Artysta

Michel Hazanavicius nakręcił film niemy (Belgia, Francja 2011 r.), a nieme kino przeżywało swój rozkwit… 100 lat temu? Producenci chcieli zaoszczędzić, bez dźwięku łatwiej umieścić dzieło na youtube, mniej waży? Trudno powiedzieć, to znaczy mówi się, iż miał to być hołd złożony początkom kinematografii, ale czy tak jest w rzeczywistości?

Dzieło posiada fabułę. Głównym bohaterem jest tu George Valentin (w tej roli Jean Dujardin), który robi zawrotną karierę jako gwiazdor ekranu. Jest popularny i rozpoznawalny, u szczytu sławy. Wszystko byłoby w jak największym porządku, gdyby nie fakt, że odkryto i wprowadzono do kina dźwięk. Zaczęły powstawać pierwsze filmy udźwiękowione. Szczęśliwie dla bohatera na horyzoncie jego życia pojawiła się kobieta, Peppy Miller (gra ją Berenica Bejo) i widz domyśla się dalszego ciągu akcji.

Z dzieciństwa pamiętam istnienie programu „W starym kinie” nadawanego do roku 1999 w TVP. W niedzielne południa znany wówczas wszystkim telewidzom redaktor Stanisław Janicki zapraszał do świata kina sprzed wielu lat. Dzięki temu programowi polski film dźwiękowy kojarzę z kreacjami Adolfa Dymszy, Hanki Ordonówny czy Eugeniusza Bodo. Z kolei to wielkie kino nieme wspominam w związku z kreacjami Harolda Lloyda, Flipa i Flapa, Charliego Chaplina, braci Marx i innych.

Artysta

Artysta

Zdumiewająca jest scena, w której Valentin stojąc w łazience, słucha dźwięków wydobywających się podczas przekładania przedmiotów. Krzyczy do lustra i próbuje wydać z siebie głos, jakikolwiek. Niestety, odpowiada mu milczenie. To ma być symbol całego niemego kina i jego niemocy?

Dlaczego scenarzyści nie dodali w tym momencie ścieżki dźwiękowej? Bo aktor w kinie niemym nie miał zaplanowanych żadnych kwestii do powiedzenia, ruszał tylko ustami jak ryba, robił groźne lub głupie miny, wybałuszał gały, szczerzył zęby do kamery, bo tak było zapisane w scenariuszu? Niestety, taki banalny wniosek, być może krzywdzący dla wielkich początków kina wynika z „Artysty”. W niemych produkcjach Valentin mógł „pajacować”, do dźwiękowych nie nadawał się, bo był niemową, piszczał, nie miał dobrej dykcji, aktorów nie uczono mówić? Tego widz się nie dowiaduje.

Zatem ta cała gra aktorska to pantomima już dzisiaj zupełnie zmarginalizowana, nieobecna prawie w sztuce. Nagradzanie jej za to, że w ogóle była, mieści się w kanonach esejów naukowych i wykładów historycznych. Akademia Sztuki Filmowej nominowała i nagrodziła to dzieło, zresztą wcześniej dostał też inne ważne nagrody. Na pewno jest to pięknie zrobiony film. Gdyby jednak na targach elektronicznych i komputerowych nagrodzono dzisiaj model pierwszego telefonu, bo był wielkim początkiem, świat by oszalał z zachwytu, bo pięknie wyglądał? Wątpliwe.

„Hugo i jego wynalazek” (2011) czy „O północy w Paryżu” (2011) to także obrazy współczesne odwołujące się do międzywojnia (1918-39) a nawet modernizmu (przełom XIX/XX). Mówią do współczesnego widza jednak znanym mu językiem, oprócz wyszczerzonych zębów czy wybałuszonych oczu.

Świetna gra aktorska, reżyseria, ale jaki jest cel wypowiedzi artystycznej?

[http://www.youtube.com/watch?v=MP5LbA0UNPk]