Załóżmy, że nie znam się na muzyce i nie wiem nic o Magiku, zespołach Kaliber 44 czy Paktofonika. Idę do kina obejrzeć film biograficzny, czyli paradokument oparty na życiorysie „wybitnego muzyka”, który żył i tworzył, a nawet wyznaczył nowe kierunki rozwoju. Określenie „wybitny muzyk” wziąłem w cudzysłów, gdyż nie znam człowieka i nie wiem, o jakiego rodzaju wielkość chodzi. Idę na seans zachęcony reklamą filmu i przychylnymi recenzjami. Spodziewam się obrazu na miarę „Skazanego na bluesa” (Polska 2005).
Film nie przekonuje do Magika. Początkowo odnosi się wrażenie, iż dotyczy Fokusa i gdyby ten wątek był rozwijany, z przeciętniaka, młodzieńca bez przyszłości, ale z wielką pasją muzyczną, moglibyśmy potem zobaczyć człowieka sukcesu. Fokus bowiem założył Paktofonikę. Najpierw jednak odszukał Magika, który na swoim osiedlu i w mieście był już legendą – z nieznanych dla widza powodów. Z epizodu w jakimś nocnym klubie, gdzie Magik kłóci się z ludźmi z Kaliber 44 wynika, że muzyk ten chce zmienić otoczenie, a może oni go wyrzucili z zespołu? Trudno powiedzieć. W każdym razie już ostro używa skrętów, prawdopodobnie także innych narkotyków.

Jesteś Bogiem – po prawej Magik
Punkt ciężkości scenariusza przesuwa się w filmie stopniowo z Fokusa, aby skupić się na Magiku. Niestety, reżyser pokazuje jego upadek, powolne staczanie się w przepaść, ale też nie wyjaśnia, dlaczego tak się dzieje? To nie jest człowiek sukcesu, raczej nic mu w życiu nie wychodzi. Pracuje w sklepie, zakochuje się i zakłada rodzinę, wiedzie przeciętne życie. Jest lokalną gwiazdą, rozdaje autografy, lecz nie ma to uzasadnienia w filmie. Reżyser pokazuje zaledwie jeden moment „wielkości” bohatera, kiedy to w jakimś klubie Magik występuje z Paktofoniką. Nie podoba się to nastoletniej publiczności i wówczas muzyk improwizuje, krzycząc pod adresem publiki „Skurwysyny!!!” – co jest punktem centralnym refrenu piosenki i teoretycznie metaforą buntu wobec świata, dla którego ważniejsze są pozory niż talent.

Jesteś Bogiem – Paktofonika
Jest to film o legendzie hip hopu, człowieku genialnym i nietuzinkowym. Niestety, trzeba wierzyć reżyserowi na słowo honoru, ponieważ film tych wyjątkowych predyspozycji bohatera nie pokazuje. Można powiedzieć, iż oto powstał kolejny obraz o tym, jak to w Polsce wszystko jest prowizoryczne. Nie istnieje prawdziwy rynek muzyczny. Agenci muzyczni to nuworysze i dorobkiewicze zainteresowani wyłącznie napychaniem sobie kabzy. „Wielki” Magik snuje się godzinami po ekranie za Gustawem – takim pseudo agentem – właśnie, aby pożyczyć kilka groszy. „Geniusz” zawsze jest w potrzebie. Niestety, pieniądze wydaje na narkotyki i film nie kończy się happy endem. To uzależnienie Magika jest wątkiem prowadzonym unisono, tak, aby czasami widz nie pomyślał sobie, że to dzięki narkotykom Magik ma tak doskonały talent rymotwórczy i nie boi się mikrofonu. Ukryto też wątek z HIV, Magik był chory i dowiedział się tego jeszcze wcześniej, zanim pożegnał się Kalibrem 44 i zaczął grać w Paktofonice. Wybiórcza i cenzuralna cecha scenariusza poważnie go osłabia. „Artysta ćpun” to towar nie do sprzedania. A tutaj proszę, jaka akcja promocyjna, jakie statystyki oglądalności filmu? W dobie internetu jednak tego typu oszustwa nie można ukryć na długo.
Ten król jest nagi – chce się powiedzieć. Film biograficzny wewnętrznie ocenzurowany to fałsz. Film muzyczny bez muzyki, czyli bez dwóch największych utworów Magika (Plus i minus, Jesteś Bogiem) to fałsz numer dwa – na nich należało się skupić, aby robić film o Magiku a nie o PKF. Tylko czy ta twórczość hip hopowa, rapowanie to nie wulgarny i obcy kulturowo bełkot? Czy tego nie bali się producenci, czyszcząc scenariusz z ważnych dla muzyków treści? Wreszcie, co najgorsze, w filmie na pierwszym planie widzimy najpierw Fokusa, potem Magika i Rahima, a następnie ich wszystkich wypiera wszechobecny Gustaw. To poważne błędy kompozycyjne. Podobnie zaskakujące i niezrozumiałe jest zakończenie. Rozdanie jakichś tam nagród Fryderyków… Nawet muzyków na filmie to nie kręci.
Film polski, 2012 r.
Film muzyczny, biograficzny.
Reżyseria: Leszek Dawid
Scenariusz: Maciej Pisuk
Wartością tego obrazu jest z pewnością gra aktorska, ale to tylko 33% całości.
Tytuł filmu zaczerpnięto z piosenki „Jesteś Bogiem”, której wytwórnie i stacje radiowe nie chciały puszczać z powodu niecenzuralnych słów i wymowy. Z dialogu prowadzonego na ekranie dowiadujemy się, iż jest to dla Magika wyznanie najbardziej wartościowe, w tej piosence mógł być wreszcie sobą, mógł mówić, co czuje.
Postawa autora i myśl przewodnia tej piosenki to życie zgodne z wyobraźnią, wolne i nieskrępowane. Człowiek może być Bogiem, to kwestia wyobraźni. To ona podpowiada mu, jakie są cele i ideały życiowe. Ponadto… cóż, w piosence jest wiele buntu młodzieńczego i romantycznego, postawy patrzenia na świat z góry, bo nikt nie jest w stanie zrozumieć „mistrza”. Magik zdawał sobie sprawę z roli, jaką odgrywa jego twórczość? Przechwala się i czuje moc, jak alkoholik czy narkoman dość mocno na haju („oszaleją wszystkie pizdy”). Ta „pierdolona schizofrenia” to efekt brania narkotyków. Są w piosence także elementy modernistycznego zachwytu nad światem, jego dobrą i złą postacią, drążenie wątku do bólu, jak w narkotycznym spleenie. W każdym razie z piosenki wynika, że życie nie ma sensu, chyba że człowiek sam stanie się swoim Bogiem i uwierzy w swoją moc twórczą. Być może Magik miał już dosyć słuchania o sobie komplementów, dostrzegał, jak staje się żywą legendą, ale nie czerpie z tego właściwych profitów, nie może być sobą i śpiewać tego, co czuje. Talent nie przełożył się także na dochód materialny, stąd gorycz i frustracja. A N B L O K E J B L – to fonetyczny zapis angielskiego unblockable – zwalnienie, odblokowanie siebie samego na świat. Ponoć tylko pierwszą zwrotkę napisał Magik, pozostałe jego koledzy z Paktofoniki. Z filmu tego nie wiemy. No tak, ale pytanie zasadnicze, kogo może kręcić ten tekst?
W jakim środowisku i intelektualnym zapóźnieniu trzeba wyrastać, aby wydzierać się do ludzi, określając ich mianem „Skurwysyny!” a do kobiet „Pizdy”!? Rozumiem, że jest to pewna odmiana ekspresji, ale, lecz, tudzież, albo, ani, też itp., itd – każdy może wyrzucać z siebie potoki słów.
A propos tekstów Magika (i innych). Dawniej tego typu rymowanki nazywano grafomanią. Każdemu też czasami puszczają nerwy i pragnie wykrzyczeć światu swój ból, ale… ból sam w sobie i bunt na dłuższą metę nie mogą być sednem sztuki z prostej przyczyny. Bo artysta dojrzewa, poszukując wyższych wyzwań i celów życiowych. Zachwycanie się zbuntowanym nastolatkiem na scenie jest OK, ale dojrzałym facetem to już obciach. To trochę tak, jakby wychodził na scenę w mentalnym pampersie i nie zauważył, że już nie ma pampersów w jego rozmiarach. Przypomnę tylko casus Mezo, świetnego rapera, który dostrzegł, że na świecie pojawiła się jego rodzina, córka i zamiast o swoim pampersie (czyt. niedojrzałym buncie iblokowisku) zaczął śpiewać o swoim dziecku i rodzinie. Środowisko natychmiast odwróciło się od niego, określając mianem: komercji. „Mezo zdradził!” – powtarzali w amoku. Mezo po prostu dojrzał, Magik nie zdążył? Chciał przed światem uciec i wykreował inny? Nie ma innego świata oprócz tego, czasami czerstwego i chamskiego, ale jedynego.