I że cię nie opuszczę

Żenująco płytkie kino, męczące i odrealnione romansidło z 2012 roku? A może kino ambitne z podtekstem? Paige  (w tej roli Rachel McAdams) dość „wybiórczo” traci pamięć, jeśli tak można powiedzieć. Po wypadku wydaje jej się, że właśnie zdała maturę, ma wspaniałego chłopaka, bogatych rodziców i czeka ją świetlana przyszłość. Niestety dla niej, siedzący przy jej łóżku mężczyzna to nie lekarz, ale mąż. Zupełnie go nie pamięta. Wiele obserwujących ją na ekranie dziewcząt i kobiet w tej chwili zamieniłoby się z Paige bez mrugnięcia okiem, ponieważ ów mąż Leo to nie lada przystojniak (w tej roli Channing Tatum). Chyba tylko dlatego szczęśliwie uratowana z wypadku nie ucieka ze szpitala, a nawet godzi się na zamieszkanie z „nieznajomym”.

Całe wieki, niemal 104 minuty, oglądamy na ekranie zabiegi Leona. Biedaczek dwoi się i troi, aby żona przypomniała sobie ich związek i do niego wróciła, albo też po prostu w nim się zakochała po raz kolejny. Balansuje przy tym na krawędzi pantoflarza i niecierpliwego chama. Nagromadzenie tych jego często bezowocnych starań czyni z dzieła reżysera Michaela Sucsy film dla płytkich umysłów. Komu może podobać się obserwowanie takiego zamęczania faceta? Kobietom? Ale jakim? Marzycielkom? Sierotkom Marysiom? „Lustereczko powiedz przecie…”?

I że cię nie opuszczę

I że cię nie opuszczę

Możliwe jednak, iż jest to dzieło przypadkowo nieco głębsze, metaforyczne. Paige to symbol takiej pustej pięknej lali, próżnej młodzieńczą niedojrzałością, adorowanej przez wszystkich. Współczesne media kreują właśnie taki obraz kobiety jako standard. Często przeradza się to w karykaturę typu: „Z tyłu liceum, z przodu muzeum”. Jest więc wiele związków, w których „młodsza o wieki” od męża żona wolałaby go zamienić na „nowszy model”. „Młodsza o wieki” – czyli zadbana, umalowana, odchudzona, ufarbowana itp. w przeciwieństwie do męża – zasiedziałego po pracy w domowym fotelu i martwiącego się o swoją „żonę-córkę”, jakby jej to życie rozweselić? Może wysłać ją na jakiś aerobik czy kurs karate, a może kupić wycieczkę do ciepłych krajów? Na ekranie Leo tak właśnie ojcuje swojej „nastoletniej żonie”… i to jest męczące. Fabuła wymyka się też konwencjom. Jak nazwać romansem zdobywanie serca już zdobytego? Schematy i nuda…

Naiwny scenariusz, słabe aktorstwo

[http://www.youtube.com/watch?v=BBwdJEor21s]