Toksyczni rodzice

Toksyczni rodzice zaszczepiają w dzieciach złe zasady postępowania i wartości, o których być może dowiadują się one dopiero po latach. Najdotkliwsza odmiana toksyczności to trauma pozostawiona w umyśle potomka uniemożliwiająca mu prawidłowe dorastanie i radość z życia. To może być silne wzburzenie powstałe w określonej sytuacji, której latorośl nie potrafi zrozumieć, ale też obojętność.

„Wszystko wychodzi w praniu”, czyli z czasem na zasadzie porównania z innymi sytuacjami, dziecko jest w stanie dotrzeć do prawdy lub zacząć postrzegać ją jako zależną od wielu a nie od jednego czynnika: „Bo mama tak powiedziała…” albo „Mój tato uważa, że…”. Dla przykładu maluch przyzwyczajony do kuchni matki, idąc do znajomych (lub do przedszkola), ma szansę poznawania innych zwyczajów kulinarnych. Często się buntuje na stołówce: „A co to jest? Ja tego nie będę jadł!?”

Wracając do domu po różnych spotkaniach u koleżeństwa, analizuje kwestie różnic z rodzicami na żądania typu: „Jak było? Co robiliście? Kto jeszcze tam był? Co jedliście? Jak mieszka twoja koleżanka?” – „pakiet pytań minimum” zaciekawionych a potem (w okresie nastoletnim) „wścibskich” dorosłych.

Pierwszą traumę wynikającą z komunikacji z dorosłymi dziecko zapisuje wówczas, gdy zwierzając się i pokazując własne emocje, rodzice karcą je za prawdę typu: „Na urodzinach kuzynki jadłaś, jakbyśmy głodzili cię przez rok!” lub „Skończ już wychwalać rodziców koleżanki! Możesz do nich wracać!”. Zazdrość, jawna zawiść rodziców o miejsce na piedestale autorytetów w świecie dziecka można nazwać toksyczną. Potrafi zatruć życie rodziny na wiele lat. I zamknąć świat dziecka na „obcych”, czyli krytykujących je dorosłych.

Toksyczne zrzędzenie

Nastoletnie potomstwo pragnie niezależności i przechodzi okres manifestowania chęci zmiany świata. Zaczyna oczywiście od najbliższego otoczenia i podpatrzone w mediach, w szkole czy na podwórku metody postępowania wdraża w domu często wobec lub wbrew rodzicom. Im większe dezaprobata ze strony dorosłych, tym większa toksyczność. Rozumiana jest przez młodzież jako brak tolerancji, dążenie do konfliktu i dominacji, zerowa empatia, której tak trudno uczy się dziecko – rodzic powinien ją znać.

Każdy przejaw krytyki u wrażliwego i „powstającego niczym feniks z popiołów” codziennie nastolatka może być postrzegany jako tłamszenie jego świata. Dorosłych ratuje tylko dialog, tolerancja i skłonność do kompromisu. Zdania typu: „Ja w twoim wieku…”, „Czyś ty do reszty zgłupiał?!”, „Cały dzień leżałeś w domu i nawet…” lub ostateczne: „Dopóki jesteś w moim domu, masz przestrzegać moich zasad!” to przejawy frustracji rodziców, dla których co dopiero dziecko było oczkiem w głowie kochanym bezkrytycznie.

Trzeba szybko zdać sobie sprawę z faktu, iż właśnie zaczął się kolejny, przedostatni etap wspólnego życia. Ostatni zaś to czas poszukiwań przez dorosłą latorośl partnera na całe życie. Wtedy łagodnieje i na szczęście rodziców wytacza działa przeciwko całemu światu zewnętrznemu, chyba że… za długo siedzi w jednym miejscu i życie, szczęście, jakoś dziwnie je omija. Wtedy potrafi frustracje „wylewać” na bogu ducha winnych domowników.

Toksyczność genetyczna

Synowie są oczkami w głowach mamuś a córeczki tatusiów. To także może być i najczęściej jest toksyczne, gdyż nieco zaślepia obraz rzeczywistości. Nawet jeśli rodzice wystrzegają się porównań dokonań dzieci, traktują je równo, nie unikną posądzeń, że „Ignorujesz moje potrzeby, mamo, bo najważniejszy jest twój synek!?” – mawiają z wyrzutem córki do matek a ojcowie słyszą: „Przestań mnie pouczać, czep się swojej córeczki!”.

To zachowania naturalne, obronne, wynikające z zauważania przez dzieci różnic w ich traktowaniu. Nawet najlepsi rodzice nie są w stanie ominąć pułapek zauważanych przez wnikliwie analizujące rzeczywistość nastolatki. Ba, dorosłe córki i synów także. W jakimś momencie, zależnie od stopnia dojrzałości, dorosłe dzieci przejmują tę postawę pragnienia bycia autorytetem w domu rodzinnym od rodziców.

Zdarza się, iż wówczas na każdym kroku eksponują swoje stanowisko wobec konkretnych problemów typu remont, pogoda, polityka czy program w telewizji, stają się równie toksyczni jak ich rodzice. Przejmują cechy złe z najbliższego otoczenia i później zapominają, że oceniali je negatywnie? Paradoksalnie tak bywa.

Mimo że wiele cech i zachowań u naszych rodziców, nauczycieli, wychowawców nam się nie podobało, przejmujemy je szczególnie wtedy, gdy niosą za sobą pożądane skutki w postaci sukcesów. Np. ojciec podnosił głos i wszyscy się go wtedy bali, ale też słuchali – później i syn w ten sam sposób wymuszał na innych posłuch i zdobywał to, czego bez podnoszenia głosu by nie osiągnął lub trwałoby to całymi latami. Tak przynajmniej sobie tłumaczymy niektóre przejęte od rodziców zachowania wcześniej uznawane za toksyczne.

Nawet najmądrzejsi ludzie potrafią być toksyczni dla swoich bliskich.

Nawet najmądrzejsi ludzie potrafią być toksyczni dla swoich bliskich.

Toksyczne nałogi

Całą gamę zachowań toksycznych wynikających ze złych nawyków rodziców można by zamknąć w terminach: nałóg, egoizm, narcyzm, pragnienie dominacji, zaniechanie zmian i tym podobne. Dlaczego są one niebezpieczne i szkodliwe? Pozbawiają rodzinę poprawnych wartości, wprowadzają do jej życia element niepewności i niestałości zasad zależnych od chwilowych emocji, kiedy nałogowiec po prostu okłamuje otoczenie i samego siebie.

Toksyczne zachowanie rodzica powodują utratę przez dzieci poczucia bezpieczeństwa. Dorastając, muszą wiedzieć, że dom i rodzina to azyl, życzliwość, tolerancja i jasno sprecyzowane zasady współżycia. Gdy tylko znajdą się w sytuacji jeszcze nie analizowanej, nowej, próbują weryfikować dotychczasowy świat wartości, jakim „nasiąkają latami”, żyjąc w świecie rodziców. Pojawiające się zdania typu: „A mówiłaś, mamo/tato, że nie wolno kłamać, a…”, „Tato, ty udajesz kogoś innego…” – wskazują, iż rodzice są bacznie obserwowani przez najostrzejszych z sędziów: własne dzieci.

Niewolnicy rodzicielskich planów

Jednym z traumatycznych doświadczeń życiowych dzieci jest realizowanie pragnień i ambicji niespełnionych rodziców. Dzieje się tak zasadniczo z dwóch powodów:
1. Rodzice uważają, że mieli talent, byli(są) diamentami w jakiejś dziedzinie, lecz los nie pozwolił im się zrealizować, z różnych powodów: obiektywnych czy też nie.

Przykład: ojciec chciał grać na gitarze, ale jego rodziców nie było stać na instrument i naukę grania. Za pierwsze zarobione pieniądze kupił pożądany instrument, opanował grę, ale niestety, był już za stary, aby robić karierę. Dlatego już rocznemu synowi kupił zabawkową gitarę, a następnie dwa lata później dziecięcą. Zaczął uczyć chłopca grać zanim ten jeszcze pojął zasady poprawnego mówienia.
2. Awans społeczny i moda inicjują działania dorosłych w kierunku rozwijania u dzieci pasji. Jak wiadomo, hobby to bardzo pożyteczna sprawa. Określa życiowe cele, minimalizuje nudę i daje wielu ludziom szczęście.

Przykład: matka zauważyła w przedszkolu, że inni rodzice zabierają dzieci do szkoły muzycznej na naukę gry na gitarze lub na pianinie. Po koncercie dzieci zorganizowanym jesiennego popołudnia zapragnęła zawieźć także swoją córkę na tego typu zajęcia.

W obu wyżej przedstawionych przypadkach dzieci nie były pytane o zdanie. Tak, rodzice podejmują się wielkich wyrzeczeń, aby zapewnić pociechom dodatkowy element rozwoju w postaci zaprowadzania ich na np. dodatkowe lekcje języków obcych, gry na instrumentach, na zajęcia sportowe: od tenisa ziemnego po piłkę nożna itp. Z toksycznością stykamy się, kiedy:

  1. Dzieci dorastają i okazuje się, że zainteresowania rodziców nie idą w parze z ich ambicjami. Nie chcą ćwiczyć gam, grania etiud i koncertów dla przedszkolaków, mam i dziadków. Nie lubią biegać po boisku za piłką lub jeździć na rowerze. Nie chcą brać udziału w konkursach piękności, castingach do filmów itd., jak tego oczekują od nich rodzice. Rozpoczyna się w ten sposób gehenna domowa polegająca na łamaniu charakteru dziecka, przekonywaniu go na siłę, że tak a nie inaczej ma wyglądać jego życie: „Przyszłe sukcesy będą dla ciebie zapłatą”.
  2. Dzieci rosną, tworząc swój świat wartości, który jest notorycznie ignorowany i podważany przez autorytet dorosłych. Poznając świat, same wybierają pasje lub godzą się na ich brak, wahają się, działają spontanicznie. Nie godzą się na zaplanowane im zajęcia i życiowe cele: nie chcą być lekarzem, piłkarzem, ślusarzem czy traktorzystą, tak jak mama czy tata chce, bo pociąga ich zupełnie coś innego.

Wielu toksycznych rodziców to zagorzali obrońcy swoich prawdy typu: „Chcę dla mojego dziecka jak najlepiej, dlatego muszę za nie zadecydować, bo wiem lepiej”. To prawda, z racji doświadczenia dorośli wiedzą więcej. Problem w tym, że czasami nie weryfikują swoich przekonań, stając się niewolnikami „jedynie słusznej” koncepcji celów życiowych własnych dzieci, jakie za nich sobie wymarzyli.

Za długo podejmują decyzje za dzieci i wprost ubezwłasnowolniają je. Przykładem nieporadności rodzinnego systemu wychowawczego są wybory zainteresowań, a także szkół, do których wysyłane są dzieci. Gdy próbują się przeciwstawić dorosłym, słyszą: „Trochę pocierpisz, ale dasz radę”, a potem „To będzie najlepsze rozwiązanie dla ciebie” albo „Nie martw się, nie musisz lubić szkoły, masz ją skończyć, bo przed tobą studia, a po nich majątek i wysoka pozycja społeczna”. Nie pomagają późniejsze wywiadówki, gdzie dzieci notują słabe oceny i bunt nastolatka.

Nastolatki manifestują sprzeciw kolejnymi porażkami i generalnie są sfrustrowane i zawiedzione, a z ust rodziców słyszą: „To my rezygnujemy ze wszystkiego, abyś ty miał i mógł się kształcić…” a na koniec: „Jeśli się poddasz, to znaczy, że niewiele jesteś wart!”. Czyli od łagodnych popychanek do zaklęć i motywacji negatywnej – tak wygląda często „toksyczna więź”, a w zasadzie psychiczne wyniszczanie młodych umysłów.

Rodzice często nie odpuszczają, czyniąc z dzieci niewolników własnych wyobrażeń o życiu, jakie mają wieść ich potomkowie. Tam gdzie nie ma wspólnych rozmów i wspólnych decyzji, tam pojawia się strach, zakłopotanie, frustracja, a potem nawet agresja i nałogi. Bardzo trudno żyć z piętnem typu: „Jestem niewdzięcznym dzieckiem, rodzice tak się dla mnie starali…” albo „Zawiodłem najbliższych, do niczego się nie nadaję”.

Nietoksyczny rodzic?

Jak ustrzec się bycia toksycznym rodzicem? Nie można być całkowicie wolnym od „zatruwania” innych, bo każde zachowanie budzi w obecnych jakieś emocje, odczucia. Warto się jednak starać, aby były one pozytywne i kontrolowane. Z pewnością należy wyznaczać zasady postępowania i wartości, za które się nagradza dziecko lub karze. Im jaśniejsze reguły gry, ale przestrzegane, tym mniej inni postrzegają nas negatywnie. Bycie toksycznym może wynikać z nieznajomości problemu, gdy brakuje dialogu.

Na przykład poranny jogging na orbitreku działającym głośniej niż syrena straży pożarnej z pewnością budzi domowników. Trzeba z tym poczekać aż wszyscy się wyśpią. Są też inne mniej wartościowe nawyki, od których z czasem trzeba dorosłym odwyknąć, bo „dzieci patrzą”: mlaskanie czy siorbanie, dłubanie w nosie, leżenie na parapecie całymi dniami jak kot na przypiecku itp.

Niezależnie od tego, jak rodzice się będą starali, w pamięci może pozostać przykład toksycznego zachowania, który zamaże przeszłość sielską i całe wspaniałe dzieciństwo: „W piątej klasie po wywiadówce zrobiłaś mi awanturę o stopnie, a miałam same piątki i tylko jedną pałę z wuefu!” albo „Nie pamiętam już swojej pierwszej dziewczyny, ale nie zapomnę, jak skradałaś się za nami w parku, żeby ją zobaczyć!” czy „Publikując moje niemowlęce zdjęcia na facebooku, zniszczyłaś mi życie towarzyskie…” itd.

Rodzicom czasami trudno się oswoić z faktem, że ich potomstwo nie wymaga tak wielkiej troski i uwagi. Nadopiekuńczość na jednym końcu, obojętność na drugim – oba mogą zatruć życie dzieciom i trzeba naprawdę bardzo się starać, aby nie krzywdzić drugiego człowieka.

Toksyczność uniewinniana?

Najmądrzejsi na świecie, we wszystkim najlepsi i „top trendy” – to suma cech, jakimi określają dzieci swoich rodziców do czasu, aż… sami nie staną się „top trendy”. W przekonaniu nastolatków wpatrzonych w swoje smartfony, przekazanie władzy i „klucza do panowania nad światem” dorosłych w domu powinno nastąpić najpóźniej w 9-te?, 10-te? urodziny.

Dla współczesnego nastolatka trzydziestolatek „stoi nad grobem” a rodzice już do nich „mówią zza grobu”, czyli z innego świata, który w ogóle się nie liczy. Trudno w takich przypadkach, gdy dzieci dają rodzicom odczuć technologiczne zacofanie, nie być toksycznym i nie czuć się odstawionym na bocznicę, gdy jest się w pełni sił i można by niczym pendolino pomykać przez połacie bezkresu. Ale trzeba się pilnować, aby dziecko z uśmiechem na twarzy dożyło swojej trzydziestki, nie rosło w poczuciu traumy i nie wpadło w depresję…

Dopiero po latach dzieci wychowujące własne dzieci potrafią rozróżnić toksyczność prawdziwą od zachowań rodziców, które wynikały z pobudek opiekuńczych, np. nakaz wracania do domu przed 22.00. Czepianie się i awantury wynikające z przekraczania ustalonych granic rozumieją po latach, gdy sami muszą wprowadzać podobne reguły bezpieczeństwa do swoich rodzin. Słowem, czasami nie wszystko co wydaje się toksyczne, jest takie w rzeczywistości.

Toksyczność w filmie

Zatruwanie życia przez rodziców i skutki traumy z dzieciństwa to ważny motyw współczesnego kina. Z reguły reżyserzy pokazują dorosłych ludzi potrzebujących leczenia psychiatrycznego lub terapii. To ofiary działań rodziców lub przybranych opiekunów zupełnie nieodpowiedzialnych do roli, jaką powinni byli spełniać: karmić, chronić, wychowywać, nauczać, wspierać, pomagać, tłumaczyć świat itd. W zamian za to dali swoim pociechom; nienawiść, dewiacje, nałogi, wykorzystywanie seksualne, obojętność, porzucenie, przemoc fizyczną i inne tego typu elementy.

Często leczenie odkrywa, że ten czy ów bohater nie potrafi normalnie funkcjonować, nie radzi sobie z życiem w swojej rodzinie, ponieważ miał złe wzorce z dzieciństwa. Z toksycznych rodzin wychodzą dzieci samolubne, pozbawione empatii, egoistyczne i aspołeczne. W wielu dziełach filmowych noszą nieświadomie piętno traumy zmieniające ich w psychopatów a życie ich bliskich w piekło.