Nauczyciel współczesny

Aby zostać nauczycielem, lekarzem, informatykiem, pilotem, trzeba przez całe lata się uczyć. By zarządzać państwem na skalę mikro i makro, zasiadać na stanowisku burmistrza, starosty, posła, prezydenta lub być prezesem spółki państwowej wystarczy „załapać się na listę partyjną” – wymagana jest lojalność, natomiast wykształcenie niekoniecznie.

W Polsce tylko nauczyciele przejmują się nauką i wciąż, aż do bólu się kształcą za własne pieniądze. Reszta społeczeństwa łatwo staje się sędzią lub krytykiem tej grupy zawodowej? Najważniejsze, aby polski nauczyciel nie zarabiał więcej od sprzątaczki, no bo „sprzątaczki to jeszcze coś robią, a nauczyciele?” – czytamy na wielu forach… Te opinie niestety świadczą bardzo źle o stanie intelektualnym wielu pokoleń.

Dyskusja na temat zawodu nauczyciela pojawia się wtedy, gdy rząd poszukuje oszczędności lub gdy różne grupy zawodowe z budżetówki domagają się podwyżek. Wówczas słychać utyskiwania ze stron samorządowych oraz ze stron grup społecznych, bo aby komuś dać, trzeba innym zabrać. Najprościej zabrać tym, którzy „zrozumieją potrzebę sytuacji” i nie będą się buntować, bo przecież „mają darmowe wakacje”. Właśnie – najbardziej społeczeństwo denerwuje pensum, czyli mała ilość godzin pracy nauczyciela w porównaniu z… no właśnie, zwykle szuka się porównań w handlu. Dla przykładu ekspedientka musi przestać ponad 200 godzin miesięcznie za ladą, a nauczyciel pracuje tylko 18 godzin tygodniowo – 90 godzin miesięcznie. W firmach prywatnych wszystkie limity godzin to czysta teoria, ponieważ właściciele uważają, iż skoro sami „pracują nieustająco” (także myślą po godzinach o firmie), to zatrudniony pracownik nie może mieć lepiej. No ale nauczyciele nie mają na te stosunki pracy wpływu.

O nauczaniu mawia się, że to „orka na ugorze”, ponieważ w większości jest to żmudna i często bezowocna praca

Społeczeństwo pragnie mieć wykształcone i dobrze wychowane dzieci. Prowadzi je więc do specjalistów, czyli do szkoły, oddając w ręce nauczycieli. W szkołach pracują różni ludzie, jedni bardziej, inni mniej zaangażowani w swoją pracę, ale generalnie transparentni, bowiem są w szkołach mechanizmy rozliczające nauczycieli z pracy i jej efektów. Na etapie szkoły gimnazjalnej i średniej polska młodzież zachowuje się w szkole podobnie jak rodzice: „Jeśli pani chce, abyśmy czegoś się nauczyli, proszę bardzo, niech się pani stara”. Podobnie rodzice z czasem tracą kontrolę nad dziećmi i polegają wyłącznie na pracy nauczycieli, zgłaszając żądania typu: „Proszę mi wyjaśnić brak postępów w nauce mojego syna?” lub też w szkole średniej: „Mój syn miał w szkole podstawowej piątkę z matematyki. Dlaczego u pani ma dopuszczający?”.

Państwo wymaga, aby nauczyciel był specjalistą w danej dziedzinie wiedzy, pedagogiem, psychologiem, księdzem, policjantem, niańką, ojcem i matką dla swoich uczniów w jednym, aby wciąż doskonalił się i edukował, poszukiwał wciąż nowych dróg dotarcie do uczniów, uatrakcyjniał zajęcia, bo ci mają prawo dorastać w życzliwym otoczeniu.

Rodzice i ich obowiązki

Wiele mówi się o roli wykształcenia i jest ustawa nakazująca „wysyłania dzieci” do szkoły. Zatem rodzice muszą to robić. Na początku drogi edukacji małe dzieci łatwo prowadzić za rączkę, ale z czasem trzeba liczyć na ich samodzielność i mieć zaufanie, że wstają rano i wychodzą właśnie do szkoły. Są rodzice, którzy zupełnie nie interesują się swoimi pociechami, ponieważ tematyka edukacji i wychowania jest im obca. Są też rodzice wyedukowani i stawiający szkole wysokie wymagania. Należy pamiętać, iż sukcesy dzieci odnoszone w szkole zachęcają je do chodzenia i nauki a problemy zniechęcają. Ilość sukcesów szkolnych dzieci jest proporcjonalna do ilości czasu poświęcanego dziecku przez rodziców. Nauczyciele podczas zajęć nie są w stanie zawsze dotrzeć do każdego dziecka, gros materiału uczniowie muszą opanować samodzielnie w domu, ćwicząc i rozwiązując kolejne zadania domowe. Gdy natrafiają na problemy, bez pomocy nauczyciela zniechęcają się i porzucają naukę domową. Przydałaby się wówczas pomoc rodziców. Jej brak oznacza porażkę dziecka. Przykładem jest słaba umiejętność czytania przez dzieci i młodzież, którą ćwiczy się w przedszkolu i niższych klasach szkoły podstawowej. Zniechęcenie do nauki w starszych klasach bierze się właśnie z braku tej podstawowej umiejętności.

Na etapie szkoły gimnazjalnej i średniej rodzice stawiają wymagania już tylko nauczyciela, natomiast topnieją ich wymagania wobec własnych dzieci. Wielokrotnie można słyszeć przed wywiadówką takie tłumaczenia dzieci: „Tam z polskiego mam pałę, ale wszyscy tak mają. Ten nauczyciel za dużo wymaga” albo w szkole średniej: „Tylko tam nie rób siary i nie odzywaj się na wywiadówce, bo się na tym nie znasz”. W ekstremalnych przypadkach dzieci dorosłe zwracają się do rodziców słowami: „Nie wtrącaj się w moją naukę i daj mi święty spokój”. Najwięcej roszczeń do szkoły i nauczycieli mają ci rodzice, którzy tracą kontakt i boją się swoich dzieci. Łatwiej jest więc rozliczać nauczyciela, bo ten jest osobą wykształconą, dorosłą, sprawuje urząd i nie przepędzi matki czy ojca ucznia na cztery strony świata. Z nauczycielem świetnie można się dogadać, często lepiej niż z własnym dzieckiem.

System litości i wymuszeń

Bez nauki można żyć i żyje się lepiej. Wystarczy mieć ukończone 18 lat i wyjechać za granicę. Po co się męczyć przeładowanymi i przeszacowanymi wymaganiami szkoły? Życie jest ciekawsze poza szkołą. Wiele dzieci i młodzieży tak uważa. W dodatku obserwując świat dorosłych, widzą, iż praca na Zachodzie daje szybsze owoce materialne. Po drugie polski uczeń od szkoły podstawowej „jest pępkiem świata”, tak zwanym „klientem szkoły” i za nim idą pieniądze… czyli w szkole można zaprowadzać jego ład, jego porządek. To w rzeczy samej prowadzi do anarchii i zaniżania wymagań szkolnych.

Ogromna ilość polskiej młodzieży gimnazjalnej i licealnej marzy o studiach i dobrej pracy i… na tym poprzestaje. Jakby wbrew sobie zadowalają się ocenami dopuszczającymi, kierując się zasadą: „byle przejść dalej”. Gdyby zebrać oceny polskich uczniów na półrocze i porównać je z ocenami na koniec roku szkolnego, można dojść do przekonania, iż mamy wielu geniuszy. Są wśród nich uczniowie wykazani na półrocze ocenami niedostatecznymi z 50%-80% przedmiotów szkolnych. Z kolei na koniec roku szkolnego zaledwie promile nie uzyskują promocji. Czyli można się nie uczyć, a na koniec przyjść, wykazać skruchę, obiecać poprawę i iść dalej.

Ci sami uczniowie, którzy nie mają wielkich wymagań wobec siebie, ci sami rodzice, którzy już dawno stracili kontrolę nad dziećmi – to wielka armia niezadowolonych z systemu edukacyjnego, nakazu szkoły i stawianych wymagań. Oni pierwsi mają roszczenia wobec nauczycieli. Gdzieś tam daleko w drugim rzędzie są ludzie naprawdę pokrzywdzeni, bo na przykład ich dziecko nie miało lekcji z panem od plastyki, ponieważ zachorował i przez cały rok nie było zastępstw; pani z biologii ograniczała się do dyktowania podręcznika; pan od fizyki nie rozumiał, co mówi itd. itp. Jednak przecież we wszystkich zawodach znajdują się ludzie niedoświadczeni i nieodpowiedzialni.

System wymusza na nauczycielach przymykanie oczu na nieuctwo, bo gdyby tak dokładnie sprawdzić stan wiedzy uczniów, wiele klas należałoby rozwiązać, wiele szkół zamknąć…

Polski system edukacji nie sprawdza się i widać to gołym okiem: absolwenci szkoły podstawowej nie znają podstaw gramatyki, nie umieją czytać i nie znają tabliczki mnożenia; wielu gimnazjalistów nie potrafi czytać płynnie i nie zna tabliczki mnożenia; wielu maturzystów nie przeczytało nigdy żadnej książki i z ledwością ukończyło szkołę na ocenach dopuszczających; wielu studentów tylko udaje zainteresowanie nauką, a tak naprawdę ma za duże zaległości, aby zrozumieć, o czym jest mowa na wykładach… i jakoś nikt się tym nie interesuje, nikogo to nie martwi.

Programy nauczania w polskiej szkole są przeładowane i nieadekwatne do potrzeb XXI wieku. System wychowawczy razi archaicznością i zasadza się na socjalistycznych ideałach socjalizacji poprzez wychowanie integracyjne grup uczniów wokół problemów społecznych i socjalnych, a nie naukowych. Nie ma też podręczników do lekcji wychowawczych, więc nie wiadomo, jakiego ucznia kształcimy, jakie oczekiwania mamy wobec młodych ludzi?

Polska szkoła nakazuje kształcić się nauczycielowi, bo on powinien wiedzieć, co mówi. Reszta społeczeństwa, dzieci, młodzież i dorośli, mają prawo krytykować, narzekać, żądać. Tak naprawdę jednak nikt nie wie, czego chce, ponieważ nie było czasu nauczyć się tego w szkole.

Wynagrodzenia w Polsce

Wynagrodzenia w Polsce wg sektorów branż

W rankingach zarobków zawód nauczyciela jest na dole wszelkich zestawień. Oznacza to, że społeczeństwo nie docenia edukacji młodych pokoleń, ale pragnie, żąda najlepszych specjalistów dla swoich pociech. Tymczasem nauczyciele w szkołach średnich muszą uczyć tabliczki mnożenia, czytania i pisania, a przecież to zadania przedszkola i nauczania początkowego.