Głównym bohaterem powieści Wita Szostaka „Sto dni bez słońca” jest Lesław Srebroń. To młody profesor pełen entuzjazmu, zapału do pracy i młodzieńczej naiwności. W pewien sposób oderwany od realnego świata wyrusza na wymianę uniwersytecką na Finnegany, położony na północy zachód od Irlandii archipelag złożony z kilku małych wysp. Milczą o nich wszystkie źródła. Znajduję się tam uniwersytet St. Brendan College. Jak pisze Srebroń w swoich notatkach – niektórzy uważają, że to o jeden uniwersytet za dużo. Misją Lesława staje się szerzenie wiedzy na temat jego zdaniem wybitnego polskiego fantasty Filipa Włócznika. Powieści przez niego napisane stają się drogowskazem dla młodego profesora nie tylko w karierze naukowej, ale i w momentach życiowych rozterek. Stanowią inspirację do ratowania zachodniej cywilizacji.
W gronie profesorskim widzimy same wybitne postacie: rosyjskiego uczonego Lwa Protopopowa Michajłowicza, który od lat nie wydał żadnego dzieła; oszpeconą blizną Jadrankę Vidović wykładającą motyw winorośli we współczesnej prozie Bałkańskiej; Sadhbh O’Sullivan prowadzącą praktyczne badania nad „Pochodem penisa przez dzieje (…)” oraz wielu innych wybitnych fellows – bo rzeczownik „członków” nie brzmiałby zbyt dumnie.
Choć z pozoru wszystko, co kreuje bohater, wygląda idealnie, jego wyobrażenia nie oddają w pełni rzeczywistości. Między wierszami możemy wyczytać, że zachwyt bywa niewspółmierny do otaczających go wydarzeń, przyjaźń z kadrą uniwersytecką jest jednostronna, a fascynacja Filipem Włócznikiem zdecydowanie przesadzona.
W zachowaniach, które on odbiera jako przejawy sympatii lub wsparcia, czytelnik widzi kpinę. Kiedy Lesław zachwyca się cytatem czy opowieścią, odbiorca zauważa dość mierną sztukę. Z kolei pewność siebie, marzenia i przemyślenia stają się ciekawym punktem odniesienia dla codziennego życia.
Sposób rozumowania i postrzeganie świata młodego profesora pozwalają zastanowić się nad granicą przebiegającą między subiektywnym spojrzeniem, odrealnieniem czy fantazją a obiektywną rzeczywistością. Bohater staje się współczesnym Don Kichotem, który przez swoje bądź co bądź dobre serce, naiwne poglądy i zbytnią pewność siebie naraża się na śmieszność.
Powieść Wita Szostaka to bardzo udana satyra na system nauczania i kadrę uniwersytecką, jej zastanie i przekonanie o wyższości nad innymi. Narracja pierwszoosobowa pozwala wczuć się w sytuację bohatera, zrozumieć jego punkt widzenia i współczuć mu.
Krótkie rozdziały podkreślają ciekawe wydarzenia i przemyślenia. Pewien „uporządkowany chaos” wypowiedzi pozwala wczuć się w przebieg sytuacji, nadaje tempo opowieści i sprawia, że czytelnik się nie nudzi. Dobrze poprowadzona i wyważona historia nie pozwala na zmęczenie postacią i krajobrazem. Wprost przeciwnie, wciąga i ukazuje wielobarwność ukrytą w tym małym miasteczku i jego ludności.
„Sto dni bez słońca” to powieść zabawna, zjadliwa, inteligenta, a zarazem bardzo smutna.