Pikniki rodzinne

Sport to najlepsza inwestycja w przyszłość

Pikniki: piłkarski i karate 2008 r.

Bieg komandosa w Bąkowie

W sobotę 14 czerwca wraz z rodziną braliśmy udział w pikniku karate w Bąkowie. Kluczborski Klub Karate z jego prezesem p. A. Olechem zorganizował wspaniałą imprezę. Wszystko rozpoczęło się nieco po godzinie dziesiątej od wspólnego treningu na terenie basenu. O tym, że był to trening dość intensywny, przekonaliśmy się w samo południe, kiedy dzieci po ćwiczeniach „pałaszowały” przygotowane na grillu kiełbaski. Miłym zaskoczeniem było zaproszenie na grilla wszystkich obecnych, a zatem nie tylko ćwiczących, lecz również rodzeństwo przybyłych przyszłych mistrzów karate i rodziców.

Wielką atrakcją stał się „Bieg komandosa”, a odbył się po krótkim poobiednim odpoczynku. Jego uczestnicy mieli za zadanie pokonać tor przeszkód od basenu przez płyciznę rzeki, aby potem zmierzyć się z torem przeszkód w postaci parku zabaw. Wchodzenie na ślizgawki i drabinki utrudniały nieco mokre nogi zawodników. Zabawa, doping, asekuracji dorosłych, bezpieczeństwo- pierwsza klasa. Na najstarszych karateków, w liczbie czterech, czekało trudniejsze wyzwanie. Mieli przepłynąć jedną długość basenu, a woda była zimna, przepłynąć później rowerem wodnym niewielki dystans, a następnie przebiec ponad kilometrową trasę dokoła stawu.

Po wielkich zmaganiach dzieci mistrz wezwał wszystkich do rozdania nagród. Nagrodzono komandosów, którzy uzyskali najlepsze czasy na torze przeszkód. Następnie zaproszono wszystkich najmłodszych zawodników, także doceniono ich wysiłek. Otrzymali medale i słodkie batoniki. Poczęstowano słodyczami także pozostałych uczestników pikniku. Po oficjalnej dekoracji i nagrodach nastąpił czas wolny dla wszystkich. Pod opieką dorosłych dzieci uprawiały różne dyscyplina na trawie, na boisku siatkówki plażowej i koszykówki.

Pamiątkowe dyplomy UKS

Z kolei dnia 21.06.2008 r. na starym boisku KKS odbył się piknik dla najmłodszych trampkarzy UKS „Olimpijczyk”. Była wspaniała pogoda i mocno grzejące słońce. Trener naszego syna M. Jarząb rozpoczęli trening od przebieżki chłopców przez długość boiska. Następnie podzielono ich na drużyny i rozpoczęto zawody sprawnościowe, biegi z piłką połączone ze slalomem. Z kolei po treningu natychmiast rozpoczęto mecz, dzieląc dzieci na dwie drużyny. Po kilkunastu minutach pierwszej połowy dano zawodnikom pięć minut przerwy. Ponieważ doskwierał upał, chłopcy rzucili się w kierunku trybun, aby złapać do ręki przyniesione napoje.

Po meczu, około godziny trzynastej chłopcy zostali zaproszeni na kiełbaski. Okazało się, iż organizatorzy przygotowali o wiele więcej kiełbasek niż było zawodników i mieli także dla chłopców napoje. Część trampkarzy nie przybyła, inni nie chcieli jeść i opuścili stadion wcześniej. Nauczony przykładem rodzinnego pikniku z Bąkowa, widząc leżącą na grillu masę zbędnych już kiełbasek i ja podszedłem kuszony zapachami pory obiadowej, aby skosztować tego dobrodziejstwa. Jednak kiełbaska, którą wziąłem do ręki, była osmolona sadzą i zimna. Gdy już miałem ją odłożyć, usłyszałem od najważniejszej osoby na boisku, pani zbierającej składki, że to nie są kiełbaski dla mnie, czyli dla rodziców. Na moje pytanie o innych ojców jedzących nikomu już niepotrzebne kiełbaski, usłyszałem, że ci panowie to trenerzy, a kiełbaski są dla dzieci i ich trenerów. Ups… mea culpa, nie wiedziałem, że piknik jest za pieniądze trenerów i chyba pani „Najważniejsza” też coś dorzuciła? A może po prostu chciała pokazać, jak potrafi bronić… kiełbasek?

Tak więc wraz z garstką matek i ojców (5-6 osób) przyglądaliśmy się, na palącym słońcu, jak nasi synowie i ich trenerzy jedzą kiełbaski. Kiedy już mój trampkarz  wcisnął ostatni kęs, wyszliśmy z zakończonej imprezy. Przed wyjściem dotarł do nas głos p. prezesa zachęcający do odebrania pamiątkowego dyplomu uczestnictwa w zajęciach UKS w 2007/2008 roku. Dyplom ten, wydrukowany na kawałku (połówce) A4 i kolorowej drukarce jest bezimienny, „na okaziciela”, zawiera jakże cenny autograf prezesa. Żegnał nas przed wyjściem ze stadionu znany dźwięk mantry: „Komu jeszcze kiełbaskę?!”

Rachunki ekonomiczne

Czy organizatorzy obu pikników mogli znieść ciężar ich zorganizowania dla np. 50. osób trenujących? Policzmy więc. Miesiąc zajęć w Kluczborskim Klubie Karate pod okiem trenera mistrzów świata (co z szacunkiem podkreślam) kosztuje rodziców 50 zł., ale jeśli wysyłają na zajęcia dwoje dzieci, to tylko 40 zł. od osoby, a więc jest zniżka zachęcająca do udziału w zajęciach. Gdy dziecko choruje, nie chodzi na zajęcia, nie płaci też za treningi. Uczciwie. Kwota miesięcznej opłaty pomnożona przez 10 miesięcy daje 500 zł., a jeśli trenujących jest 50 osób, to wpłata wyniesie 25 tys. zł. Z kolei miesiąc zajęć w UKS „Olimpijczyk” dla dzieci kosztuje 40 zł. Opłata za treningi musi być uiszczana nawet wówczas, gdy dziecko jest chore i nie uczestniczy w zajęciach. Nieuczciwie, bowiem jeśli dziecko złapie grypę plus ospę, to po miesiącu nieobecności i tak musi zapłacić za zajęcia. Opłata jednostkowa przez 10 miesięcy da kwotę 400 zł. Dla grupy 50 trampkarzy przyniesie 20 tys. zł. zysku netto z opłat.

PR (pijar)

Jeśli właściciel KKK wygospodaruje z kwoty 25 tys. zł. zarobku rocznego kilkaset złotych na piknik rodzinny, to z pewnością nie ucierpi na tym jakość zajęć sportowych, a zyski będą większe niż opłaty. Bardzo dobrze bawiące się dzieci i rodzice to lokalnie najlepsza reklama dla Klubu. Po wakacjach dzieci wrócą na ulubione zajęcia i być może co drugie dziecko przyprowadzi siostrę, brata, kolegę z podwórka. Dobry nauczyciel, trener rozumie na przykład, że nagrody na koniec roku nawet dla tych, którzy nie zajęli żadnego miejsca w zawodach, niczym się nie wyróżniają, ale chodzą na zajęcia i starają się, to inwestycja w to dziecko. Jest szansa, że  w przyszłym sezonie nie zamknie się w pokoju z komputerem i nie odetnie się od reszty świata. Wizyta w hurtowni, w której można
dziś kupić dyplomy sportowe, medale, puchary za przysłowiowe grosze, to wydatek ponad siły UKS, niestety. Z pewnością wszystkie pieniądze pójdą na inwestycje w obiekty sportowe. Tylko kto będzie z nich korzystał, jeśli nie nauczymy dzieci i młodzieży ruszać się?

Wychowanie poprzez sport

Zajęcia z p. Andrzejem Olechem w Kluczborskim Klubie Karate to świetna próba pokazania dziecku, że można w życiu dochodzić do sprawności fizycznej i cieszyć się nią. Podobnie zajęcia Uczniowskiego Klubu Sportowego „Olimpijczyk” z p. Markiem Jarząbem z pewnością pozostawią w płucach i umysłach trampkarzy wiele dobrego. Dla zdrowia i rozwoju własnych dzieci warto prowadzać je i pozostawiać pod opieką takich specjalistów. Cóż, nie każdy zaraz musi zostać Łukaszem Radwańskim, mistrzem karate, nie każdy tę trampkarz zrobi karierę chociażby w MKS-ie w Kluczborku. W sporcie i w szkole taka jest właśnie norma, że szkoli się setki tysięcy, aby światowy sukces mógł odnieść jeden, dwóch, dziesięciu na pokolenie. Zresztą dla nas rodziców wcale nie jest ważny ów nieosiągalny stan mistrzostwa, ważniejsze jest to, aby stwarzać alternatywę dla dzieci i wpajać im kulturę fizyczną. Wszelkimi sposobami zabieramy dzieci od bezruchu, leżenia, leniuchowania, które prowadzi jedynie do przerostu masy tłuszczowej i żądań wobec świata. Sport najlepiej pokazuje młodemu człowiekowi, że aby cokolwiek osiągnąć, potrzeba lat ćwiczeń.

28.06.2008 r.