Nieźli „Łowcy gwiazd” Cleo… Piosenkarka ta pojawiła się na polskiej scenie wokalnej w otoczeniu pięknych kobiet z wyeksponowanym biustem, słowiańskim typem urody. Plan był taki, aby przyciągnąć do ekranów nie tylko miłośników fajnych melodii i tańca. Ale też, aby zarobić na kanale w sieci dużo hajsu. Chyba się udało, bo nastąpił wzrost zainteresowania Cleo i podróż na festiwal Eurowizji.
Cleo na Eurowizji
Niestety, zbyt piękne i sugestywne tło wokół wokalistki odebrało jej uwagę. Widzów nie obchodziło co śpiewa i jak wygląda Polka, skupiali się na pięknych „słowiankach” ubijających masło. Nawet prowadzący koncert nie chcieli z nią rozmawiać „na lajfach” (mówiła lepiej po angielsku niż oni?). Zresztą i tak wygrała faworyzowane przez „ekspertów” Conchita Wurst (tzw. drag quin).
Jednak Cleo nie przegrała i nie przegrywa tylko z mistrzami, ale przede wszystkim z własnymi producentami.
Nieszczęśliwie dla siebie została wykreowana jako „męski element obrazu”. Tembr głosu, wulgarny rozkrok, nieumiejętność poruszania się na scenie, zero ruchów tanecznych – to cechy jej emploi. Jakby ktoś Cleo wmówił, że jest słupem soli i „..lepiej się nie ruszaj, bo wszystko spartolisz”. Tutaj w końcu nieporadnie, ale coś się zmieniło w kwestii mobilności artystki. Jedyny plus „Łowców gwiazd” w porównaniu z poprzednimi produkcjami.
Łowcy gwiazd Cleo
Jednak ponownie nie ona jest gwiazdą, nie dla niej napisano scenariusz, ale ponętniejszych panienek z baletu, które „tańczą zawodowo” i na zbliżeniach bardzo się starają. Ale, uwaga, są zupełnie nie na tym planie, co powinny być. To rani inteligencję widza. Oczywiście, w radiu tego nie widać, więc piosenka będzie się chwilowo wspinać, ale hajsu z odsłon nie zarobi tyle, ile wcześniej obfite biusty „słowianek” – wodzianek.
[www.youtube.com/watch?v=xBB1GLK1xPc]
To niepojęte, producenci pozwalają na to, aby Cleo ponownie była gwiazdą trzeciego planu we własnym klipie: na pierwszym panienki ładniejsze w ruchu od Cleo, na drugim dwa zakapiory na motorach! Z kolei w tekście najlepszy jest refren, reszta to jakiś żart. Całość zbliża się do pięciu kaktusów.
Dotykanie kaktusów boli – tak jak oglądanie nieprzemyślanych klipów. Oglądając klip, cierpimy z powodu tekstu – to bełkot i pierwszy kaktus, drugi za ignorowania gwiazdy przez kamerę, trzeci za jej nieporadności sceniczną. Wygląda, jakby wstydziła się za to, że jest, gdzie jest. Jeśli czuje się za stara do takiego scenariusza, niech go zmieni. Przykre. Czwarty kaktus za powrót do przeszłości, wielopoziomowy: powrót do „słowianek” i ogranych inspiracji – jak frytki śmierdzące starym olejem.
PS. Pomysł z ładowaniem akumulatorów pochodzi z bajek dla dzieci: „Potwory i spółka” (2001) i „Uniwersytet potworny” (2013), kostium z „Mad Maxa” (2015) i jest anachroniczny.