Dom zły

Są początkowe lata osiemdziesiąte. Edwardowi Środoniowi (A. Jakubik) umiera nagle żona. Postanawia wszystko sprzedać i wynieść się, jak najdalej od życia, w którym tylko cierpi po stracie i pije. Znajduje pracę w Bieszczadach…W jednym z PGR-ów (Państwowe Gospodarstwo Rolne) ma być zootechnikiem. Przyjeżdża na miejsce, a że PGR jest zamknięty trafia do domu Dziabasów (A. Dziędziel, K. Preis).

Film/thriller/2009/Pl

Dziabas i Środoń przy stole

Dziabas i Środoń przy stole

Dom zły

Jedyny uczciwy por. Mróz

Dziabas wraz z żoną zajmuje się pędzeniem bimbru. Pokazuje Edwardowi podczas wspólnego pijaństwa domowej roboty destylarnię schowaną w stodole, a potem pieniądze przeznaczone na zakup poloneza, auta jego marzeń. Edward wpada w euforię. Chce do spółki z Dziabasem pędzić i sprzedawać radzieckim żołnierzom bimber- alkohol, chętnie szkicuje biznesplan i szacuje potencjalne zarobki. Chwali się także pieniędzmi, które posiada z racje spieniężenia majątku. Pijani mężczyźni kładą się spać, ale… Później do chodzi do morderstwa.
Kilka lat później toczy się wizja lokalna w tym domu, a podejrzanym, właściwie oskarżonym o zabicie rodziny Dziabasów jest Środoń. Widzimy skorumpowanych i rozpitych przedstawicieli Milicji Obywatelskiej (dzisiaj Policji) i prokuratury. To nie może się dobrze skończyć ani dla Edwarda, ani dla jedynego uczciwego w tym towarzystwie oficera MO (B. Topa – drugie zdjęcie).

Interpretacja

Wizja lokalna dla wszystkich może się źle skończyć

Trudno w to uwierzyć, szczególnie młodemu widzowi, ale prawdą jest, że Polacy na wioskach i też w miastach pędzili bimber, czyli sami wytwarzali pełnowartościowy alkohol, nie tylko dla własnych potrzeb. Byli narodem rozpitym, bo pijanymi łatwiej rządzić? Nieprawdopodobne jest, aby Milicjanci i prokurator tak pili alkohol podczas pracy i to niemożliwe, aby nie chciano dociec prawdy czy uwolnić od podejrzeń niewinnego obywatela. A jednak realia tamtych lat właśnie były takie, jak na filmie W. Smarzowskiego. To wręcz paradokument(?). Mieliśmy taką Milicję, prokuraturę i armię, a może i całą władzę: jaki naród, taka władza i vice versa. W takim razie musieliśmy być bardzo upodleni, zniewoleni, bo na tę degrengoladę prawa, demoralizację władzy pozwalaliśmy – pozwalali ludzie wtedy żyjący i mający realny wpływ na rzeczywistość. To są wszyscy ci obywatele, którzy dzisiaj, otrzymując emeryturę, dziwią się, dlaczego tak mało i gdzie podziały się pieniądze odkładane przez państwo do systemu emerytalnego. Jakie państwo, jaki system – można się zapytać? A dzisiaj, jaką mamy władzę, co o niej wiemy i na ile jej pozwalamy?

Morze wódy – tak w dwóch słowach można podsumować obraz Smarzowskiego. Wierzyć się nie chce.