Toksyczne dzieci

  • 22 listopada 2015

Poświęcenie się rodziców dla dobra dzieci przybiera różne formy. Jedni rezygnują z pracy zawodowej i kariery, samorealizacji i ambicji, inni z rzeczy materialnych aż do zmniejszania swoich racji żywnościowych, jeśli w domu bieda i nie ma co jeść. O wszelkich uciechach typu jubileusze, prezenty, słodycze, imieniny, rocznice, jakie wiążą się z wydatkami dla rodziców nawet nie wspominajmy. Najcięższy dla opiekunów jest okres niemowlęcy ich pociech: dopiero zaczynają się uczyć roli rodziców, a nie mogą liczyć na kontakt werbalny z potomkiem.

Po latach ciężkiej pracy przy i wokół dziecka należy im się uznanie, sygnał zwrotny, że dorastające dzieci doceniają tę „robotę” i poświęcenie. Ale aby dziecko doceniło wkład pracy matki i ojca, ktoś musi je nauczyć dostrzegania tych wartości. Niestety, jak wiele innych obowiązków, ten również spada na barki rodziców. Brak reakcji zwrotnej, sygnałów wdzięczności i oznak szacunku dla rodziców to pierwsze symptomy dziecięcej toksyczności.

Co oznacza bycie toksycznym – trującym? To jedna lub zbiór kilku cech charakteru człowieka powodujących, że „Nie da się z nim żyć!” lub jest to proces bardzo uciążliwy. Toksyczną osobę cechuje zwykle egoizm, brak empatii, niechęć do przystosowania się, ignorowanie norm społecznych, brak szacunku wobec innych ludzi, celowe lub nieświadome niszczenie więzi, obowiązującego ładu, a także narcyzm, częste ukrywanie nałogów czy kompleksów. Osoba toksyczna stosuje agresję słowną lub fizyczną, ma humory i inne zachowanie prowadzące do konkluzji otoczenia, iż „Nic dobrego z jej/jego strony mnie/nas nie spotka”. Toksyczność wynika ze złego charakteru i/lub wychowania, nabytych nawyków. Potrafi przerodzić się w dewiacje, schorzenia psychiczne i zachowania patologiczne. Bycie toksycznym – trującym to sposób postępowania, który niszczy innych ludzi, najczęściej najbliższych, niestety.

Toksyczne dzieci nie potrafią docenić tego, co dali im bliscy. Nie szanują ich i traktują jak służbę a dom rodzinny jak hotel. Można to korygować jedynie poprzez wychowanie typu: „Ojciec uczy dzieci szacunku do matki, matka uczy szacunku dzieci do ich ojca” – rodzice sami muszą nauczyć tego rodzaju wrażliwości potomstwo. W przeciwnym razie będą traktowani przez nie jak koleżeństwo, a to najgorsza kara dla dorosłych, ponieważ rodzic może być przyjacielem, natomiast nigdy nie powinien być kolegą czy koleżanką nastolatków.

Jedno z najbardziej toksycznych zdań mówionych przez dzieci brzmi: „Mamo, nudzi mi się”. Potrafi ono drażnić i podgrzewać atmosferę szczególnie w chwilach, kiedy dorośli chcieliby mieć trochę odpoczynku lub są zajęci rozmową z kimś innym. Dziecko narzekając, pragnie skierować na siebie uwagę bliskich, gdyż np. czuje się odrzucone, zagrożone, zazdrosne i nie potrafi się na niczym skupić, jest jeszcze niesamodzielne itp. Im starsze, tym większa frustracja rodziców w momentach, kiedy pada sakramentalna skarga na nudę („daleko jeszcze?”, „długo jeszcze?”).

Dlatego rodzice najszybciej jak to możliwe powinni zaszczepić, wyrobić, przekazać swoim dzieciom jakieś pasje. Do tego celu służą zabawki. Stara prawda mówi, że w każdym wieku człowiek kocha się bawić, zmienia tylko zabawki. „Mądrość ludowa” głosi, iż dzieci stają się mądre dzięki mądrym zabawkom. Warto zatem w nie inwestować i kupować stosownie do wieku. Co zrobić, gdy pomimo wszystko kilkuletni syn czy nastoletnia córka „smęci się” po domu i narzeka na nudę? Można spróbować z nauką. Na rynku jest mnóstwo zabawek edukacyjnych rozwijających różne uzdolnienia i nie chodzi o laptopy, smartfony czy Playstation.

Trzeba je zabierać i wozić do cioci, babci, znajomych, na plac zabaw, aby dzieci nie pozostawiać samym sobie. Nawet niemal dorosłym nastolatkom warto na podróż zabrać jakąś gazetę z krzyżówką na wypadek, gdyby skończył się abonament na internet w telefonie czy dostępnych Wi-Fi. Wspaniałym rozwiązaniem dla maluchów i starszych dzieci są proste zabawki ruchowe, piłeczki, paletki, a także skakanka. Pamiętajmy: ruch to przyjaciel dziecka. Problem w tym, że młode organizmy regenerują się „błyskawicznie” a to oznacza także zapotrzebowanie na uwagę dorosłych.

Każdy rodzic czeka na moment, kiedy będzie mógł porozmawiać z dzieckiem, „złapać kontakt werbalny”. Gdy ono zaczyna mówić własnymi słowami, zdaniami, często okazuje się, że używa „obcego języka”. Matka i ojciec prowadzą dialog z pociechą, ale reprezentują dwa zupełnie różne światy. Niby słowa te same, ale inną wagę mają dla dziecka i dla dorosłych, znaczeń też znajdzie się więcej. W okresie, kiedy dziecko dopiero zaczyna składać zdania, dialogi są miłe i naturalne, przesiąknięte miłością, dobrocią dla najmłodszych, aż do momentu przeobrażenia się syna lub córki w nastoletniego buntownika. Wówczas najczęściej latorośl zaczyna być toksyczna w rozumieniu: roszczeniowa, czekająca na potknięcia rodzica, złośliwa, apodyktyczna itp.

Nie należy z tym walczyć, gdyż nastolatki z reguły charakteryzują się młodzieńczym „rozpalonym mózgiem”, w którym aż kipi od różnorodnych pomysłów. Generalnie najpierw mówią, potem myślą i często nie chcą nikogo krzywdzić. Manifestują swoją niezależność w domu werbalnie i czynnie poprzez np. naklejanie na drzwiach tablic: „Tu rządzę ja”, „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony” itd. Gdy tylko zauważamy tego rodzaju zmiany w nastawieniu do najbliższego otoczenia, jak najszybciej staramy się stworzyć dystans. Chodzi o kontrolowane oddalanie się od dziecka na korzyść jego usamodzielniania się. W praktyce polega to na stanowczym przestrzeganiu nakazów, egzekwowaniu ustalonych kar za przewinienia, które wcześniej dziecku „puszczaliśmy płazem”, bo było „za małe”, aby zrozumieć „reguły gry”.

Najskuteczniejszą metodą wychowawczą współcześnie mogą być ograniczenia kieszonkowego i dostępu do nowych technologii (komputerów, smartfonów itp.). Jeśli przegapimy ten moment, dzieci „zakolegują się z nami”, czyli zrobią wszystko, aby świat „kręcił się wokół nich”. Prowadzi to do zjawiska infantylizacji, wzrostu cech niedojrzałości w dorastających dzieciach i często także rodzicach żyjących zasadami latorośli, naśladujących ich język czy trendy ubioru. Nie ma w tym momencie żadnych stałych norm i zasad, a wszystko staje się względne, np. nastoletni syn przestaje ścielić łóżka, córka sprzątać w pokoju, wynosić śmieci itd.

Toksyczne dzieci bardzo egoistycznie podchodzą do wartości rodzinnych. Jeśli rodzice nie zdążą wychować ich przed wkroczeniem w świat decyzji rówieśników, dzieci przeniosą zasady podległości podpatrzone w szkole, na podwórku i zastosują je wobec rodziców lub rodzeństwa – a powinno być odwrotnie. „Kolegowanie się” z rodzicami spowoduje, iż toksyczne dzieci będą stawiały wymagania rodzicom i eksponowały potrzeby własne. Toksyczność i uległość wobec dzieci w tym okresie może skończyć się traktowaniem rodziców jak pracowników hotelu, np. zbieranie brudnych ubrań z pokojów dzieci, sprzątanie za nich ze stołu, układanie im rzeczy na półkach, konfrontacja z obrazem szkolnym syna czy córki podczas wywiadówek itd. Dochodzi do momentu, kiedy matka czy ojciec zauważa, iż to rodzicom bardziej zależy na dobru dziecka niż dzieciom, które przybierają postawę warunkową typu: „Jeśli chcesz, abym dobrze się uczył, kup mi komputer” albo „Pokaż mi swoje świadectwo szkolne, zobaczymy, jak ty się uczyłeś, tato?”.

Toksyczność nastolatków polega na świadomym (lub nie) wykorzystywaniu zapamiętanej z dzieciństwa miłości rodziców, dziadków i całej dalszej rodziny, aby „zarządzać zasobami ludzkimi” i ćwiczyć postawę: „Ja wszystko mogę, ale nic nie muszę!”. Podważają istniejący porządek na rzecz „doświadczeń” nie tylko logistycznych typu: „Nie będę jadła barszczu!”, „Nie chcę z wami jechać do babci!”, „Nie jestem małym dzieckiem, więc nie pójdę teraz spać!”.

Chłopcy konfrontują się z ojcami, chcąc przyłapać ich na niewiedzy lub fizycznej słabości, dziewczynki podobnie sprawdzają wytrzymałość i cierpliwość matek, podbierając im kosmetyki czy kłócąc się o cokolwiek, często z nudów lub aby sygnalizować swoje zdanie. Prawdą jest, iż rodzice chcą traktować swoje dzieci równo, ale nastolatki mają już własne zdanie w wielu kwestiach. To rodzi konflikty, błędy wychowawcze, nieporozumienia i powoduje, iż atmosfera w rodzinnym domu staje się coraz bardziej toksyczna – konfliktowa, roszczeniowa, trująca czy nawet patologiczna. W takim środowisku trudno żyć i w wielu przypadkach jedynym wyjściem jest ucieczka.

Toksyczną – zatrutą – atmosferę rodzinną w domu może rozładować dialog, mądrość dorosłych. Warunek: muszą to być osoby dojrzałe, skłonne do refleksji i trzeźwej oceny sytuacji. Najbardziej przykrym zjawiskiem jest rywalizacja, często walka o autorytet i dominację, tzw. ostatnie słowo: córki z matką, ojca z synem, powstawanie wielu ośrodków władzy w domu. Gdy rodzice są nieświadomi zmian, dochodzi do eskalacji, napięć i wyładowań agresywnych. Trauma tego typu toksycznych relacji odciska się na całym życiu dzieci.

Dorastające dzieci potrafią być toksyczne i prowokować rodzinne spięcia.

Dorastające dzieci potrafią być toksyczne i prowokować rodzinne spięcia.

Wiek dojrzewania dzieci (14-19 lat) jest jeszcze gorszy dla rodziców. Oprócz młodzieńczego buntu pojawia się niechęć do publicznego pokazywania się z matką czy ojcem. To boli, ale można się pocieszać, że młodzież po prostu chce uchodzić w swoich kręgach za niezależnych, samodzielnych i dorosłych wręcz, dlatego wolą nie pokazywać się na mieście z opiekunami: „Obciach” dla nastolatka polega na tym, iż inni mogą podejrzewać go o brak dojrzałości, bo „matka musi prowadzać go za rączkę”. Wielu dorosłych uznaje ów „wstyd nastolatka” za przejaw braku szacunku, brak wdzięczności, zaufania itd. To prowokuje atmosferę toksyczną często niezawinioną przez dzieci. W zależności od wrażliwości dziecka i wychowania zdarza się, iż córka lub syn mówi do matki lub ojca zdania typu: „Jesteś za stara na taką sukienkę” czy „Nie przychodź do mnie na boisko, bo jesteś za stary”.

Toksyczne relacje z nastolatkami mają też źródła w niechęci do wypełniania domowych obowiązków. Młodzież lubi akcentować swoją niezależność dystansem do tych kwestii: „Nie jestem tu śmieciarzem”, „Nie jestem waszą sprzątaczką” czy „Nie jestem niańką dla moich sióstr” itd. Warto uzmysławiać dziecku od najmłodszych lat, że ma obowiązek sprzątania i utrzymywania porządku w swoim pokoju.

Drobiazgi też przynoszą zatroskanym rodzicom ogromny ładunek dobrych lub złych emocji. Najgorsze dla młodej matki są momenty, gdy dziecko myli ją z babcią, bo np. babcia je wychowuje, matka robi w tym czasie karierę. Dla dojrzałych opiekunów bolączką są oceny relacji z dziadkami i światem zewnętrznym. Zdania typu: „Babcia gotuje lepiej niż ty”, „Wolimy wakacje spędzać z dziadkami niż z wami”, „A Kowalscy kupili swoim dzieciom nowe smartfony” i podobne opinie wypowiadane przez dzieci zapadają w serca, są też powodem do powstawania wrogości czy wręcz niechęci do dziadków, sąsiadów i zrywania z nimi kontaktów. Można tego uniknąć, ucząc dzieci tolerancji i mówiąc prawdę o własnych zarobkach.

Dzieci „na szczęście” dorastają, nawet toksyczne, i kiedyś opuszczają rodzinny dom. Powroty i spotkania są proporcjonalne do poziomu toksyn i zachowań z czasów dzieciństwa, dorastania i później. Rodzice zapraszają do siebie chętniej dzieci mniej roszczeniowe i bardziej szanujące ich wkład w szczęście rodzinne. Niechęć wykazują wobec potomków niedojrzałych, czekając na ich „opamiętanie” czy zdobycie „ogłady” – utlenienie się toksyn w sercach potomków. W końcu nadchodzi taki dzień, kiedy obie strony są na tyle świadome swoich racji, miejsca w życiu, aby na równi ze sobą móc porozmawiać. Na te chwile czekają rodzice.

Toksyczne dzieci rozumieją życie i swoje w nim miejsce często za późno, aby unikać konfliktów rodzinnych. Zaczynają je zgłębiać, gdy spotykają się z toksycznością własnych dzieci, wnuków i kochających ich zawsze tą samą miłością rodziców. Podczas wspólnych spotkań warto na ich prośbę doradzać odpowiednie postępowanie z toksycznymi dziećmi, ale nie trzeba wracać i rozgrzebywać starych ran. Lepiej zdystansować się do nich, uznając, iż część konfliktów z przeszłości wynikała z braku doświadczenia rodziców, nieświadomości, braku refleksji własnych.

Jak wychować dziecko, aby nie było toksyczne – trujące, nastawione na „nie”? Należy od małego traktować je jako pełnowartościowego członka rodziny, wyznaczać rolę i zasady współżycia domowego z zakresem obowiązków włącznie. Dla przykładu: „Cieś z mamusiom ajciu, ajciu?” – matka pyta dziecko, czy nie chce na huśtawkę? Nie może zapytać wprost, używając języka polskiego? Może, ale wydaje się jej, że skoro dziecko tak mówi, to naśladując je, małolat lepiej ją zrozumie. Podobnie w późniejszym życiu ojciec pyta syna: „Zjesz jajecznicę na śniadanie?” i biegnie mu ją robić, zanim syn odpowie twierdząco. Rodzice nie wiedzą, kiedy zacząć proces usamodzielniania dziecka. Syn w wieku 13 lat sam powinien robić sobie śniadanie i nie uzna tego za przejaw braku miłości ojca. To prawda, że zapamięta do końca życia smak wspaniałej jajecznicy robionej przez rodziców, lecz także jeśli nabierze złych nawyków, kilka lat później powie do ojca: „Skocz do sklepu po buraczki, chętnie bym je zjadł z kotletem”.

Od najmłodszych lat należy wpajać dzieciom dwie podstawowe zasady stosowane w polskich rodzinach od wieków: „Dzieci i ryby głosu nie mają”, „Co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie”. Pierwsze mówiło o tym, że dziecko powinno być posłuszne, zanim stanie się świadomym uczestnikiem życia społecznego. Drugie mówi o zachowaniach, które nie powinny być naśladowane przez dzieci. Przykłady: „Masz stać na przejściu dla pieszych, dopóki nie zaświeci się zielone światło i nie powiem: Idziemy!” – są sytuacje dotyczące bezpieczeństwa życia dziecka, w których ono bezwzględnie musi się podporządkować rozkazom; „Gdy rodzice rozmawiają np. z sąsiadem a dziecko wtrąca się” lub „Ojciec mówi do sąsiada po imieniu, a dziecko uważa, że też tak może”, „Matka wskakuje do basenu kąpielowego a córka pędzi za nią i… topi się”. Współcześnie oba powiedzenia zdewaluowały się i są postrzegane jako pejoratywne. Chodzi w nich o wyraźne oznaczanie granic, których dziecko nie powinno przekraczać, bo może to grozić kontuzją, kalectwem czy śmiercią albo jest niestosowne czy niekulturalne.

Wychowaniu dzieci od najmłodszych lat musi towarzyszyć jasny przekaz świata wartości dorosłych, zasad współżycia społecznego, gdzie kładziemy nacisk na granice w zachowaniu, których nie można przekraczać. Muszą być one za każdym razem wyjaśniane i aktualizowane, powtarzane, jeśli dziecko nie zrozumie. Chaos zasad i bierność w nagradzaniu czy karaniu prowadzi później do godzenia się na toksyczność w domu.

Dyscyplina i konsekwencja wychowania jednak nie może łamać charakterów dorastającej młodzieży, aby w dorosłym życiu nie ulegali prymitywnym oszustom moralnym preferującym zasady typu: „Kto silniejszy, ten lepszy” lub „Kto głośniej krzyczy, ten ma rację”. Trzeba młodym mówić: „Tak, jesteś mądry, jesteś inteligentny tak jak ja. Różnimy się tylko tym, że ja jestem mądry i inteligentny dłużej” i dalej: „Ja ustalam zasady i dzielę je na podlegające drobnym zmianom, a także na niepodważalne”.