Śmierć policjanta

Śmierć policjanta zaatakowanego przez nastolatków jest kolejnym przypadkiem drastycznego łamania prawa w Polsce przez młodych ludzi. Niedawno pokazywano innego zaatakowanego policjanta, który interweniował na skrzyżowaniu. Podbiegło doń trzech młodzieńców i zaczęło go kopać. W mediach pojawiły się różnego rodzaju komentarze. Wynika z nich, że są niebezpieczne strefy wielkich miast, do których lepiej nie chodzić, bo można oberwać lub stracić życie.

W filmie „Ucieczka z Nowego Yorku” widzieliśmy kiedyś bohatera, którego zrzucono do dzielnicy przestępców, aby ratował znajdującego się tam polityka. Obraz ten generalnie opiera się na pomyśle, aby stworzyć miasta przestępców i odizolować je od reszty świata. Podobny problem oglądaliśmy we francuskim filmie „13 dzielnica”. No właśnie. Zmierzam do tego, że nauczeni tragicznym doświadczeniem, powinniśmy zrobić rachunek sumienia. W wielu polskich miastach i miasteczkach są dzielnice, ulice, domy zasiedlane przez patologiczne rodziny. Bywa, iż miasto dysponuje pewną pulą mieszkań zastępczych i oddaje je w użytkowanie ludziom z marginesu społecznego.
Wzrost fali przestępczości wynika po trochę z tego, że państwo broni się przed przestępczością, wsadzając więźniów do zakładów karnych. Problem w tym, że ich resocjalizacja to czysta fikcja. W większości przypadków drobni przestępcy zamykani w więzieniach wyrastają na bandytów pierwszej klasy. Spotykają się w więzieniu z podobnym nastawieniem do społecznej i prywatnej własności, a kiedy stamtąd wychodzą, starają się wrócić do więzienia okryci jeszcze większą chwałą. Im większy wyrok i przestępstwo, tym większy mir w więzieniu.

Polskie więzienia nie są miejscem doskonałym, o czym wszyscy wiemy. Ale też nie może być tak, że koszt utrzymania więźnia jest większy niż pacjenta w domu opieki społecznej, a tak niestety się dzieje. Najlepszą resocjalizacją jest wychowanie poprzez pracę. Jeśli zamyka się w czterech ścianach człowieka i nie daje się mu zapomnieć o dawnych przestępstwach, nie stawia się przed nim kolejnych życiowych wyzwań, to stacza się jeszcze bardziej.

Dziwi fakt na przykład, że oto wielka zima, zatory lodowe na chodnikach, a nie ma komu tego odśnieżać. W wielkich miastach z przeładowanymi zakładami poprawczymi i karnymi do walki z żywiołem wzywa się wojsko lub wynajmuje wielkie firmy sprzątające. Wydaje się logiczne, że skoro kilkaset rąk do pracy, silnych i sprawnych siedzi nie opodal bezczynnie, to burmistrz, prezydent miasta mógłby z tej energii skorzystać. Z pewnością nie musiałby płacić takich pieniędzy, jak wynajmowanej firmie, ale i dla osadzonych byłaby to wielka korzyść. Tymczasem polskie zakłady karne nie zarabiają na siebie, nie zarabiają też więźniowie, którzy nie mają później z czym wracać do normalnego życia.

Nie można całkowicie wyplenić zła. Przestępstwa zawsze były i będą. Można jednak podejrzewać, że wzrost przestępczości ma także uwarunkowania ekonomiczne. Wzrost bezrobocia nie sprzyja zatrudnianiu więźniów. W społecznym odbiorze funkcjonuje przeświadczenie, iż jest to niewykorzystana grupa osób, które nigdy nie wrócą do normalnego życia, ponieważ nie mają na to szansy. Jeśli młody chłopak nie skończył żadnej szkoły, pląta się bez perspektyw i pieniędzy przy duszy, nie ma też co jeść, bo rodzice piją lub kradną, to w pewnym momencie staje pod ścianą i nie ma wyboru. Staczają się do świata, który umownie nazywamy marginesem. Im jest on większy, tym słabsze jest społeczeństwo. Dlatego też państwo powinno przedsiębrać odpowiednie kroki, aby grupa agresji i przestępczości nie rosła.

Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla przemocy. Śmierć policjanta, śmierć nastolatki zabitej przez kolegę, gwałciciel w Zielonej Górze, protest katowickich nauczycieli i ponad 100 uczniów oskarżonych o przemoc szkolną… Jakoś tak łatwo się to wszystko wymienia i za dużo tego, a wszystkie drogi prowadzą najwyraźniej do systemu wychowania, nikłego zainteresowania środowiskami patogennymi odpowiednich funkcjonariuszy publicznych, do szkół i zakładów poprawczych. Coraz częściej można mieć przeświadczenie, że to nie sporadyczne wypadki, ale wręcz fala, która się rozrasta. Jeśli rząd nic w tej sprawie nie zrobi, Polska może stać się „Dystryktem 9”, czyli miejscem, gdzie wszelkie patologie mają swój azyl, a normalni ludzie żyją w ukryciu i strachu. Oby śmierć niewinnych ofiar przemocy obudziła odpowiednie władze.