Porażki systemu edukacji: dysleksja

Thomas Edison, Hans Ch. Andersen, Leonardo da Vinci, Muhammad Ali, Steven Spielberg i Tom Cruise to kilka z wielkich postaci nauki, kultury i sztuki borykających się w wieku szkolnym z problemami dysleksji. To schorzenie polegające na zaburzeniu zdolności mózgu do uczenia się czytania i pisania. Często kojarzy się z chromosomem Y i produkcją testosteronu już okresie prenatalnym, co oznacza, iż jest przekazywana w linii męskiej. Odkryto ją ponad 100 lat temu, w latach 50-tych przebadano i zdiagnozowano, iż za dysleksję odpowiada gen 15 DYXS1. Choruje na nią 10% populacji, a jej odmianami są dysortografia – trudności w stosowaniu norm językowych pomimo ich znajomości, dysgrafia – fatalna strona graficzna pisania, dyskalkulia – trudności w zakresie rozwiązywania najprostszych zadań matematycznych i dysfonia – problemy z wyraźnym i głośnym mówieniem. Zaburzenie to nie jest chorobą ani też nie ma związku z intelektem. Dyslekksja nie oznacza opóźnienia wogólnym rozwoju umysłowym człowieka.

Porażka systemu edukacji polega na tym, iż przez całą drugą połowę XX wieku tysiące dzieci i młodzieży w Polsce nosiło na sobie piętno nieuctwa, zacofania, czuło się napiętnowane, poniżane, gorsze od tych wszystkich, którym czytanie i pisanie nie sprawiało problemów. To był „podział naturalny” i jednocześnie wykluczenie prowadzące w wielu wypadkach do dramatów. Dzieci z dysleksją zamykały się w sobie, stroniły od rówieśników, uciekały ze szkół i czasami „schodziły na manowce” lub ostentacyjnie buntowały się i manifestowały nienawiść wobec systemu. Wydawałoby się, iż oświata i edukacja, Ministerstwo Edukacji Narodowej to placówki i instytucje najbardziej wrażliwe na „nowinki” i zmiany, odkrycia nauki. A jednak. W tym sensie szkoła mogła stracić zaufanie społeczne. Nie zareagował i nie sprawdził się cały system wychowania, a także oceniania, ponieważ jeśli wychowawcy, placówki, dyrektorzy zgłaszali MEN problem z dziećmi, które nie potrafią się nauczyć czytać i pisać pomimo „nowoczesnych metod nauczania”, to robili to za słabo.

Dysleksja czytanie z dzieckiem

Od wieków czytanie to umiejętność warunkująca rozwój. Problem w tym, że młodych pokoleń nie bawi siedzenie nad opasłymi tomiskami dzieł atrakcyjnych dla ich pradziadków. Bez tego potrafią świetnie funkcjonować w internecie i w życiu prywatnym. Owszem, znają alfabet, ale znają też wiele innych znaków. Najbardziej przemawia do nich obraz.

Z powodu dysleksji wielu utalentowanym maturzystom uniemożliwiono kształcenia się i rozwoju na studiach, ponieważ w ich pracach maturalnych „wykryto zakazaną ilość błędów ortograficznych” – np. powyżej trzech rażących. To mogło zaważyć na realizacji ich planów zawodowych i przełożyło się na poziom życia ich rodzin. Nie wolno tego bagatelizować. Jakie straty wynikły z tego powodu dla polskiej gospodarki, trudno przecenić, podobnie nie ma kalkulatora liczącego niespełnione marzenia i „podcięte skrzydła” przez instytucję, która z natury rzeczy powinna te skrzydła właśnie „doczepiać” dzieciom i młodzieży. „Sięgajcie, gdzie wzrok nie sięga, łamcie, czego rozum nie złamie” – tak to powinno wyglądać, ale rzeczywistość była inna. W potocznych pełnych pogardy opiniach o nauczycielach mawia się, że to papugi powtarzające te same treści przez cały okres kariery, tak zupełnie bezmyślnie, automatycznie. I przypadek dysleksji to potwierdza. Wszelkie decyzje z nią związane podejmowane były co najmniej 20-30 lat za późno. Na co czekał system i decydenci?

Szkoła nadal nie ma dla dyslektyków programów alternatywnych. Owszem, „wiele wybacza”, ale tak naprawdę na zajęciach dziecko musi podporządkowywać się schematowi „skrojonemu na miarę” ucznia bez zaburzeń.

Aktualnie w Polsce poradnie psychologiczno-pedagogiczne zajmują się diagnozowaniem i wystawianiem zaświadczeń – opinii dla dzieci dotkniętych dysleksją. Zaburzenie to póki co nie podlega leczeniu farmakologicznemu, bo dysleksja nie jest chorobą. W potocznym rozumieniu „wychodzi się z niego” wraz z wiekiem. Czasami porównuje się dysleksję z daltonizmem, czyli brakiem rozróżniania kolorów, po to, aby pokazać, że zarówno dysleksja jak i daltonizm (są już próby leczenia tego zaburzenia) nie zależą od człowieka. Zatem uczeń nie powinien być za nią w żaden sposób karany, ani też wykluczany ze społeczeństwa. Problemy z czytaniem oznaczają dla uczniów, ich rodziców i nauczycieli większy wysiłek skierowany na wyrównywanie możliwości percepcji materiałów zawartych w programach nauczania.

Dyslektyków jest co najmniej 10-15% populacji i pora, aby system ich zauważył, formułując specjalne programy nauczania. A może jest już za późno, bo czytanie nie jest trendy, 95% nastolatków nie czyta książek. Obraz, film i socjal media stają się wiodącymi narzędziami popularnymi i używanymi przez uczniów, lecz ignorowanymi przez programy edukacyjne. W każdym razie potrzebna byłaby natychmiastowa zmiana w regulaminie maturalnym. Jeśli np. doskonały matematyk dyslektyk ma problemy z czytaniem lektur w szkole średniej, powinien automatycznie zostać z tego obowiązku zwolniony, podobnie z matury z języka polskiego. Ocena OKE z przedmotów humanistycznych i tak nie jest mu potrzebna. Na tego absolwenta czekają politechniki na całym świecie i nie wolno mu zamykać ścieżki kariery i samorealizacji.