W polskiej szkole od podstawówki po liceum, na lekcjach historii, języka polskiego, wos, wok omawiane są tradycje starożytnej Grecji i Rzymu w taki sposób, a także w tak ogromnym wymiarze czasu lekcyjnego, że polscy uczniowie tracą orientację. Chętnie dorobek starożytnych Greków i Rzymian włączają do dorobku kultury polskiej. Bywa, że maturzyści dziwią się stwierdzeniom polonistów typu: „Antyku na maturze na pewno nie będzie, ponieważ to nie jest polska epoka literacka”.
W takim razie naiwnie pytają: „Po co przez tyle lat wkładano nam do głowy całą grecką mitologię i dorobek artystów, filozofów?”. Podczas gdy Anglicy, Niemcy czy Francuzi skupiają się na edukacji opartej o tradycje rodzime, polski system edukacyjny wmawia dzieciom i młodzieży, że polskie prapoczątki sięgają Talesa z Miletu i Sofoklesa, a każda wykształcona jednostka powinna znać od podszewki mity greckie . To jakiś paradoks, że znamy powszechnie grecką a nie znamy mitologii polskiej lub słowiańskiej, germańskiej czy skandynawskiej?
Tak ogromne skupienie się na pamiątkach cywilizacji greckiej jest wielką porażką systemu edukacji. Każda większa uczelnia polska z wydziałem historycznym od dziesiątków lat kształci naukowców i „wpuszcza w obieg” kultury polskiej (lub powinna to robić), setki czy tysiące publikacji dotyczących ojczyzny. To prawdziwy skandal cywilizacyjny, że dorobek i wiedza o przeszłości Polski, plemion słowiańskich, nie znajduje należnego miejsca w szkolnych podręcznikach.
Decydujący o programach nauczania ulegają światopoglądowi mówiącemu o tym, że Polska zawsze była w Europie Zachodu i do niego dążyła, była przedmurzem chrześcijaństwa i symbolem rozwoju dla wszystkich krajów Wschodu – jakie to sarmackie? Polacy wychowywani w kulcie mitologii greckiej i w szacunku do kultury zachodniej wyrastają w przekonaniu, że to, co słowiańskie, polskie, to zacofane, a co zachodnie, to najlepsze. Dlatego tak łatwo nam asymilować się z Anglikami czy Niemcami, ponieważ uważamy ich kulturę i tradycje za lepsze od naszych (lub „nasze”).
Od czasów zaborów i po upadku komunizmu w Polsce system wartości kulturalnych i edukacyjnych nosi znamiona rusofobii kojarzonej ze wspólną historią narodów słowiańskich. Programowo wyrzekamy się jej lub brzydzimy, podszywając się pod Zachód i wpływ na to ma także kościół – Zachód (w większości protestancki) i Polska to strefa wpływów Rzymu (kościół rzymskokatolicki), Wschód z Rosją to domena Konstantynopola (kościół prawosławny).
A jak Wyspiarze uczą dzieci narodowej tożsamości? Nie ma chyba drugiego tak rozwiniętego turystycznie kraju jak United Kingdom (Zjednoczone Królestwo). Odwiedzający każde większe miasto Anglii, Walii, Szkocji czy Irlandii poza siecią moteli, hoteli, pubów zastają muzea, choćby najmniejsze, ale można wejść i poznać lokalną historię, legendy, wierzenia, kulturę. Zwykle też w jakimś miejscu takich centrów kultu przeszłości jest ekspozycja z czasów podbojów rzymskich. Ot, jakiś miecz, hełm, fragment budowli czy cokolwiek co może potwierdzać obecność legionów rzymskich na danym terenie. To taki ukłon w stronę europejskiej cywilizacji starożytnej Europy pokazanej po to, aby mieszkańcy pamiętali o zagrożeniach.
Tak, każda nieudana próba podbicia Królestwa ma spajać naród/narody i budować patriotyzm lokalny, ale też mocarstwowy. Stoiska z pamiątkami po okresie rzymskim dla tubylców mają eksponować wielkość kultury rodzimej, zdolności oręża i tradycji wysp, odwagę i waleczność przodków, dzięki którym Wyspy oparły się kolonializmowi rzymskiemu i napływowi kultury europejskiej. „Wyspy to kontynent” – myśli wielu Anglików, to nie zacofana Europa, ale raczej ziemia obiecana, centrum i ośrodek cywilizacji: pępek świata, o którym marzy każdy, od mieszkańców Pakistanu przez całą Afrykę po Europę. Uczniowie angielscy wyrastając w poczucia tak wielkiej narodowej dumy i tradycji, od dziecka czują się wręcz napiętnowani wyjątkowością. Przecież dorosły Anglik nie może zostać bez pracy, w ostateczności pojedzie na Kontynent (Europa lub Azja) uczyć ludzi „cywilizowanego języka” lub za karę na „daleki Wschód”, np. do Polski, na tzw. „kulturowe wygnanie”.
W polskich szkołach tradycje narodowe i duma narodowa to pojęcia obce lub kojarzone ostatnio wyłącznie z Powstaniem Warszawskim czy ofiarami SB/UB. Przeciętny maturzysta nie myśli kategoriami: „Jestem równy Anglikowi czy Niemce, pochodzę z dumnego, wielkiego kraju”, a tylko „Moje umiejętności wystarczą mi, aby pracować dla Anglika lub Niemki w ich wielkich krajach”. Owszem, szanujemy i szanujmy wszystkie narody, ale też przestańmy okłamywać kolejne pokolenia, że cywilizacyjnie i kulturalnie należymy do Zachodu i dlatego musimy wkuwać obce mitologie. Grecja i Rzym rzeczywiście dały Europie podstawy w wielu dziedzinach nauki i życia, ale Polacy więcej zyskiwali od swoich sąsiadów: Niemców, Czechów, Rosjan, Litwinów i innych nacji. Ich kultury powinniśmy się uczyć, ale przede wszystkim własnej. Polska i słowiańska mitologia czy starożytność jest też ciekawa.
Inną kwestią jest, czy szkoła musi w ogóle uczyć mitologii i historii, jeśli gubi się i nie nadąża za współczesnością? W każdym razie implementujemy różnego rodzaju Walentynki, Haloweeny, Christmasy itd., święta handlowe raczej i produkowaną na tę okazję w Chinach tandetę. Zwozimy tę „kulturę” do Polski wręcz kontenerami…