Zmierzch Przed świtem 2

„Po 18 latach bycia do bólu przeciętną, w końcu mogę zabłysnąć. Urodziłam się, aby być wampirem” – mówi Bella, główna postać horroru, ostatniej części „Zmierzchu”. Z pewnością jest to najlepsza filmowo część serii, bo obfituje w akcję, ale… Punktem kulminacyjnym dzieła jest konfrontacja rodziny Cullenów z Volturi.

Musiało do tego pojedynku dojść, ponieważ Bella i Edek (zdrobnienie od Edward) mają piękne dziecko, które może być zagrożeniem dla wszystkich wampirów. Oglądamy zatem horror z odrywaniem głów i coś w rodzaju „kungfu szał”, a potem nagle w kinie wszyscy w śmiech?! Mistrzowie suspensu lepiej by tego nie wymyślili, bo aż tak jeszcze nikt nie nabił widza w przysłowiową butelkę, jak zrobili to reżyser Bill Condon (ciekawe nazwisko) i scenarzystka Melisa Rosenberg (piękne imię). Widz lubi być zaskakiwany, ale miał być horror, a wyszła groteska. Zabrakło być może tzw. najazdu na oczy Volturi, który doznał na polu bitwy wizji jej ewentualnego przebiegu.

Zmierzch Przed świtem 2

Zmierzch Przed świtem 2

Sprawa druga i chyba ważniejsza. Wreszcie, na koniec serii, widzowie dowiadują się z dialogów między bohaterami, kim tak naprawdę są wampiry. Otóż są to po prostu zombie, żywe trupy obdarzone nadludzką siłą i nieśmiertelnością. To znaczy, przepraszam, skąd biorą ową siłę, skoro nie żyją i po co piją krew, jeśli nie muszą nic jeść ani nawet oddychać – bo nie żyją? Dobrze, pomińmy to, niech tam sobie są wampirami, w końcu nie mogą się rozmnażać, zatem prędzej czy później wyginą (100, 500 lat co za różnica). Jak w takim razie mogło dojść do zbliżeń seksualnych pomiędzy pełną życia i energii Bellą a Edziem, który po prostu był zimnym trupem? Konwencja? Dobrze. Umówmy się, że wampiry są ok. W końcu bogowie greccy też schodzili z Olimpu i mieli dzieci z kobietami z ludu.

Zmierzch Przed świtem 2

Zmierzch Przed świtem 2

Wracając do początku tej recenzji: „Po 18 latach bycia do bólu przeciętną, w końcu mogę zabłysnąć. Urodziłam się, aby być wampirem” – w tym zdaniu jest esencja powodzenia książki i filmu „Zmierzch”. Każdy człowiek identyfikuje się z homo sapiens, ale też każdy pragnie wyróżniać się z tłumu. Ta potrzeba jest obsesją bohaterki filmu, która ma poczucie, że jest nikim i dlatego ni mniej ni więcej oddaje się trupowi, czyli zamienia swoje przeciętne życie na „rewelacyjną i dowartościowującą ją śmierć”. Nareszcie może biegać po lasach i górach, bić kogo zechce, ponieważ ma nadludzką siłę. A jednak jest trupem, żywym trupem, czyli zombie. Film/książka ma być receptą na życie? Nie, no to przecież tylko film. A jednak mogą się ukazywać w gazetach ogłoszenia typu: „Oddam się trupowi w zamian za nieśmiertelność” lub „Wampir z klasą do towarzystwa: kąsanie i uśmiercanie za dopłatą” itp.?

Całą powieść i film można ocenić bardzo krytycznie. Jest to „Zmierzch” ludzkiej wyobraźni i totalna komercjalizacja potrzeb. To pastisz na współczesną młodzież, ludzi romantycznych, marzących o szczęśliwym życiu i byciu wielkimi. Szczęście to jednak i bycie wielkim nie jest wsparte żadną pracą, staraniami, rozwojem talentów, zainteresowaniami, pasjami, działaniem.

Wystarczy być, np. podłączyć się do społeczności internetowej. Wampir – metafora bezmyślnego internauty spędzającego życie na klikaniu w cokolwiek, byle było przyjemnie i bez męki myślenia. To zaiste piękne życie: znaleźć się w oceanie przeciętności i od czasu do czasu coś palnąć ni z gruszki ni z pietruszki, wrzucić fotkę, linka, wulgarnego komcia, aby się wyróżnić, popłynąć pod niebo popularności, wznieść się ponad tłum. Bezcenne. I nie wymaga żadnego wysiłku.

Popularność „Zmierzchu” świadczy o tym, że ta przeciętna Bella uosabia standardowe współczesne ludzkie potrzeby i charakter. Jest/Jesteśmy często gotowa/i zaakceptować najgorsze zło (wampiry), byle tylko odróżnić się od tysięcy, milionów innych ludzi. Żenująco niskie cele, płytkie patrzenie na świat i życie, prymitywny bełkot i to po 5 tysiącach lat rozwoju cywilizacji… A swoją drogą fajnie byłoby zobaczyć reakcję „Facetów w czerni” lub „Łowców wampirów” na widok Edka i Volturich, co zrobiłby z nimi „Kapitan Ameryka” czy „Ironman” i czy któryś by pokonał Bellę? Może „Hellboy” by sprostał? W każdym razie wybór mutantów made in USA jest dość spory i tylko patrzeć, jak wytwórnie wpadną na pomysł konfrontacji tych bohaterów?

A może to po prostu kino rozrywkowe, ot, kolejny horror z lub bez Frediego czy Hannibala? Może… Więc nie trzeba doszukiwać się sensów? O, jak miło, więc gorąco polecam…

Bezsensowne kino: punkt za charakteryzację i drugi za scenografię