Polska matołów

  • 26 września 2011

Słowo „matoł” potocznie oznacza człowieka głupiego, tępego, ograniczonego umysłowo, mało inteligentnego, tępaka, kretyna, idiotę, głupka itd. Epitetów związanych z głupotą (matolstwem -> neologizm) jest w języku polskim dużo, a żadne z nich się nie starzeje, co najwyżej czeka w „językowej zamrażarce” na swój czas, aby ktoś je odgrzał i spopularyzował.

Kibice (wulgarnie: kibole) podczas spotkania z premierem rządu witali często p. Donalda Tuska okrzykiem i transparentami z hasłem: „Donald, matole, twój rząd obalą kibole!”. Relacjonujący te wydarzenia dziennikarze byli bardzo rozbawieni faktem wyzywania premiera. Chcieli sami to zrobić wcześniej, nie mogli, zawodowa etyka im zabraniała czy też prawo? W każdym razie dopadły mnie refleksje.

Z polskiego „zmatolenia” (czyt.: narodowej głupoty) zdałem sobie sprawę, stojąc przed plakatami wyborczymi kandydatów do parlamentu. Podchodzący nieznajomi komentowali zdjęcia i nazwiska opiniami: „Ten matoł mnie uczył. Gdzie on się pcha do senatu?”, „Ta idiotka dziesięć lat studiowała medycynę i potrafi tylko wypisywać syrop”, „Ten debil ledwo skończył zawodówkę”, „Boże, ta kretynka chodziła ze mną do klasy i nie zdała matury!” etc. Stanąć do wyborów w Polsce to rzeczywiście szczyt odwagi, ale nie tylko do wyborów. No i kto jest matołem, komentatorzy czy kandydaci?

kibole Tusk

Spotkanie premiera z kibolami (foto: gazeta.pl)

Założenie konta na naszej klasie (nk.pl) czy na facebook.com to również wielkie wyzwanie. Po wielu latach milczenia odzywają się do siebie ludzie zupełnie obcy, znający się 20-30 lat wcześniej, a na ich grupowych jawnych czatach można czytać komentarze typu: „Mariusz. Czy to prawda, że Anka jest nauczycielką? Przecież ona siadła w drugiej klasie? Kogo i czego uczy?”, „Andrzej. Widziałem Przemka, wyłysiał, ha, ha, ha…”, „Ewa. Co z Kazikiem, w wojsku ponoć ostro pił?”, „Tomek. To kiedy spotkanie? Może jakiś grupowy seks?”, „Marek. Spotkanie w moim barze. Pierwsza beczka piwa na koszt firmy” itd. Wyłażą kompleksy i „zmatolenie”, poczucie przegrania i chęć dowartościowania się kosztem innych?

Proces „matolenia” polskiego społeczeństwa rozpoczyna się na poziomie rodziny. Nabiera rozpędu, gdy dziecko potrafi już samodzielnie myśleć, a rodzice tracą autorytet, bo dziecko staje się niezależnie myślące. Aby wzmocnić autorytet u własnego syna czy córki, rodzice negują każdego dorosłego za cokolwiek, np. „Nie słuchaj wujka, to cymbał”, „Dziadek nie ma racji, jest stary i ma sklerozę”, „Ciocia to kretynka”, „Twoja kuzynka nie zdała nawet matury”, „Twoja matematyczka to kretynka”, „Pan od historii to alkoholik, po prostu idiota” itp. Im większy stopień „zmatolenia” rodziców, tym częstsze „matolenie” otaczającego ich dziecko świata. W końcu kiedyś w przyszłości wyprane z autorytetów i poprawnych wzorców dziecko opuszcza dom, zakłada własną rodzinę i rozpoczyna jej „matolenie”: „Tatuś i mamusia są cool, reszta to matoły” . W te „wysokie prawdy” musi wierzyć dziecko do czasu, aż tego dogmatu nie zweryfikuje i nie obali.

Degrengolada wartości społecznych potwierdza się w realiach polskich z całą mocą. Już nikt (?) nie zasługuje na szacunek i nikt (?) nie ma autorytetu? Większość zapomina widocznie o prawdzie zawartej w powiedzeniu: „Każdy kij ma dwa końce”.

Jeśli na czele narodu stoją matoły, to co to za głupi i durny naród, który wybrał na swoich przedstawicieli właśnie idiotów – matołów?

Co to za idioci ci kibole, skoro na swego premiera wołają matoł? Co to za debile dziennikarze, którzy przyklaskują takim zachowaniom?

Co to za społeczeństwo pyszałków i matołów, spośród których każdy uważa się za lepszego od drugiego człowieka?

Jeśli my, Polacy sami siebie nie będziemy szanowali, to kto nas będzie szanował?

Już raz w historii Polski była taka grupa społeczna, szlachta, uważająca siebie za sarmatów, czyli niemal za grupę nieskazitelną (współczesne media?). Jej gnuśność i sobiepaństwo doprowadziło do upadku kraju. Podobną demoralizację i stan narodowego niczym nieuzasadnionego samouwielbienia można dostrzec obecnie wśród wielu ludzi z opiniotwórczych mediów i instytucji. Jedynym sposobem na przeciwdziałanie temu mimo wszystko narodowemu upodleniu czy „zmatoleniu” jest edukacja, narodowy program wychowania młodych pokoleń, podręczniki dla polskich wychowawców szkolnych z czytelnym przesłaniem, a także zmiany w podejściu do wychowania i ocen z zachowania w szkołach. Stary system wychowania socjalistycznego oparty na socjalizacji poprzez tłamszenie jednostki i wzbudzanie empatii, na integracji grupy przeciwko światu – zupełnie się nie sprawdza w warunkach demokracji. To jedna z przyczyn „zmatolenia” (zidiocenia, ogłupienia, spadku poziomu kultury itp.) narodu polskiego.

Każdego, kto jest niezależny intelektualnie, zintegrowana grupa osób (już na poziomie nauczania początkowego) nazywa wrogiem lub matołem, zupełnie nie licząc się z prawem i zasadami etyki. To działa demoralizująco na całe społeczeństwo. Na takich pożywkach wyrastają potem różne dewiacje włącznie z anarchią. Wizycie papieża w jego ojczyźnie towarzyszyły manifestacje. Na transparentach pojawiały się różne hasła, ogólne i osobiste komentarze. Dawniej istniała niepisana zasada, że owszem, z wad można drwić, ale nie z człowieka i nie urzędu, jaki piastuje.

Mądry i wykształcony, wychowany obywatel wie, że nazywanie kogoś idiotą czy matołem to obniżanie własnej wartości, przyznawanie się do braków w ogładzie. Żyjemy w kraju matołów, gdzie każdy na każdego może rzucać inwektywy i udawać, że robi to w dobrej wierze, w ramach krytyki urzędu i obyczajów, tropienia patologii itd.: „Ktoś Tuska musiał uświadomić, jak rządzi”, adekwatnie do niemieckich środowisk antypapieskich: „Ktoś papieżowi musiał powiedzieć prawdę o kościele”. Ale czy prawda musi być pozbawiona znamion szacunku i kultury?

W wielu sondażach Polacy uznają za autorytet ludzi mediów (np. Kubę Wojewódzkiego), którzy wytykają społeczeństwu właśnie zaściankowość i „zmatolenie” (głupotę, zacofanie itd.). Społeczeństwo wyraźnie zdaje sobie sprawę, jaki płytki jest przeciętny Kowalski. Wielu Kowalskich uważa, że ich to nie dotyczy, mimo że są „matołami” z pokolenia na pokolenie – np. nie potrafią czytać i pisać, logicznie myśleć. Łatwo poznać tych ludzi, nadużywają w wypowiedziach rzeczownika „matoł” w różnych odmianach synonimicznych. W internecie roi się od nich, tych „najmądrzejszych Polaków”, pola z komentarzami wręcz oddano im w wieczystą dzierżawę. Nie ma komentarza bez matoła…

Papież w Niemczech

Papież w Niemczech - protesty: Pieprzyć autorytet... (foto: interia.pl)

Do akcji „matolenia” narodu włączają się dziennikarze, prześcigając się w tworzeniu fikcyjnych akcji nienawiści skierowanych pod adresem jednostek wyrastających ponad nich, ponad tłum (np. nagonka na Janusza Józefowicza w TZG). Zalewają nas tandetą i wciągają w bagno obskurantyzmu. Tworzą z 38-milionowego kraju grajdołek zawiści i nienawiści, aby móc dalej edukować i wytykać wady, pouczać i epatować patriotyzmem, „stawać na zgliszczach i gwiazdorzyć”. Za ich przykładem każdy ma się za wyrocznię i panisko, szybko jest w stanie wytknąć wady innym lub nazwać kogoś matołem. Brak skromności, brak pokory, udawana religijność, udawany szacunek do prawa, hipokryzja…