Film/sci-fi/2010
Obsada: Adrien Brody – Royce (najemnik), Alice Braga – Isabelle (snajperka), Oleg Taktarov – Nikola (Rosjanin), Louis O. Changchien – Hanzo (mafiozo), Mahershalalhashbaz Ali – Mombasa (Arab), Laurence Fishburne – Noland i inni.
Reżyseria: Nimrod Antal
Scenariusz: Michael Finch, Alex Litvak, Robert Rodriguez
Akcja obrazu rozgrywa się na planecie, której nazwy nie znamy i nie znają jej też bohaterowie. Pierwsze kadry pokazują ich „spadanie” na teren dżungli w pełnym rynsztunku. Są to w większości żołnierze z wyjątkiem doktorka i ubranego w więzienny kombinezon skazańca. Nie wiedzą, dlaczego są razem, ale domyślają się, iż to nie jest przypadkowe. Dominującą postacią jest Royce, najemnik, prawdopodobnie pilot i as pola walki. Każda z postaci ma swoją broń i tylko nią się posługuje. Nie pożyczają sobie amunicji, nie obdarowują też bronią bezbronnych.
Cały oddział złożony z siedmiu osób (nieznajomych sobie) wyrusza intuicyjnie w drogę, aby znaleźć odpowiedź na pytania: „Co jest grane i kto tu rządzi?” – na planecie, w dżungli, tak w ogóle (?). Założenie tego typu jest samo w sobie naiwne lub głupie. To przeszkadza w oglądaniu.
W poprzednich predatorach (z wyjątkiem „Predator 2”) mieliśmy do czynienia z celowymi działaniami żołnierzy, aby coś wyjaśnić, np. śmierć kolejnych oddziałów zaginionych w dżungli. Tutaj z biegiem akcji, a nawet do końca filmu nie znamy odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego to akurat ci bohaterowie zostali zesłani na nieprzyjazną planetę?” – za karę, za zasługi, bo są najlepsi w swoich kategoriach, najgroźniejsi wśród ludzi, mają najbardziej ze wszystkich blisko 7 miliardów najmniej skrupułów w zabijaniu? Scenarzyści mogli się bardziej wysilić. Przepraszam, bo z niejasnych domysłów i podpowiedzi Royce’a możemy domyślać się, iż „ktoś” zorganizował im walkę z obcymi, „ktoś” ich wybrał i zrzucił do tej dżungli? Niby widz ma się domyślać, że wyboru tego dokonali predatorzy? Przy ich przewadze militarnej mogli polecieć na Ziemię i pozabijać tyle ludzi, ile im się spodoba, obedrzeć ze skóry i zgrillować lub tym podobne.
Póki co oddział ludzi nie widzi obcych. Aby coś zjeść będą musieli zapolować. Okazuje się jednak, że sami są zwierzyną łowną. Motyw znany z poprzednich części. W „Obcy kontra predator 2” (2007) ludzi hodowano na ziemi jako pokarm dla obcych (tych z serii „Alien” z kwasem w żyłach), a młodzi predatorzy przybywali na ziemię, aby przechodzić inicjację, stawać się prawdziwymi myśliwymi lub po prostu zapolować. Zupełnie nie liczyli się z inteligencją ofiar i siłą obcych potworów. Usprawiedliwiała ich technologia polowania. Posiadana przez nich broń laserowa, ochronna zbroja i zdolność do kamuflażu – znikania – to przewaga dla ludzi nie do pokonania. W pierwszej części „Predator” (1987) pułkownik Dutch całkiem przypadkowo odkrył jednak, iż predator widzi w podczerwieni i człowiek umazany błotem jest dla niego niewidoczny…
W pewnym momencie filmu „Predators” (2010), zupełnie bez uzasadnienia, Royce zwraca się do Isabelle i oskarża ją o to, że ona wie, kto jest ich prześladowcą. Kobieta- snajper opowiada historię oddziału Dutcha włącznie z rolą glinki lub błota. Mimo jej wyjaśnień, jak predatora pokonał Arnold w „Predatorze”, oddział straceńców nie rzuca się na błoto i nie tapla się w glince, aby stać się niewidzialnymi dla prześladowców. Naiwność, głupota, zarozumialstwo postaci czy scenarzystów?
Totalna sieczka i zupełny brak wiary w inteligencję widza, miłośnika gatunku i serii. Spodziewałem się, iż wreszcie po latach, kolejny oddział kilku żołnierzy zmierzy się z predatorami (lub/i obcymi), przechylając szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Niestety, przeciwko doskonałej, choć już przestarzałej broni predatorów, człowiek ma tylko w 2010 roku błoto i gołe pięści! Zupełnie jak przed 23-ema laty…
Fabuła filmu przypomina scenariusz gry komputerowej. Chyba któraś z części gry wojennej „Call of duty” zaczyna się od lądowania bohatera na spadochronie na terenie działań II wojny światowej. W grze „Predators 2010″ gracz pewnie będzie walczył z preadatorami, wybierając, kim chce być lub też będzie dowodził grupą najemników. Jako ilustracja do gry film Antala może stanowić atrakcyjny element graficzny podwyższający cenę woluminu. Natomiast jako samoistne dzieło kinowe raczej przypomina „Predatora 2”, czyli porażkę, kicz. S. Hopkins bowiem w „Predator 2: Starcie w miejskiej dżungli” (1990) wykorzystał pomysł „Predatora”, aby(?) pokazać typową jatkę, rzeźnię ludzi, zupełnie bezmyślnie i ze stratą dla kultowego dzieła z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej.
To nie jest remake, ale katastrofa. Pozostaje czekać na to, aż motyw z predatorem wykorzysta w kolejnym swoim dziele J. Cameron. Niech nakręci „Avatara 2”, w którym amerykańscy chłopcy teleportują się – czytaj: swoje kilkumetrowe avatary wraz z całym arsenałem atomowym – na planetę zamieszkałą przez predatorów i naprawdę im skopią… tyłki!
Obsada: dla mnie Adrien Brody pozostanie „pianistą” z filmu Polańskiego i zupełnie nie widzę go w roli gościa paradującego po ekranie z armatą w rękach i odkrytym „kaloryferem”. Nie ma w filmie żadnych kreacji aktorskich i gwiazd. Przepraszam, jest przecież Laurence Fishburne (jako Noland), znany z kultowej serii „Matrix”. Cóż, gra postać negatywną. Przebywa już jakiś czas na planecie, wręcz zadomowił się na niej i… upasł się, jedząc jagody, trawę i zupki z kory drzew? „Bierze, co się da i skąd się da” – twierdzi – może więc też jak predatorzy jest ludojadem czy kanibalem? Reżyser zupełnie nie pokazuje warunków życia na planecie, traktując ją wyłącznie jako arenę. Bohaterowie są wytrzymali na trudy życia w dżungli.
Technika kinowa i scenografia: takie obrazy można nakręcić za grosze w studio, kilka kartonów tektury, parę wiader farby i kolorowych żarówek plus parę palm.
Muzyka: bardzo dobra.
Witam, technika dobra ,akcja ok. sieczka totalna może być ale raptem na tych właściwych predatorów polują okazuje się jeszcze inne predatory ,no chyba lepsze chociaż ,ten z Obcy vs Predator 2 by im wszystkim dokopał.Trochę przedobrzomo !