Afera podręcznikowa powraca?

  • 12 września 2013

Tuż przed końcem wakacji „Tygodnik Zamojski” (07.08.13 r.) podał, iż Europejska Inicjatywa Obywatelska nagłaśniająca problemy z korupcją w życiu publicznym wykryła „sprawę wydawniczą”. Chodzi o wybory podręczników w szkołach Zamościa, Tomaszowa Lubelskiego, Hrubieszowie, Biłgoraju i okolic. Wyszło na jaw, iż wydawnictwa podpisywały umowy z placówkami szkolnymi dające im gwarancje zaopatrywania szkół w podręczniki w zamian za „sposnoring szkolny”. Sprawę podjęły media ogólnopolskie, a MEN prawdopodobnie zażyczyło sobie sprawozdań od gmin i powiatów, wszczynając jeszcze nieoficjalne dochodzenie w sprawie „relacji korupcyjnych na linii wydawnictwa – nauczyciele – szkoła”.

Rodzica uczniów najbardziej denerwuje cennik i sposób wprowadzania do polskich szkół podręczników do nauczania języków obcych. Są droższe od pozostałych, choć treści jest w nich często najmniej kosztem obrazków. Być może są drukowane na lepszym papierze i lepszymi farbami w drukarniach zagranicznych, jest na nie większa marża, ale nie to jest denerwujące. Otóż co dwa trzy lata te same treści są wydawane pod nowymi tytułami jako nowe serie wydawnicze, bo poprzednie uznaje się za „przestarzałe” i są wycofywane.  Z tego powodu nie można dokupić wyłącznie ćwiczeń. Wydawnictwa pragną sprzedawać więcej i więcej, w nowych podręcznikach umieszczając także ćwiczenia do uzupełniania przez uczniów. Zatem książki do języków obcych należy teraz często kupować w kompletach. Mają więc pracę autorzy, redaktorzy, graficy, drukarze, pośrednicy, fabryki papieru, handlowcy, transportowcy, księgarze, zarządy korporacji itd., ale czy to są polscy autorzy, redaktorzy…?

Nowym zjawiskiem na rynku podręczników miało być dodawanie do nich ich wersji elektronicznej. Wydawnictwom taki interes wyraźnie się nie podoba, dlatego wymyśliły, aby tworzyć własne portale edukacyjne i… sprzedawać miejsce na nich wraz z podręcznikami. Uczeń kupuje podręcznik np. do chemii, a w podręczniku jest kod logowania do konta użytkownika na wskazanym portalu. Podręcznik staje się tylko nieformalnym „biletem”, zakupem miejsca w „wirtulandii”.

Księgarnia jest daleko od szkoły

Księgarnia jest daleko od szkoły

Wydawnictwa muszą walczyć o klienta dla swoich „produktów” i to nie dziwi. Z punktu widzenia nauczyciela wydaje się jasne, że „ktoś” powinien  zapoznać kadrę szkolną ze zmianami rynkowymi i ofertą wydawniczą. Dyrektorzy szkół, szefowie wydawnictw, samorządy powinny w momentach ważnych wspomagać szkołę w tym zakresie. Chodzi o to, że na rynku pojawiają się różnorodne podręczniki, a ich przydatność zależy od typu szkoły. Dla przykładu młodzieży licealnej pracującej z programem rozszerzonym np. z matematyki należy wybrać inne podręczniki niż dla uczniów zdających maturę podstawową w technikach. Nauczyciel może za darmo przeglądać podręczniki np. w księgarniach. Wiele z nich jednak jest dostępna wyłącznie po zakupie w sklepach internetowych. Wtedy właśnie powinni wkroczyć urzędnicy państwowi z darmową ofertą przeglądu/ów podręczników np. w formie giełdy, targów itp..

Co stało się w Zamościu (i nie tylko), że sprawa podręczników zamieniła się w aferę i „rozlała” na cały kraj? Potencjalnych scenariuszy zdarzeń może być kilka. Możliwe, iż zadziałała skazana na niebyt w tym rejonie konkurencja. Przedstawiciel jednego z „wielkich nieobecnych” tam wydawnictw dowiedział się o procederze gwarancji szkolnych na zakup tych a nie innych podręczników i nie wytrzymał – to nie dziwi. „Denuncjacji” do EIO mógł dokonać ignorowany nauczyciel, który pragnął zmienić podręczniki, ale mu nie pozwolono. W grę wchodzą lokalni rywale wśród przedstawicieli handlowych i rywale polityczni dyrektorów szkół. Niezależnie od tego, kto pierwszy poinformował o zwyczajach wydawniczej rywalizacji, wbrew pozorom skorzystać z tego mogą także i… wydawnictwa. Dlaczego? Oto rozpoczęło się „dochodzenie prawdy”, czyli zasady funkcjonowania wydawnictw w szkołach muszą ulec zmianie? To z pewnością przyniesie choć chwilową ulgę i zmniejszenie kosztów dla wydawnictw, czyli oszczędności, bo mniej wydatków na promocję tę legalną i tę, jak się okazuje teraz, troszkę podejrzaną. Być może, że „pazerność” na bonusy i profity żądane od wydawnictw przekroczyły granice opłacalności i ten balon ktoś musiał celowo przebić. Jak by na to nie patrzeć, póki polskiej szkoły nie stać na komputery w każdej klasie szkolnej, lub tablety dla uczniów w miejsce kredy i tablicy, póty książki i wydawnictwa będą egzystować.

Przyszłością edukacji jest prowadzenie zajęć szkolnych w pracowniach z komputerami. Nauczyciele będą wykładać i ćwiczyć materiał kompatybilny z programem nauczania, a podręczniki, cóż, przez jakiś czas będą jeszcze zalegały szkolne szafki. Mamy okres przejściowy i zapewne za kilka lat papier będzie zbędny w edukacji (także edukacyjnej biurokracji). Kolejnym krokiem rozwoju będzie pewnie… szkoła wirtualna? Na razie „afera podręcznikowa” powraca w formie poszukiwań nauczycieli, dyrektorów szkół, którzy korzystają z bonusów wydawnictw – polowanie na czarownice?