podobnie wybierze streszczenie w miejsce opasłych tomów lektur. Polonista szybko może ustalić prawdę poprzez test wiedzy z lektury, jeśli zechce, i odpowiednio to zaznaczy w dzienniku.

Ileż w takich sprawdzianach z lektur jest cynizmu jednak i pychy systemu edukacyjnego. Dlaczego? Ponieważ czytając lekturę, uczeń nie ma zielonego pojęcia, co jest ważne i na co ma zwrócić uwagę. Metaforycznie rzecz ujmując: czytając wskazaną książkę uczeń wchodzi do i przechodzi przez nieznany sobie las, w którym wszystkie drzewa wydają mu się takie same. Na sprawdzianie okazuje się, iż kilka z widzianych w lesie drzew ma opisać, a pozostałe są nieistotne. Dla porównania: w podręczniku 18-letni uczeń ma esej o pozytywizmie – epoka B. Prusa, z którego ma zrobić notatkę i nauczyć się jej treści – czego większość uczniów nie jest w stanie wykonać w stopniu dostatecznym. Na kolejną lekcję jednak ma przyjść do szkoły z wiedzą zawartą na około 800 stronach powieści (sic!). Czy nie tak wygląda cynizm i hipokryzja?

Teoretycznie więc współczesność nie ma szans z przeszłością. Jeśli szkoła notorycznie zaprzecza postępowi, odrzucając osiągnięcia człowieka współczesnego na rzecz ochów i achów z przeszłości, mówimy o książce jako przekaźniku/narzędziu dostarczającym treści, to działa na szkodę rozwoju. Oczywiście, książka podobnie jak dzisiaj internet i multimedia, w swoim czasie była nowinką właśnie na miarę epokowych wynalazków. Podobnie rzecz ma się z operą, filharmonią czy teatrem. Zaproszeni na przedstawienie szkolne z udziałem śpiewaczki operowej dzieci i młodzież reagują wybuchem nieposkromionego śmiechu na pierwsze wersy śpiewanego libretta, ponieważ z tego typu twórczością spotykają się rzadko, ale przede wszystkim śpiew operowy został stworzony dla potrzeb teatru pozbawionego nagłośnienia. Śpiewak operowy musiał mieć głos, bo od tego zależało dotarcie do widza. W pewnym okresie opera była „lepszą” lub ciekawszą odmianą teatru powstałego w antyku. Do teatru i opery młodzież chodziła, aby podziwiać „wielki świat”, nowoczesne brzmienia i dźwięki, modę, stroje, zachowania itd. Mimo wartości, jakie niewątpliwie niesie ze sobą opera, młodym pokoleniom nie można mówić, nikt tego nie robi, że „Kto nie chodzi do opery, ten jest zacofany intelektualnie”. Funkcję opery, teatru, filharmonii przejęły dzisiaj multikina i film ze swoim bogactwem gatunkowym.

Autorytet przeszłości wyraźnie przeszkadza w wychowaniu ku rozpoznawaniu i uznawaniu autorytetu współczesności. Mówi się wciąż w mediach, roztrząsa głośno i wyraźnie opinie, jakoby młode pokolenia i nie tylko, nie miały i nie uznawały żadnych autorytetów. To prawda. Trudno jest młodemu człowiekowi opowiadać jednak, czym jest autorytet lub nakazać mu uznawania jakiegoś abstrakcyjnego bytu. Jeśli zaś nauczyciel wskazuje mu to lub owo, uczeń biegnie do Internetu, aby sprawdzić, ile to, co mówi mu w szkole nauczyciel, jest warte: kto uznaje ten wskazany autorytet i na jakie wartości się przekłada, co uznanie go może uczniowie dać?

Uczeń ocenia także autorytet nauczyciela, o czym warto pamiętać. Zerka więc na parking przed szkołą i widzi, jakim autem przyjeżdża do szkoły jego guru. Gdy się okaże, iż uczeń ma na parkingu lepsze auto nić jego nauczyciel, problem autorytetu znika. Młody człowiek bowiem myśli sobie tak: „Po co mi ta szkolna mądrość, skoro ona nie prowadzi do luksusu i dostatniego życia w przypadku nauczyciela”. Podobna zasada działa podczas nauki karate. Jeśli mistrz ma wysokie osiągnięcia i jego uczniowie także, nie ma problemu z naborem kolejnych uczniów. Polski nauczyciel może cieszyć się, że ma pracę i to wszystko. Uczniowie jednak marzą nie tylko o pracy, ale też o widocznych znamionach dostatniego życia. Czytanie książek i bycie mądrym nie przełożyło się u nauczyciela na dostatek, więc nie jest autorytetem dla ucznia. Jeszcze dziesięć lat temu mogłem mówić do uczniów: „Uczcie się, bo to się opłaci, zobaczcie mojego lśniącego w słońcu malucha na parkingu” – obecnie takiego malucha mogą sobie kupić za wakacyjne zarobki bez kończenia szkoły i czytania tomów książek.

Tak działa współczesność, która jest zinformatyzowana i otwarta na opinie. Jeszcze 20, 10 lat temu uczniowie traktowali szkołę, jako miejsce poznawania „prawd objawionych”, swego rodzaju sacrum i tabu, o którym rozmawiano w domu z ojcem czy matką, na podwórku z kolegami, a dzisiaj z setkami i tysiącami internautów zupełnie anonimowych dla ucznia. Ta anonimowość jest w przypadku wartościowania zjawisk bardzo ważna, nosi znamiona bezstronności i nie stanowi racji zamkniętej. Zawsze gdy młody człowiek szuka odpowiedzi na pożądane pytanie, w razie gdy ta go nie satysfakcjonuje, szuka dalej i może to robić także w języku obcym. Może się kontaktować z wybranymi użytkownikami i rozmawiać z nimi i w każdej chwili zerwać połączenie, w ten sposób zareagować na dyskusję.

Wychowanie współczesnego pokolenia internautów, ludzi kierujących się wolnością i dowolności, czyniących z tego niemal ideologię, trudno zmusić do wyboru opasłych tomów zachwalanych przez przodków. Idee bowiem w nich zawarte mogą wszak dotrzeć do młodych umysłów, ale nie tą drogą. Epoka współczesna jest zakochana sama w sobie i świadoma swoich osiągnięć jeszcze bardziej niż druga połowa XVIII wieku, gdy żyli wielcy encyklopedyści, ludzie oświecenia.

To jest tak, jak gdybyśmy młodemu człowiekowi kazali iść z sierpem na pole i kazali mu zapomnieć, że są kombajny z klimatyzowanymi kabinami, lodówkami i odtwarzaczami stereofonicznymi w środku, a wszystko sterowane komputerem pokładowym. Nakazać mu miesiącami siedzieć i czytać lektury to tragedia dla jego wyobraźni, w której nic nie będzie do niego się uśmiechało z ekranu i nie dotrze do żaden dźwięk ludzkiej mowy czy muzyki. Tutaj sprawa sensu czytania, ideałów zawartych w lekturach, słabej umiejętności czytania to rzeczy marginalne.

Uczniowie postrzegają bowiem książkę jako przestarzały nośnik lub sposób komunikacji, nudny z założenia i odrywający ich od społeczności wirtualnej, do jakiej przynależą. Ta przynależność właśnie powinna zostać przez szkołę wykorzystana. Jeśli uczeń odnajduje się w tym świecie i kojarzy go pozytywnie, należy wszystko zrobić, aby szkoła nie odrywała ucznia od jego „naturalnego środowiska”, ale aby w nim tak długo, jak to tylko możliwe, przebywał.

Jeśli lekcja z „Potopu” będzie odwoływała się do filmów, fragmentów doskonale nakręconej adaptacji powieści, nawet nie całości, to uczniowie przyjmą ten sam rodzaj wiedzy jako swój, bo pochodzący ze świata, w którym oni spędzają swoje życie. Gdy po projekcji i omówieniu fragmentów nauczyciel połączy się online z reżyserem filmu, panem Jerzym Hoffmanem i uczeń będzie mógł online zadać pytanie o którąś ze scen, to takiej szkoły właśnie oczekuje i chętnie do niej przyjdzie. Kształcenie z języka polskiego należałoby jak najszybciej zamienić właśnie na nauczanie pisania, wypowiadania się, myślenia w oparciu o polską i obcą filmotekę. W dodatku programy szkolne powinny zawierać tylko fragmenty tych dzieł, aby wskazywać na różnorodność treści, z jakimi spotyka się uczeń w codziennym życiu. Polska szkoła traktuje współczesność i ludzi w niej żyjących jak niepotrzebny balast. Dobrze, że choć żyjący nobliści lub nominanci do prestiżowej nagrody Nobla, pojawiają się w programach nauczania, to bardzo dobrze, ale wciąż mało, ponieważ przemawiają oni do ucznia słowem, a nowoczesnej szkole potrzebne jest mówienie obrazem i dźwiękiem.

Nuda i zniechęcenie dotyczy wyłącznie sposobów metod podawczych, źródeł informacji o życiu państwa, narodu i jednostki. Uczeń nie rozpoznaje w literaturze stymulatora rozwoju, wprost przeciwnie, kojarzy lekturę z nakazem przyjmowania do wiadomości pewnych dogmatów – tak było zawsze. Te z kolei już dawno straciły swoją rażącą moc oddziaływania. Nie ma współcześnie prawd transcendentnych, przed którymi zginają się wszelkie kolana i pochylają głowy.

Zmierzch autorytetów dotyczy całego świata, a nie tylko polskich realiów, nie tylko młodego ale też dorosłego pokolenia, całego społeczeństwa. Cechą braku autorytetów są ciągłe utyskiwania elit politycznych i kulturalnych, twierdzenia i analizy mówiące wprost: „Nie mamy współcześnie autorytetów”. Szkoła idąc z duchem czasu potwierdza owe braki, sięgając w swoich poszukiwaniach, nauczaniu kolejnych pokoleń do czasów zaprzeszłych, między innymi do renesansu, aby uczyć myślenia demokratycznego i do romantyzmu, aby uczyć patriotyzmu, szeroko omawiając archaizmy językowe i składniowe, metafory i inwokacje, dowodzące niezbicie, iż powinniśmy być dumni ze swojej narodowej tożsamości. Tej samej, która doprowadziła na przełomie XX i XXI wieku do milionowej emigracji Polaków?

Przestarzałe metody podawania wiedzy doprowadzają do obniżenia autorytetu szkoły, ale też innych instytucji, które w swym założeniu opierają się na bezdyskusyjnym przedstawianiu faktów. Casus Bladaczki z „Ferdydurke” Witolda Gomrowicza: „Słowacki wielkim poetą był” – dogmat? Współczesna młodzież nie toleruje, nie przyswaja, wręcz odrzuca wszelkie dogmaty. Dlatego że one zabraniają dyskutowania, ustanawiają tabu, działają wbrew wolności myśli i słowa, a dyskusja, choćby nie prowadziła do wiążących, mądrych wniosków, sama w sobie jest wynikiem wolności wypowiedzi. Tej wolności młode pokolenia nauczyły się w trakcie obcowania w społeczności informatycznej. Ich nie obchodzi pisarz żyjący 100, 200 lat temu i stosunek autorów podręczników, programów szkolnych do tego, ale na przykład atrakcyjny jest reżyser, jego warsztat i twórczość, a także liczby, czyli ile widzów było na premierze, przedstawieniu, ile osób kupiło DVD i ile zarobili reżyser, gwiazdy zatrudnione przez niego. Jakby logicznie myśląc młodzież, współcześni uczniowie,  dostrzegają wartość tego, co dzieje się tu i teraz, co będzie się działo jutro, ale przeszłość jest synonimem zacofania i opóźnienia. To normalne zjawisko, przecież ludzie oświecenia walczyli z zacofaniem Sarmatów a romantycy z ideologią racjonalną. Z tego samego powodu czytanie wśród uczniów już nie jest modne.

Aktorzy Zmierzchu

Casus Pottera i Cullena, popularności książek Rowling i Meyer, to fenomen współczesności. Z jednej strony są uczniowie, którzy z zasady nie czytają lektur, ale kiedyś czytali „Harretgo Pottera” w całości, wszystkie tomy, a teraz czytają „Zmierzch”, także wszystkie tomy. Problem w tym, że są to powieści zupełnie mentalnie i obyczajowo „wyprane” z jakichkolwiek wartości ważnych w świecie człowieka. Główni bohaterowie pierwszej powieści dla dzieci i młodzieży to czarodzieje. Świat powieściowy „Harrego Pottera” został wyraźnie podzielony na czarodziejów i mugoli, ludzi spoza świata czarów. Z kolei w świecie „Zmierzchu” poznajemy podział świata na ludzi, wilkołaki i wampiry. W obu powieściach, baśniach, bajkach – tak można je określić gatunkowo- wyższość nieludzi nad zwykłymi zjadaczami chleba jest widoczny i porażający. Oba bestselery zabierają czytelnika daleko w inny świat, odrywają go zupełnie od rzeczywistości. Można to zjawisko określić mianem buntu wobec świata realnie istniejącego, który nie daje najwyraźniej młodym pokoleniom tego, na co czekają, co chciałyby otrzymać. Przyjaźń i miłość w okresie dojrzewania, dorastania to problemy najważniejsze, nastręczające dzieciom i młodzieży najwięcej zmartwień. Pech chce, że właśnie wtedy muszą chodzić też do szkoły i spędzać setki godzin na czytaniu „historii wyssanych z palca” przez ludzi utalentowanych takich jak Rowling czy Meyer, ale żyjących miliony lat świetlnych od epoki internetu. I ten fakt deprecjonuje ich rangę, rozmywa autorytet etc.

Fenomen czytelnictwa „Harrego Pottera” i „Zmierzchu” niestety demaskuje system szkolenia i doboru lektur. Mówi on wyraźnie, iż nie takich lektur dzieci i młodzież oczekują od szkoły, jakie są w kanonie. Słowem prawdą jest, że „uczniowie czytaliby wskazane książki, gdyby one zaspokajały ich potrzeby”. Ponadto popularność „Zmierzchu” dowodzi, iż miliony szkół i systemów edukacyjnych pracuje źle. Pomimo wielu lat edukacji literackiej miliony uczniów szkolnych nie rozpoznało na przykład w „Zmierzchu” przysłowiowego gniota, dzieła zupełnie pozbawionego wartości, które nie wniesie do historii literatury czy do ogólnego rozwoju kulturalnego świata niczego dobrego.

Co na to wszystko poloniści? Otóż gdyby emerytowani od 5-10 lat poloniści wrócili nagle do szkoły, okazałoby się, że ogromną część swojego życia zawodowego spędzili nadaremnie. Gdy zaczynałem pracę jako polonista, ogromny procent czasu w szkole średniej poświęcaliśmy z uczniami na naukę ortografii i gramatyki. Sporo stresów i nerwów pożerały błędy na maturze pisemnej. Wielu maturzystów nie zdało matury i nie mogło kontynuować nauki z tego powodu. Nikt wówczas nie słyszał o chorobie, która dzisiaj rozpoznawana nie eliminuje ucznia spośród najlepszych w klasie – mowa o dysleksji i dysortografii. Ileż w tym wszystkim, w tym systemie nauczania było pychy i pewności siebie, jakie dogmatyczne decyzje: 3 błędy ortograficzne rażące dyskwalifikowały pracę (!).

Podobnie współcześnie poloniści traktują czytelnictwo lektur tak samo jak wówczas ortografię, niemal jak świętość. Przyjdą czasy jednak i to już widzę za rogiem wręcz, kiedy kolejne pokolenia uczniów będą miały lekcje z filmu, będą pisać na lekcjach języka polskiego posty, felietony, eseje w oparciu o fragmenty filmów i innych multimediów, będą uczyć się czatowania i pisania porządnych komentarzy i blogów. Gdyby tak można było od jutra tak zacząć…

Póki co jednak trzeba przymykać oczy na braki w czytaniu lektur. Doświadczenia z ortografią dowodzą, że to co dzisiaj jest warunkiem i dogmatem, jutro może stać się pośmiewiskiem czy bolesnym wspomnieniem. Współczesny uczeń może popełniać błędy, ważne, aby potrafił się wyrazić. Nie musi też czytać, aby zabrać głos w dyskusji. W końcu są filmy i fragmenty filmów. Nie można współczesnemu światu wmawiać, że jest zacofany, bo nie czyta.

Czytało się w „epoce lodowcowej”, dzisiaj się ogląda, a jutro, kto wie, co jutro ludzie wymyślą? Może będzie to sztuczna inteligencja, która zwolni nas zupełnie z myślenia, więc i z czytania? Co za ulga, wreszcie świat odetchnie…

Fotos z filmu „Potop” Jerzego Hoffmana

Co z „Potopem”? Być może odejdzie w zapomnienie jako książka, ale pozostanie jako dzieło filmowe. To bardzo optymistyczne przypuszczenie, że w końcu za kilkanaście, kilkadziesiąt lat nazwisko Hoffman zostanie uznane za wielkie i powstaną ulice Hoffmana. Nareszcie, wszak zrobił dla współczesnych więcej niż Sienkiewicz, który żył przed stoma laty. Co z Sienkiewiczem? „A to jest ten, co napisał scenariusz do filmu Hoffmana?” – będą pytać uczniowie… Dzisiaj jest odwrotnie: uczymy uczniów, jak żyli i jak się nazywali ludzie sprzed 100-200 lat, podczas gdy młodzież nie zna nazwisk swoich nauczycieli, księży, burmistrzów i reżyserów arcydzieł tworzonych na oczach młodego pokolenia. Szkoła mówi im wyraźnie: „to nas nie obchodzi, twoje zadanie to poznanie przeszłości a nie mędrkowanie, to nie internet, to rzeczywistość”.

Jestem za tym, aby współcześnie było tak: „Dzieci kończą podstawówkę wtedy, gdy nauczą się czytać i pisać, kończą gimnazjum z podstawową wiedzą matematyczną, informatyczną i gramatyczną, kończą szkołę średnią z podstawową wiedzą o kulturze ludzi im współczesnych. Wszyscy uczniowie żyją natomiast  trzema pasjami: sportem, internetem i filmem na równi”. Polska szkoła niestety jest zupełnie inna: w podstawówce uczy gramatyki, ortografii i mitów greckich, aby potem tego samego wymagać od gimnazjalistów i licealistów.

Ponadto polska szkoła uczy padania na kolana przed przeszłością (kultura antyczna, renesansowa, kultura oświecenia, romantyzmu i modernizmu plus zaprzeszły dla młodych już XX wiek), przed minionymi osiągnięciami i dorobkiem przeszłych pokoleń, poświęceniem i wielkością ludzi sprzed lat i wieków. Szkoła ignoruje programowo świat współczesny uczniowi, który jest dla niego bardziej atrakcyjny niż przeszłość. Ignorowanie rozwoju cywilizacji bliskiej uczniowi jest największą porażką obecnego systemu pedagogicznego. Polska szkoła wychowuje strażników narodowego ognia, strażników wartości sprzed wieków, jakby mówiąc młodym pokoleniom: „Taki system się sprawdził, więc nie trzeba go zmieniać” – czyli „Słowacki wielkim poetą był…”

Dawno, dawno temu uczniowie biegli do szkoły po wiedzę, która otwiera im świat. Uczyli się czytać i pisać, bo to była gwarancja postępu i uczestnictwa w nim każdego, nawet najprostszego człowieka. Współcześnie uczniowie biegną ze szkoły do domu, aby włączać się w obieg internetowych informacji, ponieważ to oznacza dla nich uczestnictwo w rozwoju cywilizacji. W szkole tylko nudzą się i tęsknią za nowoczesnością. Lektura jest współcześnie synonimem przeszłości i zacofania. Pytanie, do czego współczesnemu uczniowi z gimnazjum i liceum ma służyć wiedza z opasłych tomów powieści sprzed 100, 200 lat zdobywana metodą literka po literce?

Owszem, w polskiej szkole są zajęcia z informatyki, czyli włączania się do świata cywilizowanego. Są to najbardziej ulubione lekcje pod nadzorem nauczyciela zajętego siedzeniem w internecie. Kształcą przeciętnego użytkownika internetu, tak jak dawniej szkoła kształciła przeciętnego czytelnika książek. A po tych lekcjach znowu nudy na pudy i ucieczka do domu, do internetu. Współcześni uczniowie nie mają zeszytów, nie noszą podręczników, nie czytają książek, biorą na przeczekanie i modlą się, aby ich dzieciom kiedyś żyło się lepiej – oczywiście bez lektur szkolnych.

Czytać już nie chcemy! – Mówią – Wolimy oglądać internet, filmy, zdjęcia, kabarety itp. itd. Pisać też już nie chcemy, w ogóle do komunikacji wystarczą nam emotikony: 😉 lub ); i wszystko na ten temat, bo przecież wiadomo, że ludzie nie mają sobie nic do powiedzenia, chyba że się kochają. Wtedy też nic nie muszą mówić, czytać, pisać, bo rozumieją się za pomocą min i spojrzeń, gestów. Czy to oznacza, że rosną nam młode pokolenia ludzi czynu?! Oby! W takim razie można im wybaczyć niechęć do czytania i pisania?

Wymagania stawiane uczniom w zakresie lektur szkolnych, tysiące stron do przeczytania i zapamiętania, lecz nie tylko – nauka biologii i geografii w szkołach, nauka historii czy fizyki to przerost treści nad możliwościami percepcji dzieci. Polska szkoła życzy sobie, aby uczniowie byli przeciętnie wykształceni w oparciu o wymagania dla geniuszy. Z drugiej strony treści nauczania powtarzane są do znudzenia na kolejnych etapach edukacji, jakby projektanci systemu z góry wiedzieli, że te lub inne partie materiału należy powtarzać i teoretycznie poszerzać, bo są ważniejsze dla człowieka, społeczeństwa, państwa, świata.

Polska szkoła bardzo martwi się o to, że absolwenci, statystyczni Polacy, nigdy więcej nie zechcą się niczego nauczyć i dokształcać. Dlatego przestarzałe programy mają wyposażyć w gigabajty wiedzy teoretycznej na dziś, na jutro i na za 25 lat. Prawda jest jednak bardzo przykra. Bo oto ogromny procent absolwentów szkół średnich (także zawodowych) kończy szkołę z ocenami dopuszczającymi. Oznacza to, iż nie potrafią płynnie czytać i nie znają tabliczki mnożenia – materiału szkoły podstawowej…