Film/obyczajowy/2009
Obsada: Lesław Żurek – Kamil, Anna Romantowska – matka Kamila, Janusz Gajos – ojciec Kamila, Wojciech Pszoniak – pacjent w domu wariatów i inni.
Reżyseria: Janusz Morgenstern
Scenariusz: Janusz Morgenstern, Janusz Anderman
Zdjęcia: Andrzej Ramlau
Muzyka: Michał Lorenc
Obraz utrzymany w klimacie, jaki towarzyszył „Ucieczce z kina wolność” (1990). To kontynuacja kina poszukującego odpowiedzi na wiele pytań stawianych także sztuce. Głównym bohaterem dzieła jest Kamil, student i początkujący poeta. Przyszło mu żyć w ciekawych czasach. Oto machina historii wtacza się w lata 80-te, gdy pojawia się wielka fala „Solidarności”, ruchu społecznego, który „zmiótł” PRL, dał Polakom wolność, niepodległość i odrębność polityczną od ZSRR. To wspaniały temat dla filmu, ale scenariusz rzuca kłody pod nogi widzom młodej generacji.
Razi przede wszystkim konstrukcja głównego bohatera. Jest to początkujący pisarz, któremu jesteśmy gotowi podać pomocną dłoń w pierwszych scenach filmu. Jego literacki debiut spotyka się bowiem z ostrą krytyką ojca. W miarę rozwoju akcji nie ma już choćby jednego punktu w charakterystyce postaci budzącego sympatię widza. Kamil okazuje się być przeciętnym kombinatorem ustawiającym się zgodnie z koniunkturą polityczną, z wiatrem, w dodatku wykorzystuje pisarskie talenty innych ludzi, kradnie ich dzieła i pomysły. Podobnie jego relacje z ludźmi i kobietami nie pozostawiają cienia wątpliwości – to zwykła szuja i karierowicz, niedojrzały facet, który nie potrafi się ustatkować i jest zagubiony w nieprzyjaznym świecie.
Jeśli zamierzeniem scenarzystów (J. Morgensterna, J. Andermana) było stworzenie antybohatera, to udało się to przedsięwzięcie w 100%. Współczesne, a nie te sprzed 20-30 lat kino rządzi się inną zasadą: pokazać choćby idiotę, byleby był w 10% wiarygodny i potrafił zdobyć sympatię widza (vide Forrest Gump). Z kolei „Mniejsze zło” pokazuje oportunistę, człowieka bez „moralnego kręgosłupa”, co można interpretować jako aluzję i uogólnienie. W tym duchu odczytując ideę filmu, można dojść do przekonania, iż okres przełomów historycznych to czas rozkwitu wszelkiego rodzaju szubrawców i kolaborantów, rozpoczynających owocne w splendory kariery artystyczne i być może polityczne. Jeśli to ma być aluzja do konkretnego, znanego z autopsji reżyserowi, człowieka, być może artysty, to należało jaśniej to wyrazić. Kamil stworzył i opublikował samodzielnie wiersz(e), który w swej warstwie formalnej można określić jako pochodzący z nurtu lingwistycznego. Czy wśród poetów uprawiających awangardowe odmiany poezji należy szukać jakiejś wskazówki co do genezy pierwowzoru głównej postaci? Kogo „scenarzyści mieli na myśli”, kreując postać Kamila? Zielona kurtka i torba, sposób życia na walizkach, romanse, przypominają sylwetki Edwarda Stachury i Marka Hłaski. Ci poeci wszak nie byli lingwistami i nie kopiowali pomysłów innych twórców. Ich cechy zewnętrzne jednak i podobieństwo są dostrzegalne w obrazie Morgensterna.
Tytuł dzieła – mniejsze zło – to nieetyczna klasyfikacja życiowych wyborów ludzkich. Zło jest złem niezależnie od jego skali. Tak samo jest złodziejem ten, kto kradnie jeden pomysł koledze pisarzowi, jak i ten, który kradnie ich dziesiątki. Zatem tytuł sugeruje, że współczesność (lata 80-te) dawała pokoleniu Kamila (ludzie urodzeni w latach 196+) do wyboru jedynie nieetyczne wartości? To bardzo płytka diagnoza tamtych czasów, gorzka i krytyczna. Ludzie wchodzący w dorosłe życie w latach 80-tych to „stracone pokolenie”. Wyrastali w czasach komuny, studiowali język rosyjski i bratali się z Krajami Rad, byli wychowywani w duchu polskiego socjalizmu, w kulcie maksymy: „naród z partią”, państwo ich kształciło za darmo i wobec socjalistycznej ojczyzny zaciągali długi wdzięczności. Potem zostali odcięci od pępowiny. Państwo nagle, jak statek na rzece zmieniło bandery i kurs o 180 stopni, z gospodarki socjalistycznej przeszło na kapitalistyczną i z wielkich socjalistycznych planów, marzeń o przyszłości nic nie pozostało. To pokolenie zostało wrzucone w „przepaść wolnego rynku” – w uliczne stragany. Straciło swoje sny, zapał twórczy i wyuczone role, znikło gdzieś na marginesie życia społecznego. Do głosu doszły inne, z jednej strony pokolenie „młodych wilków” żądnych szybkich karier i łatwych pieniędzy, a z drugiej strony życie publiczne zdominowało „pokolenie styropianu”, dysydenci i ludzie internowani wcześniej przez „komunę”. Tak się składa, iż rządza oni Polską nieprzerwanie od 1989 roku. Faktem jest, że ludzi urodzonych w latach sześćdziesiątych w życiu artystycznym, literackim i politycznym kraju jest mało.
Film, niestety, jest dotknięty manierą rozliczeniową. Nie wiadomo jednak, z kim tak naprawdę rozlicza się reżyser? W antybohaterze Kamilu nie rozpoznaję przedstawiciela pokolenia lat 60-tych. Nie rozpoznaję w nim także doszczętnie zniszczonego i rozpieszczonego systemem karierowicza lub elementu aparatu terroru (agenta bezpieki z „Rewersu”). Nie zgadzam się też z wizją symboliczną określającą lata przełomu dziejowego jako okresu rozkwitu prawa do życia na pograniczu dwóch rzeczywistości: złej i bardzo złej, a młody człowiek mógł wybrać tylko mniejsze zło.
Życie rodzinne Kamila to kalka aktorska towarzysza Winnickiego („Alternatywy 4” 1983). W dodatku pierwsze kadry rozmowy z Kamilem jedzącego Gajosa są, cóż, obrzydliwe i nieestetyczne. Może to efekt zamierzony? Nadpobudliwa i kłótliwa matka też nie budzi sympatii. Z takiego domu i rodziny należy uciekać jak najdalej. Kamil to dostrzega i opuszcza „toksyczny dom”. Owszem, kolejne kobiety w jego życiu, najpiękniejsze polskie współcześnie aktorki, są atrakcyjne dla kamery, lecz współżycie z nimi Kamila jest zupełnie sztuczne. Widz odczuwa, że ten bohater nie zasługuje na takie podarunki od losu. Chyba że reżyser chce wskazać przez to, iż uroda postaci głównej jest jedyną pożądaną jego cechą, niestety zewnętrzną. To jeszcze bardziej pogrąża tę postać. Arciuch i Cielecka, aż szkoda, że musiały się rozbierać w tym akurat filmie, zupełnie pozbawionym innego rodzaju piękna.
Bardzo męczący w odbiorze obraz, mroczne kino zalewane obficie alkoholem (jak w „Domu złym” – 2009) nie pozostawiające widzowi żadnej nadziei na to, że świat ukazany na ekranie jest jedynie symbolem, skrawkiem rzeczywistości, wizją, opisaniem losu jednostki, a nie oskarżeniem moralnym wysnutym pod adresem ludzi żyjących w czasie wielkiego dla Polaków przełomu, który niestety nie zmienił systemu politycznego. Nie dokonało się bowiem rozliczenie z historią, ale nowy system ją „przyklepał”, zmiótł pod dywan najszkaradniejsze postępki kolaborantów pokroju Kamila (brak dekomunizacji i lustracji). Film z powodzeniem mógł mieć tytuł „Świat zły”, a jego realia, tak dobrze znane scenarzystom lata 80-te, mogły być sprawą umowną. Jednak film bardzo serio mówi o poważnych sprawach i epatuje kilkoma schematami ukazującymi nieprawdę. Pytanie stawiane sztuce w tym dziele mogłoby brzmieć: „Za ile można kupić sławę wielkiego twórcy” lub „Jak udawać wielkość, będąc nikim”.
Świetna, wreszcie pogłębiona recenzja