Osiedle Pstrąga 2

Część 2

Bał się wpisać kod PIN trzeci raz z rzędu. Nie chciał uniemożliwić sobie szansy kontaktu z żoną. Skierował się na zachód w stronę łuny światła. Po chwili marszu zaczął biec, mijając kolejne skrzyżowania. Nie spotkał żywego ducha. Gdzieś w oddali słyszał szczekanie psa i odgłos silnika samochodowego, lecz w pewnym momencie stukot ten zamilkł.

Wybiegając zza zakrętu, zobaczył stację benzynową. Przy dystrybutorze paliwa stał policyjny wóz patrolowy. Albert odetchnął z ulgą.

– Nareszcie – pomyślał i po chwili już był przy funkcjonariuszu.

Policjant zamykał bak i szedł w kierunku budynku stacji paliw.

– Przepraszam – mówił zdyszany Albert. – Nie jestem stąd. Kupiliśmy domek, wyszedłem po zakupy i zgubiłem się.

Przez moment szli razem, gdy przed drzwiami policjant zatrzymał się i spojrzał na Alberta.

– Zaczekaj tutaj, zapłacę i pogadamy.

Osiedle Pstrąga 2

Policje jest bezradna.

Gdy policjant wyszedł, kiwnął tylko ręką w stronę Alberta i poszli do auta. Otworzył mu drzwi dla pasażerów i zaprosił do środka, sam zajmując miejsce obok kierowcy. Drugi policjant uśmiechnął się na powitanie i oparł ramiona na kierownicy.

– Turysta zwiedzający okolicę – zakomunikował koledze.

– To co, na komisariat czy na poszukiwanie?

Albert nie bardzo wiedział, co oznacza dialog policjantów.

– Zaraz, panowie, chciałem tylko zapytać o drogę do mojego domu!

Policjanci spojrzeli na siebie porozumiewawczo.

– OK. – Zaczął kierowca. – To dokąd cię zawieźć?

– Wystarczy, że powiecie, w którą stronę mam iść?

Policjant uśmiechnął się do niego.

– Dobrze, ale może jedziemy w twoim kierunku, więc cię podwieziemy?

Albert pomyślał, że być wszystkie problemy właśnie się skończyły.

– To miłe spotkać takich funkcjonariuszy.

Zaśmiali się obaj.

– Osiedle Pstrąga 123 – powiedział nieco głośniej Albert.

Obaj nagle znieruchomieli. Chwilę później w pośpiechu otworzyli drzwi i wybiegli z pojazdu.

Albert był zdezorientowany. Rozglądał się dokoła. Widział głowy funkcjonariuszy po wschodniej stronie auta. Jeden z nich głośno komunikował się z bazą. Słyszał tylko szczątki rozmowy.

– Przyślijcie wsparcie… Mamy go w samochodzie… Nie jest agresywny… Nie wiemy czy ma broń…

Komunikaty policjanta dudniły mu w uszach. Nie chciał wierzyć, że dotyczą jego osoby. Musiał jak najszybciej opuścić radiowóz. Odruchowo szukał klamki. Nie było.

– Ej! Co wy robicie?!

Usłyszał dźwięk silników kilku aut. Bardzo szybko pojawiły się dwa radiowozy i nieoznakowany wóz tajniaków. Otoczyli Alberta zamkniętego na tylnej kanapie w radiowozie patrolu i jeden z policjantów ubrany po cywilnemu zapukał do okna.

– Słuchaj, co ci powiem! – Mówił do niego, wskazując końcem lufy pistoletu na swoje usta, a następnie na trzymane w drugiej ręce kajdanki. – Podam ci je, założysz na ręce i wtedy cię otworzę! Zrozumiałeś?!

Albert siedział osłupiały i patrzył na tajniaka, jakby oglądał film w telewizji. Nie potrafił nic powiedzieć. Mięśnie szczęki nie zareagowały na sygnał z mózgu.

– Kiwnij głową, że rozumiesz! – Krzyknął policjant.

Jego głos docierał gdzieś z oddali nawet nie do uszu Alberta, lecz do wszystkich komórek nerwowych. Organizm samodzielnie uruchomił mięśnie karku, który się lekko zgiął, a reszta skurczyła się w oczekiwaniu na jakiś bliżej nieokreślony kolejny rozkaz.

Tajniak podał kajdanki przez otwarte drzwi pasażera. Drugi kontrolował sytuację od strony okna kierowcy. Pozostali mundurowi policjanci ubezpieczali ich poczynania, otaczając radiowóz.

Gdy Albert założył kajdanki na nadgarstki, coś w nim zaczęło narastać. Dławiła go myśl, że jest ofiarą pomyłki i trzeba przetrwać, aby móc wyjaśnić, co jest grane i wrócić do normalnego życia.

Wysoki tajniak otworzył drzwi i poprosił Alberta o wyjście.

– Najpierw wysuń ręce, a potem nogi! Chcemy widzieć twoje ręce, kiedy staniesz na ziemi, rozumiesz?!

Albert świetnie rozumiał, ale gdy postawił nogi na ziemi, nagle coś zaczęło z nim się dziać. Jakaś siła skumulowana w komórkach mięśniowych nakazywała mu agresję. Z trudem powstrzymywał się przed kopnięciem drzwi, a następnie uderzeniem tajniaka. Wewnętrzny głos mówił mu, że obecni przy aresztowaniu policjanci w liczbie ośmiu nie są w stanie zatrzymać energii, która w nim drzemie.

– Walcz! Walcz! Walcz! – słyszał z wnętrza siebie.

Trzymał ramiona nad sobą i stał na twardym gruncie pomiędzy samochodami. Analizował swoje możliwości i zupełnie nie rozumiał, dlaczego jego organizm, tak, organizm a nie on sam, chce podjąć walkę z uzbrojonymi po zęby policjantami. W dodatku mózg wysyłał mu uwagi, że to raczej oni nie mają szans. Jak szachista obliczający kilkanaście ruchów naprzód momentalnie zrozumiał, iż policjanci ustawili się na linii ognia naprzeciwko siebie. Wystarczy iskra, zainicjowanie walki, aby pozabijali się nawzajem. Jedyne co miałby zrobić Albert, to kopnięcie tajniaka podczas opadania. Gdy znajdą się razem na ziemi, łatwo go unieruchomi.

Był gotowy i przekonany do ataku, walki i zwycięstwa. Miał do rozwiązania tylko jeden problem.

– Jeśli ich pokonam – pulsowało w jego mózgu pytanie – nie dowiem się, dlaczego chcą mnie aresztować z taką asystą?!

Zza zakrętu wyłonił się czarny furgon służb specjalnych SPAP – Samodzielny Pododdział Antyterrorystyczny Policji.

– Za kogo oni mnie mają?! – Przemknęło mu przez głowę. Najdziwniejsza i groźna była jednak druga myśl, którą usłyszał gdzieś w ukrytej części mózgu, cyniczna i obca. – Myślą że SPAP coś zmieni?!

Zapraszam 26.01.2016 o godzinie 9.00, aby przeczytać moją wersję 3 części na mojej stronie fan.kochamjp.pl.

Część 1  Część 2  Część 3