Najdroższe dziecko

Przymiotnika „najdroższe” używamy w stosunku do swojego dziecka nie tylko wówczas, gdy składamy mu życzenia lub kiedy opowiadamy o nim w pracy. Nigdy nie myślimy o tym w kategoriach materialnych, nie wyliczamy pieniędzy, które na dziecko wydajemy, to znaczy owszem, liczymy wydatki i wiemy, jak drogie jest utrzymanie dziecka, ale w kontaktach z dzieckiem rzadko kiedy o tym mówimy.

Także między innymi dlatego dzieciom się zdaje i wyrastają w przekonaniu, że karta bankomatowa, kredytowa, to skarbnica, z której można czerpać w nieskończoność. Dopiero z czasem do dziecka dochodzą sygnały, że tego nie może mieć, a tamto dostanie za kilka miesięcy, kiedy mama z tatą odłoży odpowiednią sumę pieniędzy.

Czy warto z dzieckiem rozmawiać na tematy finansowe rodziny? Trudno rozstrzygnąć. Małe dziecko raczej nie ma pojęcia o zarobkach i ciężkiej pracy rodziców, a kategoria wagi pracy i wpływu na wydatki domowe nie jest mu znana. Z kolei szóstoklasiści i gimnazjaliści przeżywają najtrudniejszy okres buntu i walki z autorytetem rodziców. Warto spróbować z nimi porozmawiać o sprawach pracy i zarobków, choć mogą ten temat zrozumieć zupełnie odwrotnie od zamierzonych intencji, a celem takich rozmów jest „sprowadzenie dziecka z chmur”, na których znajduje się bardzo dużo „towarów”, dobrodziejstw materialnych, o których dziecko marzy. Uczniowie szkół średnich koniecznie powinni zostać zapoznani z tematem wydatków, ponieważ są już na tyle poważni w swojej dorosłości, że mogą pozytywnie zrozumieć sytuację materialną rodziny a wnioski wpłyną dopingująco na szkolną postawę.

ile kosztują dporosłych dzieci? tego dowiedzą się dopiero, gdy pojawią się ich własne dzieci…

Średnie miesięczne wydatki na zaspokojenie potrzeb dziecka – nastolatka przedstawia poniższa tabela. Są tutaj kategorie dość często spotykane w mniejszych miastach, jak dojazd do szkoły, ale też mogą się zmieniać wraz z potrzebami dzieci wielkich miast i rozkładać na inne kategorie. Nie ma tu wydatków na książki i mundurki, a mogą one podwyższać średni rodzinny wydatek na utrzymanie dziecka dość znacznie. Dane do tabeli podawała i ustalała młodzież. Starała się przy tym zachować zdrowy umiar i rozsądek co do wymagań finansowania większości potrzeb młodego człowieka.

Szacunkowe wydatki miesięczne
na utrzymanie dziecka w wieku szkolnym
Kwota
Dojazd do szkoły 120
Gaz, mieszkanie, woda, prąd,
śmieci itp.
220
Kino 40
Komórka 30
Komputer 20
Kosmetyki 60
Prasa 25
Rozrywka 140
Słodycze 70
Teatr 20
Telewizja 6
Ubranie 45
Żywność 350
Razem 1146
Wydatki

Wydatki

Jeżeli rodzice pracują oboje i zarabiają średnio po 1100 zł. netto, to od 2200 odejmując wydatki na dziecko 1146 otrzymamy kwotę 1054 zł. Te pieniądze mają wystarczyć na utrzymanie mieszkania i pozostałych członków rodziny. A co jeśli dzieci jest dwoje, troje lub więcej? Wydatki wzrastają dwukrotnie, trzykrotnie? A jeśli pracuje tylko jedna osoba, np. ojciec, a mama jest bezrobotna?

Żółta część wykresu poniżej, 34% oznacza, że niewiele, bo 1/3 zarobionych przez rodziców pieniędzy zostaje przeznaczone na inne cele niż dziecko i zaspokajanie jego potrzeb. Często dzieci stawiają rodzicom wciąż nowe żądania, bo koleżanka ma laptopa, kolega netbooka, a ktoś inny dojeżdża do szkoły skuterem – każdy chciałby taki skuter mieć.

Kiedy dzieci stawiają wciąż „nowe cele” przed rodzicami, warto im uzmysłowić, że w zasadzie rodzina funkcjonuje tylko dlatego, że to rodzice zrezygnowali już ze wszystkich swoich potrzeb. W 34% kwoty pozostałej po wydatkach na dziecko mieszczą się wydatki jedynie na przeżycie do pierwszego, na żadne inne ekstrawagancje, w tym na hobby rodziców już nie ma pieniędzy. Kiedy bowiem na świat przychodzi dziecko, każdy rodzic powoli chcąc nie chcąc zapomina o sobie, a całe zainteresowanie życiem skupia w kręgu potrzeb dziecka. Jeszcze kiedy jest małe, może liczyć na kawałek czekolady lub innego „słodycza” kupionego dziecku, gdy ono już się nim nasyci. Później nawet tego ojciec i matka muszą sobie odmawiać, bo inaczej dziecko będzie nieszczęśliwe, „niedosłodzone” czyli nieszczęśliwe, a jego uśmiech jest na wagę złota. Być może zabrzmiało to nieco patetycznie lub tragicznie, ale rzeczywiście wielu rodziców nie stać na kupienie sobie słodkiej bułki w pracy, wolą głodować i czekać na domowe ziemniaki z sosem, podczas gdy dziecko w tym czasie wyrzuca śniadanie przyniesione z domu do kosza i staje w kolejce do szkolnej kawiarenki, aby zakupić wielką bułkę z warzywami i szynką – bo taka jest moda obecnie w szkołach… Niektórzy nastoletni uczniowie (gimnazjalni i licealni) obnoszą się z taką mega modną kanapką kilka przerw, aby reszta doceniła ich statut materialny i prestiż.

Jako rodzice możemy zatajać zarobki i wydatki związane z dzieckiem. Możemy się obawiać krytyki dorastającego i zbuntowanego nastolatka, który zauważa, że sąsiedzi mają więcej, a to, że on nie może sobie na wiele pozwolić, wynika z lenistwa lub nieporadności rodziców… Tego typu oceny są przykre, ale prawdziwe. Często dzieci po pierwszej wizycie u koleżanki pytają: „Mamo, a dlaczego nasz telewizor jest taki mały?” albo „Tato, dlaczego mój pokój od czasów komunii nie został jeszcze pomalowany?” Rodziców po prostu na te zakupy czy remonty nie stać – bo zostaje im 1/3 zarobków, więc jak można z tego zaoszczędzić jeszcze na remonty itd.? Mogą i często tracą wówczas autorytet, chyba że znajdą jakiś argument na miarę możliwości percepcji dziecka i do niego dotrą z prawdę. Bywa, iż dorośli przerywają temat rozważań materialnych dziecka,krzycząc albo grożąc dziecku odebraniem jakichś przywilejów. Dyskusja zamyka się i każdy powrót do niej może być bolesny dla obu stron. Są rodzice tłumaczący takie pytania odpowiedzią typu: „Nasi sąsiedzi są bogatsi, bo kradną”, „Mama twojego kolegi pracuje w kuchni i z pracy przynosi jedzenie, więc pieniądze mogą wydawać na nowe komputery” lub tym podobne zakupy. Tłumaczenie dziecku ma sens, kłamanie z kolei zawsze odwraca się na niekorzyść dorosłych. Dziecko kiedyś dorośnie i odkryje prawdę, a wówczas oskarży rodziców o hipokryzję. Najlepiej jest więc powiedzieć całą prawdę, dlaczego zarabiamy tak, a nie inaczej i dlaczego chcemy, aby nasze dziecko się kształciło – aby miało szansę na lepiej płatną pracę i wyższy statut materialny. Taka rozmowa może mieć wartość motywującą dziecko, nastolatka do większej uwagi w szkole i lepszego rozumienia życia, w którym nic nie przychodzi ani lekko, ani za darmo.

Młodzieży analizującej zarobki rodziców i swoje potrzeby należy doradzać rozsądek w żądaniach. Jest rzeczą oczywistą, iż każdy młody człowiek pragnie mieć wszystko tu i teraz, bo dla niego oznacza to intensyfikację życiowych przeżyć, zainteresowanie rówieśników, więc pozycję w grupie i prestiż. Bez wielu rzeczy może jednak nauczyć się żyć. Im szybciej też pozna pracę i możliwości zarobkowe rodziców, tym wcześniej zacznie myśleć samodzielnie. Być może stanie się bardziej odpowiedzialnym uczniem niż do tej pory, jeśli wyliczymy mu, że na przykład, aby mógł wypalić papierosów za 200 zł. miesięcznie, to rodzice najpierw muszą przepracować np. po dwa pełne dni pracy i zrezygnować z lepszej herbaty i lepszej kawy, z lepszej pasty do zębów i innych przyjemności przez miesiąc. To jest uczciwe podejście do sprawy. Dobry efekt będzie miał prezent np. pod choinkę, z którego nie zedrzemy ceny, ale wskażemy, że kosztował tyle i tyle, a młodzieniec może to potraktować jako uznanie za swoją szkolną pracę.

Gdyby udało się naukę szkolną przedstawiać jako ciężką pracę ucznia, za którą zapłatę otrzyma w przyszłości, to wiele problemów wychowawczych po prostu zniknęłoby ze szkoły i z życia rodzin. Problem jednak polega na tym, iż przyszłość dla dzieci to popołudnie albo w ostateczności dla nastolatka dyskoteka w sobotni wieczór. Dalsza niż tydzień przyszłość to abstrakcja, która w ogóle nie mobilizuje, a wręcz przeciwnie niszczy motywację do nauki. Wielu rodziców mówi swoim małym i dorosłym prawie dzieciom, że zapłatą za ich zaangażowanie w nauce są oceny szkolne.

Warto z dziećmi rozmawiać o swojej pracy jako o celu, do którego dążą ich dzieci. Należy im też życzyć, aby ich praca przyniosła im w przyszłości satysfakcję także finansową i aby ich rodziny było na wszystko stać,
o czym zamarzą.

29.11.2008 r.