Tomasz Adamek walczył tej nocy z Nagym Aguilerą. Po zeszłorocznej przegranej z Witalijem Kliczką, to miał być pojedynek na przetarcie. Adamek wygrał zdecydowanie i jednogłośnie na punkty (3:0), boksując na pełnym dystansie 10 rund. Przez cały czas Polak kontrolował wydarzenia w ringu. Zasypywał przeciwnika gradem ciosów, ale mimo to Aguilera nie poddawał się.
Aguilera, Dominikanin z pochodzenia a mieszkający w USA, zapowiadał przed walką fajerwerki, miał walczyć bez kompleksów. Musiał czuć respekt do pogromcy Arreoli, który znokautował Nagy’ego w trzeciej rundzie. Praktycznie zagroził Adamkowi dopiero w ósmej rundzie, gdy dwukrotnie trafił prawym potężnym sierpem i wydawało się, iż Tomasz był lekko zamroczony. Nagy nie miał sił lub pomysłu, aby to wykorzystać.

Adamek vs Aguilera (foto: interia.pl)
Adamek znowu pokazał klasę i pełen profesjonalizm. Kondycja, realizacja założeń taktycznych, technika – to wszystko elementy zrealizowane doskonale. Zabrakło być może tego decydującego trafienia, do jakiego przyzwyczaił widzów we wcześniejszych walkach w wadze cruiser. Serie ciosów wywierały na przeciwniku wrażenie, podobnie kondycja i szybkość – Aguilera napierał na Polaka, ale nie mógł go trafić. Tomasz wyraźnie odbudował się nie tylko fizycznie, ale także psychicznie. W czerwcu 2012 ma stoczyć kolejną, trudniejszą walkę. Trzymam kciuki.